Jeśli ustalenia naukowe doktorów Mirosława Tryczyka z Wrocławia i Michała Trębacza z Muzeum Historii Żydów Polskich „Polin” w Warszawie zostaną ostatecznie potwierdzone, to polska świadomość historyczna może zostać poddana szokowi o sile „przewrotu kopernikańskiego”.
W gruzach może lec mit szlachetnego narodu polskiego, który w czasie okupacji niemieckiej 1939-1944 bronił Żydów przed zagładą i skompromitowany może zostać krzewiony od dziesięcioleci przez polską prawicę nacjonalistyczną i kler katolicki, anielski mit szlachetnego narodu ratującego Żydów.
Może się bowiem okazać, że przedstawiciele narodu chlubiącego się największą liczbą obywateli uhonorowanych medalem „Sprawiedliwy wśród narodów świata”, dokonali, zanim na wielką skalę uczynili to okupanci niemieccy, małego Holokaustu na polskich Żydach, głównie we wschodnich rejonach Polski. Według ustaleń doktora Mirosława Tryczyka zawartych w jego książce „Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów”, Polacy, zorganizowani w rodzaj „straży obywatelskiej” dokonali serii masowych mordów na Żydach w piętnastu miejscowościach na wschodzie ziem polskich. Jego ustalenia potwierdza badający te same zagadnienia historyk Michał Trębacz. W ich świetle może się okazać, że spalenie Żydów w stodole w Jedwabnem nie należy do kilku morderczych, epizodycznych czynów dokonanych przez zwyrodniałe jednostki czy wyizolowane kryminalne grupy Polaków, ale są czubkiem góry lodowej polskiej, nie pozbawionej cech masowości, akcji eksterminacyjnej dokonanej na Żydach polskich – małego Holokaustu. Może się okazać, że występująca w Polsce uraźliwość na tle oskarżeń Polaków o uczestnictwo w zagładzie Żydów (n.p. syndrom związany z protestami przeciw określeniu „polskie obozy śmierci” czy nerwowa reakcja na film „Ida” Pawła Pawlikowskiego) jest być może echem ukrytego poczucia winy, a przede wszystkim lęku, wynikającego z przeczuć, że sumienie polskie w kwestii zagłady Żydów dalekie jest od czystości i to w skali zbiorowej. I może się okazać, że działalność tzw. szmalcowników „polujących” za okupacji, w pogoni za zyskiem, na Żydów, była relatywnie „najłagodniejszą” z form opresji w stosunku do nich.
Może się więc okazać, że podtrzymywany z uporem godnym lepszej sprawy mit szlachetnego narodu polskiego, który okazał największą pośród narodów świata ofiarność w dziele ratowania Żydów, pryśnie jak bańka mydlana. Nie zmieni to w najmniejszym stopniu oceny bohaterskiej postawy takich ludzi jak Irena Sendlerowa, ale na postawę zbiorowości narodowej polskiej każe spojrzeć zupełnie inaczej.
Odnosząc się do ustaleń Mirosława Tryczyka, Michał Trębacz stwierdził m.in. że skala mordów polskich na Żydach może upoważnić do stwierdzenia, że mogą być one, z uwagi na swoją skalę liczbową i poziom okrucieństwa, porównane do mordów dokonanych przez Ukraińców na ludności polskiej na Wołyniu.
„Miasta śmierci” Mirosława Tryczyka ukazały się kilka lat temu, ale do tej pory książka ta, wydana zresztą po przełamaniu wielu trudności, nie mogła wydobyć się z kręgu odbioru niszowego. Poniedziałkowa (6 listopada 2017) audycja cyklicznego programu „Tło” telewizji „Polsat” wprowadziła treści książki na drogę recepcji masowej i sprawy tej nie da się już ukryć jak szkieletu w szafie. Wspomniany wyżej doktor Michał Trębacz wspomniał też, że masakry w „miastach śmierci” miały swoje źródło w powszechnym polskim antysemityzmie lat trzydziestych XX wieku (czas II Rzeczypospolitej), w dużej mierze inspirowanym przez Kościół katolicki oraz przez takie skrajnie antysemickie organizacje jak Ruch Narodowo-Radykalny-Obóz Narodowo-Radykalny.
Tekst „Mały Holokaust po polsku” został opublikowany w numerze 1155-1156 (8-9 listopada 2017) „Dziennika Trybuna” omyłkowo jako uzupełnienie wywiadu z prof. Szymonem Rudnickim. Tymczasem jest to osobny tekst autorstwa Krzysztofa Lubczyńskiego. Dziś publikujemy go we właściwej formie.