Dwa są główne segmenty frontu propagandowego reżymu PiS. Jeden to tzw. media publiczne, czyli Telewizja Polska i Polskie Radio. Drugi to segment prasowy, którego głównymi filarami są tygodniki „Gazeta Polska” Tomasza Sakiewicza, „Sieci prawdy” braci Karnowskich (dawne „W sieci”) i „Do Rzeczy” Pawła Lisickiego oraz ich internetowe odnogi, czyli portale.
Segment pierwszy, będący w bezpośredniej gestii władzy PiS jest oczywiście zdecydowanie potężniejszy od drugiego z uwagi na swój ogromny zasięg. Jego flagowymi pozycjami są supermanipulatorskie „Wiadomości” 19.30 w Jedynce TVP, czy takie jedynkowe programy propagandowe jak choćby poranny „Kwadrans polityczny” czy „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego, jak również propagandowy kombinat polityczny TVP Info, pisowska szczujnia w trybie non-stop.
Propaganda w stylu „naj”
Główne zadanie jakie spoczywa na tym pierwszym z segmentów propagandowych to podtrzymywanie poparcia dla władzy w elektoracie PiS, szczucie go na przeciwników, dostarczanie mu karmy dla nienawiści do „totalnej” opozycji, utrzymywanie go w stanie permanentnej mobilizacji, czujności, pobudzenia, w stanie nieustającego alertu politycznego. Wyklucza to stosowanie innych niż tylko najprymitywniejsze chwytów propagandowych, wyklucza cieniowanie problemów, zwracanie uwagi na subtelności, a już zwłaszcza wskazywanie na jakiekolwiek słabości w obozie „dobrej zmiany”. W tym przekazie wszystko jest „naj”: najwspanialszy rząd odnoszący wyłącznie sukcesy, najwspanialsi i najuczciwsi, a właściwie jedyni po słońcem uczciwi politycy PiS z ich genialnym wodzem na czele, najwspanialsza od tysiąca lat sytuacja gospodarcza Polski i najwspanialsze perspektywy dla narodu. Jedynym wyjątkiem od tej reguły, ale występującym dopiero od lipca b.r. bywa przekaz dotyczący prezydenta Dudy, człowieka, który, jak jest sugerowane, powodowany podejrzanymi motywacjami i wpływami, spowolnił swoimi wetami „dobrą zmianę” w sądownictwie. Jednak i w tym przypadku krytyczny w stosunku do prezydenta przekaz jest mitygowany, by nadmiernie nie martwić elektoratu, nie demobilizować go, nie zniechęcać. Nie porusza się tu więc także n.p. kwestii głośnego i ostrego konfliktu między Dudą a MON Macierewicza, a o konflikcie wokół wet do ustaw sądowych jedynie napomyka, klajstrując je równolegle retoryką niechybnie nadciągającej zgody na linii Duda-Kaczyński.
„PiS i jego świrowisko”
Dlatego o ile oglądanie produktów telewizyjnej szczujni TVP, to dla krytycznego widza doznanie i śmieszne i straszne, o tyle jest ono mało wartościowe z poznawczego punktu widzenia. Pałkarska toporność i jednostronność przekazu uniemożliwia wysnucie z niego istotnych wniosków co do tendencji, napięć, nurtów, fermentów i animozji personalnych w obozie władzy. Wiedzy o tych trzeba szukać gdzie indziej, właśnie m.in. we wspomnianych tygodnikach opinii i ich portalach. Z punktu widzenia sympatii politycznych ich pozycja kształtuje się następująco: „Gazeta Polska” i „Sieci prawdy”, choć występują miedzy nimi niesnaski personalne i na tle stosunku do obecnego kierownictwa TVP (Karnowscy są za Kurskim, Sakiewicz go nie lubi) ortodoksyjnie trwają przy obozie Kaczyńskiego w duchu rewolucyjnej „dobrej zmiany”, nie szczędząc przy tym oczywiście mniej czy bardziej ostentacyjnych uszczypliwości w stosunku do Dudy i jego kancelistów (grillowaniem Dudy zajmuje się na przedostatniej stronie okładki „GP” Michał Rachoń, gwiazda kłamliwych, skrajnie stronniczych programów TVP, „Woronicza 17” w Jedynce i „Minęła 20” w TVP Info). Natomiast „Do Rzeczy” zajmuje pozycję odrobinę bardziej zdystansowaną do kaczystowskiego centrum obozu rządzącego i jest bardziej wyrozumiałe wobec Dudy, poza tym że także nieco zdystansowane do sekty smoleńskiej i teorii zamachu. To właśnie w „Do Rzeczy” ukazał się artykuł Rafała Ziemkiewicza „PiS i jego świrowisko”, w którym przestrzegł on rządzących, że rozpętywanie ideologicznej paranoi i szaleństwa obróci się w końcu przeciw nim, za co zebrał potężną falę hejtu i oskarżeń o „zdradę”. W tym wymiarze, lekturę flagowych tygodników „dobrej zmiany” można traktować jako rodzaj papierka lakmusowego, czy, jak kto woli, sejsmografu dostarczającego danych o fermentach chemicznych i ruchach tektonicznych w obozie władzy.
