Kiedy pan Prezes śpi, koty harcują. Tworzą nową, prawicową formację polityczną. Młodszy, oświecony PiS.
Tworzą go na papierze jeszcze. Od skupienia grona ideologów i przekonywujących publicystów. Bo tak powstaje każdy poważny ruch polityczny. Kiedyś Lenin, niezwykle skuteczny polityk, zakładał „Iskrę”, aby z spisanych tam i rozsianych niczym iskry idei rozgorzał płomień rewolucji. A święta dla polskiej prawicy „Ewangelia Jezusa Chrystusa według Jana” już od początku przypomina, że „Na początku było Słowo /…/ i Bogiem było Słowo”.
Słów i mediów na prawicy nie braku, heroldów idei też. Do czasu wet prezydenckich wszystkie one brzmiały jak jeden chór chwalbę mądrości i czynów pana Prezesa głoszących. Ale teraz zjednoczony front poparcia wyraźnie pękł.
Jedyna udana inwestycja kadrowa
Wystarczy przeczytać ostatnie wydanie tygodnika „Do Rzeczy”. Redagowanego przez Pawła Lisickiego. Już wcześniej przez analityków prasy „Dobrej Zmiany” uznanego za organ „oświeconego skrzydła” PiS.
Czasem delikatnie dystansującego się od niezwykle lizusowskiego wobec pana Prezesa i jego rządu tygodnika „Sieci” redagowanego przez braci Karnowskich i prymitywnej „Gazety Polskiej”, organu moherowego PiS, redagowanego przez Tomasza Sakiewicza. Ale jeszcze miesiąc temu wszystkie te czasopisma były jednym monolitem. Pluralizm był tam słowem nie tylko uznanym za nieprzyzwoite, wręcz zakazanym.
Teraz oczy przecieram, kiedy czytam analizę Pawła Lisickiego:
„Wbrew opowieściom totalnej opozycji, obóz prawicowy to szersza konfederacja różnych grup środowisk. Po drugie, udowodnił, że – znowu wbrew propagandzie – Polską nie rządzą fanaberie i kaprysy Naczelnika z Żoliborza, ale że w zbudowanym przez niego systemie władzy są bezpieczniki. PiS to nie dobrze naoliwiona machina do realizacji jednostkowej woli, ale konfederacja, w której kiedy jedna grupa idzie za daleko, hamuje ją inna. A to daje poczucie bezpieczeństwa. Różnica zdań w obozie władzy zatem wcale nie musi być dla niego zabójcza”.
I tak mamy nową koncepcję obozu rządzącego – konfederacji równoprawnych grup politycznych. Grupa prezydencka ma być dodatkowo „bezpiecznikiem” systemu, kiedy jego radykałowie idą za daleko.
Wspiera taką koncepcję Krzysztof Łapiński sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta. Ten, który mówi to, czego panu prezydentowi nie wypada powiedzieć. Pan minister też wpierw uspakaja, że „różnica zdań to nie konflikt”. I zapowiada wzmożenie aktywności legislacyjnej pana prezydenta Dudy. Kancelaria Prezydenta chce być ośrodkiem zmieniającym polskie państwo. Bo pan prezydent żyje teraz „bardziej przyszłością, a nie przyszłością”. Co więcej, jego projekty mają poparcie hierarchii polskiego kościoła katolickiego.
To, czego nie może powiedzieć minister Łapiński, wali bez osłonek gwiazdor prawicowej publicystki, niespełniony polityk, Rafał A. Ziemkiewicz. Krytykuje pomniejszanie przez media politycznej roli pana prezydenta, bo ostatnie weta to „nie są bryknięcia sfrustrowanego Adriana”.
I zadaje fundamentalne dla wielu, sfrustrowanych prawicowców młodszej generacji pytania:
„A może prezydent ma zupełnie inną wizję tego, jak powinien wyglądać wymiar sprawiedliwości?
A może prezydent Andrzej Duda ma po prostu inną wizje procesu zmian i chce innej Polski niż ta, którą buduje „naczelnik” Kaczyński ze swą, znaną raczej z oddania mu, niż z politycznej mądrości „pierwszą brygadą”?”
I, po krytyce coraz bardziej sekciarskiej polityki liderów PiS, proponuje reformy państwa nie polegające jedynie na wymianie elit i walce z „całym światem”, lecz „plan zbudowania trwałych struktur i procedur zdolnych przetrwać gładko kolejne zmiany władzy”.
Dalej w „Do Rzeczy” mamy cały wachlarz krytyki aktualnej polityki rządzącej partii, jej klubu parlamentarnego, a nawet pana Naczelnika Polski.
Łukasz Warzecha zauważa, że premier Orbán wzmacnia u siebie nową, patriotyczną klasę średnią. A elity PiS kupują poparcie wyborcze rozdając pomoc socjalną warstwom biednym, lecz nie kreatywnym. Agnieszka Niewińska ośmiesza nowego sojusznika PiS, byłego prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwili. Maciej Pieczyński kwestionuje politykę władz PiS wobec Ukrainy. Ekolog dr. hab. Andrzej Bobiec totalnie krytykuje wycinki w Puszczy Białowieskiej, firmowane przez pana ministra Szyszkę. Po raz pierwszy na łamach prasy prawicowej czytam wielką pochwałę Funduszy Europejskich, czyli kryptoreklamę Unii Europejskiej. A na deser mam narysowaną przez Andrzeja Krauzego karykaturę pana posła Mularczyka z podpisem „Polska delegacja do Hitlera w sprawie odszkodowań wojennych”. I opinię kultowej dla polskiej prawicy blogerki Kataryny:
„Andrzej Duda to bodajże jedyna naprawdę udana inwestycja kadrowa Prawa i Sprawiedliwości”.
PO o PiS-bis?
Profesor Henryk Domański, wnikliwy analityk polskiej sceny politycznej, wieszczy w ostatnim wydaniu „Przeglądu” – „PiS nie dowiezie obecnego poparcia do wyborów. Prawica jeszcze długo będzie rządzić Polską, ale w wersji odnowionej”.
Prognozy profesora Domańskiego zbieżne są z nastrojami panującymi wśród młodszych parlamentarzystów PiS, Kukiz’15 i PO. Zgodnie narzekają oni na blokowanie im awansów i dostępu do władzy przez rządzące PiS i PO-elity. Ludzi często w wieku emerytalnym, polityków ukształtowanych na przełomie Polski Ludowej i III RP.
W klubach parlamentarnych PiS i PO tli się bunt parlamentarzystów młodszej generacji, traktujących swych liderów jak „postkomunistyczne złogi”.
Dla nich możliwa jest w przyszłym parlamencie koalicja młodej generacji z PiS, Kukiz’15, i nawet PO. Generacji nie skażonej opozycją solidarnościową, umowami Okrągłego Stołu i religią „katastrofy smoleńskiej”.
Dlatego prezydent Andrzej Duda kreowany jest na patrona, przywódcę takiej odmłodzonej prawicy. Kiedy pan Naczelnik odejdzie, a pozbawiona go „pierwsza brygada” skłóci się lub rozpierzchnie.
PS. W tym scenariuszu nie ma miejsca dla polskiej lewicy. I nie będzie, jeśli nie stworzy ona programu V Rzeczypospolitej. Alternatywnej dla prawicowej V RP.