O tym, kim byli otoczeni dziś państwowym kultem „żołnierze wyklęci” i komu Polska, wbrew oficjalnej retoryce, zawdzięcza swój niepodległy byt z ppłk w st. spocz. Wiesławem Pokrzywnickim rozmawia Anna Milewska
Jak pan wspomina koniec wojny?
Urodziłem się w Pruszkowie. Jako młody chłopak, nastolatek, zostałem wysłany, żeby wyciągnąć z miejscowego obozu (Dulag 12) ciotkę. Akurat mnie wybrano do tego celu ze względu na mój młody wiek i mniejsze ryzyko z nim związane. Wyprawa zakończyła się w ten sposób, że na pożyczonej od ojca furze wywiozłem z tego obozu 14 osób, ratując im życie. Jeden z nich miał w gipsie nogę, drugi rękę. Najwyraźniej byli to powstańcy. Wywiozłem ich do Ożarowa. Tam odebrał ich Czerwony Krzyż. Tymczasem przez obecną władzę jestem zaliczany do „gorszego sortu” Polaków, ludzi z „niegodną biografią”, której się jednak wcale nie wstydzę. Po wojnie utożsamiałem się z nowym porządkiem, który jawił się jako szansa dla takich ludzi jak ja. Tylko z tego powodu jestem zaliczany tych, których dziś odsądza się od czci i wiary.
Może dlatego, że był Pan zaangażowany w budowę Polski Ludowej?
Po wojnie uczestniczyłem w odgruzowywaniu Warszawy, na własne oczy oglądałem defiladę dzień po wyzwoleniu miasta w Alejach Jerozolimskich. Tuż po wojnie trafiłem do pracy w Wydawnictwie Komunikacji i Łączności, jako siedemnastoletni chłopak. Niedługo później zostałem powołany do wojska, ponieważ Polska Ludowa potrzebowała żołnierzy. Nie tylko umiałem czytać i pisać, co w tamtym czasie nie było wcale tak powszechne, ale skończyłem też Szkołę Handlową, więc trafiłem od razu do szkoły oficerskiej. Zostałem wysłany do Szkoły Oficerskiej Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Legnicy )jej absolwentem był m.in. nadworny satyryk PiS, Jan Pietrzak). I w ten oto sposób zostałem oficerem KBW. Jako żołnierz KBW brałem udział w kilku akcjach skierowanym przeciwko tak zwanym dziś „żołnierzom wyklętym”. Jedna z takich akcji dotyczyła wyłapywania skoczków, którzy byli zrzuceni z Niemiec.
Brał pan też udział w rozbrajaniu grup zbrojnych działających na tym terenie…
W tym czasie w lasach ukrywało się wielu partyzantów i byłych żołnierzy różnych narodowości. Byli wśród nich Polacy, Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy, a także, oczywiście, faszyści. Większość z nich wmawiała miejscowej ludności, że są ich wyzwolicielami, a to pociągało za sobą dla tej ludności określone koszty. Przychodzili do wsi i kazali sobie oddać a to świnię, a to krowę, bo to im się jako wyzwolicielom jakoby należało. Robili tak wszyscy, czy mieli orzełki na czapkach, czy nie. A przecież nawet ci, którzy występowali wówczas jako patrioci wierni Londynowi, nie mieli już wtedy oficjalnego poparcia rządu londyńskiego, lecz działali na własną rękę, głównie lokalnie. Nie zapominajmy, że Armia Krajowa została w styczniu 1945 r. oficjalnie rozwiązana.
Jak zwalczaliście działalność tego rodzaju formacji zbrojnych?
Gdy przyjeżdżaliśmy na miejsce, robiliśmy sąd nad tymi, którzy okradli wioskę, a więc to nie było tak, że ktoś kogoś likwidował samowolnie. To nie było tak, jak w przypadku tego, co stało się we Wrocławiu rok temu, o czym teraz tak trąbią w mediach. Był regularny sąd, zeznania świadków i wyrok. Co więcej, to wszystko było udokumentowane. To nie były morderstwa, tylko wyroki sądów. Ci z prawicowego podziemia to byli przede wszystkim synowie przedwojennych burżujów, fabrykantów i posiadaczy ziemskich. Świadkami przed takim sądem byli zazwyczaj biedni mieszkańcy wiosek, które zostały przez nich napadnięte. Ta „leśna działalność” trwała aż do lat 50-tych.
Obserwował pan te środowiska…
To były przede wszystkim dzieci przedwojennej elity, której majątki i status zostały zagrożone przez nową władzę ludową. Mieli oni poczucie, że w ten sposób bronią dorobku i majątków swoich rodzin, a tym samym i własnej pozycji. Wmawiano im, że Polska jest pod „ruskim zaborem” i trzeba o tę Polskę walczyć. Chcieli nie tylko przywrócić dawny porządek, ale uważali, że trzeba tylko wypędzić „Ruskich” i wszystko znow bedzie dobrze. Tak dobrze, jak przed 1939 rokiem, kiedy we wsiach mało kto umiał czytać i pisać. Przecież jeszcze w latach pięćdziesiątych, kiedy szkoliłem żołnierzy, bardzo często zdarzali się wśród nich analfabeci, którzy zostali objęci edukacją dopiero w okresie powojennym.
Czy tylko dzieci przedwojennych elit angażowały się w działalność tych formacji?
Londyn walił pieniądze, a oni dzięki temu mieli forsę, żarcie, co przyciągało kolejnych ludzi do prawicowego podziemia. Z najróżniejszych środowisk, bo to dawało dostęp do dóbr materialnych, o które wtedy było trudno. Ówczesne organizacje prawicowego podziemia przypominają mi dzisiejszy ONR, tak hołubiony przez dzisiejszą władzę. I zabijali biednych ludzi, którzy nie umieli pisać ani czytać. Po wojnie zdarzało się również, że nawet napadali na koszary. Dlatego, jako żołnierze KBW byliśmy skierowani do pilnowania mostów, zakładów pracy przed atakami zbrojnego podziemia. Przypominało to dzisiejsze zabezpieczenia przed atakami terrorystycznymi wymierzonymi w strategiczne obiekty i ludność cywilną. Żołnierze KBW w późniejszym okresie pomagali też w żniwach, w najróżniejszych pracach i po prostu pomagali odbudowywać kraj po wojnie.
Tymczasem to takich ludzi jak pan obecna władza nazywa zdrajcami i chce skazać na zapomnienie.
To mnie bardzo boli, gdy słyszę takie słowa, jakie niedawno wypowiedział pan prezydent Andrzej Duda, próbując odebrać nam cześć i honor. Mało kto dziś pamięta, że jesienią 1956 r., kiedy mieliśmy realne podstawy obawiać się radzieckiej interwencji na skutek ówczesnych przemian politycznych w Polsce, to właśnie takich żołnierzy jak ja wysłano do ochrony strategicznych obiektów państwowych – zakładów przemysłowych, elektrowni, radia itp. przed przejęciem ich przez żołnierzy radzieckich. Dzięki stanowczej postawie ówczesnych władz Polski rządzący Związkiem Radzieckim nie odważyli się na zbrojną interwencję w Polsce, chociaż wisiała ona na włosku i niewiele brakowało, byśmy podzielili los Węgrów. Czyli w końcu to my tak naprawdę obroniliśmy Polskę, a nie ci tak zwani „żołnierze wyklęci”, którzy kilka lat wcześniej zajmowali się głównie mordowaniem i okradaniem rodaków.