8 listopada 2024

loader

Lustro „Syberiady”

„Syberiada polska” Zbigniewa Domino wydana w 2001 roku okazała się nie tylko wielkim wydarzeniem wydawniczym, czytelniczym, jako pozycja bardzo poczytna, ale także zjawiskiem społecznym.

Wywołała wielki społeczny rezonans wśród czytelników, którzy albo sami mieli za sobą dramat syberyjskiej zsyłki albo byli bliskimi takich osób lub się z nimi i ich opowieścią zetknęli. „Syberiada” doczekała się nie tylko przekładów na kilka języków, ale także ekranizacji, po prawdzie niespecjalnie udanej.
Walory i siła wspomnieniowej książki Domino polegały nie tylko na talencie pisarskim autora i nie tylko na autentyczności przekazu człowieka, który sam doświadczył syberyjskiej zsyłki. Była ona także tak naprawdę pierwszym polskim tej rangi pisarskiej i dokumentalnej świadectwem syberyjskiej epopei polskiej czasu II wojny światowej, świadectwem o takim walorze syntetycznym. O ile w swoim słynnym „Innym świecie” Gustaw Herling-Grudziński pokazał syberyjski wycinek własnego zesłania, nadając mu przy tym piętno niemal metafizycznego oskarżenia sowieckiego system łagrowego (poniekąd na podobieństwo zamysłu „Archipelagu Gułag” Aleksandra Sołżenicyna), dokonanego z perspektywy wysublimowanego inteligenta, a historycy Irena Grudzińska i Jan Tomasz Grossowie w pracy „W czterdziestym nas Matko na Sybir zesłali…” dali ściśle dokumentalny obraz zdarzeń, o tyle dopiero Zbigniew Domino połączył właściwości dokumentalne tej „opowieści prawie dokumentalnej”, jak ją sam określił, z szerokością syntezy, z ujęciem syberyjskiego losu przede wszystkim w perspektywie doświadczeń zwykłych ludzi i z wolnością swojego przekazu od interpretacji ideologicznych.
„Zaklęty krąg”, jak napisał we wstępie sam autor, „nie jest powieścią, nie jest też dziennikiem ani pamiętnikiem. Jest prawie dokumentalną opowieścią o tym, co działo się naprawdę”. Jest też jednocześnie kontynuacją retrospektywną wątku syberyjskiego i opowieścią o fenomenie czytelniczo-społecznym, jakim była „Syberiada polska”. Jest również opowieścią o współczesnym już powrocie autora, jako wolnego człowieka, na Syberię, tę samą (choć nie taką samą), na której znalazł się przed dziesiątkami lat nie z własnej woli. Takie powroty do dawnych miejsc, jak na przykład powroty polskich kresowiaków do swoich małych ojczyzn, tak częste w latach dziewięćdziesiątych, po upadku ZSRR, zwykło się nazywać powrotami „sentymentalnymi do miejsc ukochanych”, ale przecież powrotu Domino tak nazwać niepodobna. To był raczej odważny, męski powrót „śladami nękających wspomnień” jak brzmi tytuł jednego z rozdziałów. Powrót, którego przecież podjąć nie musiał, ale chciał. Powrót odważny i niełatwy także dlatego, że wcielony w życie w kraju trudnym i niebezpiecznym, jakim jest i współczesna Rosja, gdzie takie reminiscencje bynajmniej nie zawsze traktowane są jako sentymentalna turystyka, ale traktowane bez entuzjazmu jako rodzaj uporczywej pamięci, którą nie wszyscy tam lubią i nie wszyscy traktują ją bez nieufności, tak jakby dopatrywali się w motywacjach przybyszów „iż Polszy” ukrytej intencji wypominania im tych strasznych czasów, drażnienia starych blizn, tak jakby oni byli im winni, podczas gdy wielu z nich i ich przodkowie, byli tak jak Domino ofiarami tamtego Systemu, ofiarami „nieludzkiej ziemi”. W końcu wspomniany wyżej „Archipelag Gułag” Sołżenicyna jest opowieścią nie o czym innym, niż o Rosji i jej obywatelach jako zbiorowej ofierze nieludzkiego Systemu. Nie o męce Polaków czy Marsjan, ale o męce obywateli radzieckich.
„Zaklęty krąg” jest też swoistą dokumentacją społecznego fenomenu recepcji „Syberiady polskiej”. Znaczną część tomu zajmują liczne listy, które autor otrzymał od czytelników, najczęściej zwykłych ludzi. Ich komentarze do lektury, wrażenia, emocje, spostrzeżenia i wspomnienia własne stanowią jakby powiększające zwierciadło, w którym przegląda się „Syberiada polska” i jej autor.
Sięgnąłem po „Zaklęty krąg” Zbigniewa Domino bez wielkiego entuzjazmu, ale nie dlatego, że nie cenię autora i jego wybitnego dzieła, ale dlatego, że nie jest to lektura pogodna, a takie może są bardziej potrzebne w czasie tak marnym, jaki dziś przeżywamy w Polsce. O czasach opresji lepiej się czyta, przynajmniej mnie, gdy w życiu współczesnym można oddychać swobodnie. Czytanie o czasie strasznym w okresie zaciskającej się pętli we własnym kraju, może mieć bowiem w sobie jakiś, choćby minimalny, rys masochizmu, zażywanie „dosmucacza”, że posłużę się słowem z Kabaretu Starszych Panów. Ja to przynajmniej tak odbieram przez filtr wrażliwości własnej. Mimo to sięgnąłem po „Zaklęty krąg” i nie żałuję tej lektury. Bo tak, jak Domino w ostatnim rozdziale dokonał „domknięcia „Zaklętego kręgu”, tak i ja dzięki tej lekturze domknąłem i co ważniejsze, poszerzyłem i wydatnie wzbogaciłem tamtą swoją, sprzed kilkunastu lat, lekturę „Syberiady polskiej”. No właśnie, zobaczyłem ją w nowym zwierciadle, z większego dystansu i z innej pozycji ludzkiej i czytelniczej. Z silniejszym niż wtedy poczuciem smaku i wartości tego, co jest wolnością.
Jeśli ktoś chce poznać wątek syberyjski czasów ostatniej wojny w metafizycznym, filozoficznym i ideologicznym, ale i wycinkowym ujęciu inteligenta i przyszłego, cokolwiek pięknoduchowskiego eseisty, ten powinien przeczytać „Inny świat” Herlinga-Grudzińskiego. Kto chce czystej dokumentacji zdarzeń, ten powinien sięgnąć po pracę małżeństwa Grossów. Ten jednak, kto chce doświadczyć, umysłem i wyobraźnią tylko przecież, ale na to na szczęście nie ma rady, syntezy tamtego świata i spotkać się ze świadectwem na wskroś i najbardziej ludzkim, humanistycznym, bliskim ziemi, choćby „nieludzkiej”, ten powinien sięgnąć po wybitne książki Zbigniewa Domino, „Syberiadę polską” i jej dopełniające zwierciadło – „Zaklęty krąg”.

trybuna.info

Poprzedni

Encyklopedysta

Następny

Niezgodna z polityką