Zyzia-Hyzia szlag trafia
O tym, że dekompozycja, także emocjonalno-symboliczna w obozie „dobrej zmiany”, mająca przecież ogromny wpływ na jego spójność, postępuje, może n.p. zaświadczyć treść i ton ostatniej edycji stałej rubryki kierownika działu Kraj „Gazety Polskiej” Piotra Lisiewicza, ukazującej się pod tytułem „Zyziu na koniu Hyziu”. Składa się ona z jego krótkich, złośliwych komentarzy dotyczących bieżących tematów politycznych i związanych z nimi personaliów. Otóż o ile do lipca wszystkie szydercze komentarze Lisiewicza (czy on Zyziu czy on Hyziu?) skierowane były pod adresem „totalnej opozycji”, PO, „N”, KOD, Obywateli RP czy wszelakiej lewicy, o tyle w edycji ostatniej („GP”/43/2017) na sześć kwestii tylko dwie ( jedna – poświęcona Grzegorzowi Schetynie i jego „ekipie frustratów”, druga – znienawidzonym generałom Stanisławowi Koziejowi i Markowi Dukaczewskiemu) dotyczą kręgów i osób niechętnych obecnemu obozowi władzy, ale aż cztery dotyczą postaci z własnych szeregów. Przyznając, że jest furiatem, Lisiewicz zjechał z góry na dół Zofię Romaszewską, za „buntowanie” Dudy, Rafała Ziemkiewicza za zdradziecki tekst „PiS i jego świrowisko”, prymasa Wojciecha Polaka za jego niezbyt miłe dla PiS wypowiedzi z ambony (Jasna Góra) i na łamach prasy („Tygodnik Powszechny”) oraz Jarosława Gowina za konserwowanie układu w środowisku naukowym. „Za chwilę szlag mnie trafi i zacznę bluzgać” – wyznaje Lisiewicz swój stan emocjonalny w reakcji na postawę Romaszewskiej. Ta proporcja 4 do 2, czy 2 do 4, jeśli kto woli, w tekście nieźle przecież poinformowanego dziennikarza „zbliżonego do kół” daje wiele do myślenia.
Rysa, szczelina, rów – już nie do zasypania
W tej sytuacji niezmiennie tromtadracki ton pisowskiej propagandy sukcesu, triumfalistyczne tony w wypowiedziach reżymowych dziennikarzy (n.p. Agatona Kozińskiego, który 26 X, jako gość radia Tok FM aż dławił się i pienił w pełnym zachwytu podnieceniu nad 47-procentowym poparciem dla PiS w wydaniu sondażowni CBOS) coraz bardziej staje się robieniem dobrej miny do coraz gorszej gry. Propagandyści PiS i jego co przytomniejsi politycy wiedzą, że poszerzająca i wydłużająca się rysa na stropie pisowskiej budowli może, przy pojawieniu się w jakimś momencie (niestety nie jest raczej zbyt bliski) ostrego tąpnięcia n.p. ekonomicznego czy wstrząsu polityczno-moralnego, stać się może detonatorem radykalnego rozpadu obozu rządzącego. Wiedzą, że owa rysa jest niepodatna na uszczelnienie choćby z przyczyn emocjonalno-charakterologiczno-ambicjonalnych, zwłaszcza po stronie Kaczyńskiego. To właśnie podskórny, maskowany demonstrowaną butą lęk popycha blisko siedemdziesięcioletniego Kaczyńskiego do poważnych rozważań nad bardzo dla niego osobiście i jego ekipy ryzykownym – z różnych powodów – wariantem objęcia przez niego teki szefa rządu. Ryzykownym, bo przecież o 11 lat młodszy (57-letni) pełen jeszcze werwy i wolny od późniejszych, ciężkich przeżyć Kaczyński, to nie mocno postarzały, zmęczony, zrujnowany zdrowotnie ciężkimi przeżyciami i będący wyraźnie w coraz gorszej (co naturalne) kondycji 68-letni Kaczyński z roku 2017.
Jak się może rozpaść w proch i w pył pisowska zawierucha
Podnosząc oczy ponad codzienny kurz bitewny warto sobie uświadomić, że władza PiS osadzona jest na bardzo kruchym fundamencie, jakim jest życie i zdrowie Kaczyńskiego. On nie jest liderem relatywnie łatwo zastępowalnym jak w innych partiach. Jest wodzem w bliskiej perspektywie niezastępowalnym, jest WSZYSTKIM. Gdyby go w pewnym momencie zabrakło, PiS na krótko zwarłby szeregi wokół Małego-Wielkiego Trupa (tak było w obozie stalinowskim po zgonie Generalissimusa), ale bardzo szybko pisowska zawierucha rozpadłaby się w proch i w pył, a pisowscy baronowie, faworyci, dworacy, liderzy frakcji, dziś w pokorze lub upokorzeniu znoszący tyranię wodza oraz skupieni na rywalizacji o miejsce przy jego uchu („uchu prezesa”) z charkotem rzuciliby się sobie do gardeł. A zatem – jeszcze nil desperandum, nie wszystko stracone. Za szwedzkiego potopu wyglądało to jeszcze gorzej.