8 listopada 2024

loader

Lękamy się

Od kilku dni na ekranach telewizorów pokazywana jest twarz pana ministra Błaszczaka naznaczona bolesną, ale męską determinacją. Pan minister tłumaczy, że Polska nie wpuści na swe terytorium ani jednego uchodźcy.

Pan minister dysponuje, że będziemy płacić kary, jakich zażąda Unia, ale nie wpuścimy i już. Niezachwiana pewność pana ministra Błaszczaka imponuje, ale też jest łatwa do wytłumaczenia: przecież to nie on płaci, tylko państwo polskie zapłaci z naszych podatków te kary.
Pan minister jest też pewny, że jego wypowiedzi kupuje znakomita większość jego rodaków, podzielających argumenty polskiego rządu. To oczywiste: od początki kryzysu uchodźczego (czy pamiętamy, od czego się zaczął i czemu Zachód uważa, że wszyscy o tym zapomnieli?) pełną parą pracuje państwowa propaganda, mająca na celu wzbudzenie strachu przed uchodźcami. Zabijają, gwałcą i godzą w nasze wartości, że nie wspomnę o tym, że przenoszą choroby i pasożyty. Ludzie więc się boją i są zachwyceni Błaszczakiem.
Dwa miesiące temu ojciec prezydenta Dudy dał swoją znaną już teraz twarz homofobicznej inicjatywy. Wypowiadał się przeciwko małżeństwom jednopłciowym, będąc częścią kampanii fundacji „Mama, Tata i Dzieci”, która miała nadzieję zebrać milion podpisów pod petycją do Komisji Europejskiej skierowanej przeciwko małżeństwom jednopłciowym. Kampania w Polsce cieszyła się sporą popularnością. I temu trudno się dziwić, skoro „ofensywa homoseksualistów na odwieczny porządek społeczny” jest niczym innym jak tylko przekazem, który swe korzenie czerpie ze strachu przed grupą ludzi, jacy w społeczeństwie zawsze byli, są i będą w niezmienionej procentowo części. Środowiska homofobiczne przekonują, że homoseksualiści tylko czyhają, by rozbić instytucję rodziny, odebrać jej dzieci, gwałcąc je od niechcenia co drugi dzień i zmienić całe społeczeństwo w jednopłciową masę, zapominającą o swej tożsamości płciowej, ale też narodowej oczywiście. Ludzie więc boją się tęczowej zarazy i uciekają w homofobię.
Dotarła też do nas wiadomość, że sędzia Trybunału Konstytucyjnego, pełniący obowiązki dyrektora biura Trybunału Konstytucyjnego, Mariusz Muszyński, nakazał usunięcie dwóch książek z biblioteki Trybunału Konstytucyjnego, ponieważ ich zakup nie został z nim uzgodniony. Książki opisywały konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego, jaki ma miejsce od początku kadencji tego rządu i to raczej z pozycji niezgodnych z oficjalną linią interpretacji, prezentowaną przez PiS w tej sprawie. Odnoszę silnie umotywowane przekonanie, że u podstaw tej małostkowej decyzji leży też strach przed opinią, niezgodną z oficjalnie obowiązującą. Bo co się stanie, jeśli ktoś przeczyta te pozycje i to na dodatek w bibliotece Trybunału Konstytucyjnego? Lektura ta może utorować drogę do myślenia samodzielnego, nie poddającego się naciskom, z którego wyniknie wniosek, że Trybunał Konstytucyjny nie jest tym, za kogo się podaje. To z kolei może podważyć przekonanie, że władza jest idealna. Stąd już niedaleko do wątpliwości, a nawet buntu. Mariusz Muszyński więc się boi i wyrzuca nieprawomyślne książki z księgozbioru.
Wzbudzanie strachu jest jednym z najskuteczniejszych sposobów na ubezwłasnowolnienie społeczeństwa. PiS korzysta z tego instrumentu ze znawstwem i skutecznie.

trybuna.info

Poprzedni

Cała naprzód!

Następny

Jak wszystko popsuć?