8 listopada 2024

loader

Marx redivivus!

Czy lewica może uczyć się marksizmu od Prawa i Sprawiedliwości?

Taki tytuł może Czytelnika zdziwić, a nawet zaszokować. Kwestia wyjaśni się natychmiast po przeczytaniu, dość obszernego wprawdzie, cytatu. A mianowicie, Karol Marks w przedmowie do dzieła „Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej” (Książka i Wiedza, Warszawa, 1955 r.) pisze: „…w społecznym wytwarzaniu swego życia ludzie wchodzą w określone, konieczne, niezależne od ich woli stosunki, w stosunki produkcji, które odpowiadają określonemu szczeblowi rozwoju ich materialnych sił wytwórczych. Całokształt tych stosunków produkcji tworzy ekonomiczną strukturę społeczeństwa, realną bazę, na której wznosi się nadbudowa prawna i polityczna, a której odpowiadają określone formy świadomości społecznej. Sposób produkcji życia materialnego warunkuje społeczny, polityczny i duchowy proces życia w ogólności. Nie świadomość ludzi określa ich byt, lecz przeciwnie, ich społeczny byt określa ich świadomość (podkreślenie moje). Na określonym szczeblu swego rozwoju materialne siły wytwórcze społeczeństwa popadają w sprzeczność z istniejącymi stosunkami produkcji albo – co jest tylko prawnym tego wyrazem – ze stosunkami własności, w których obrębie się dotąd rozwijały. Z form rozwoju sił wytwórczych stosunki te zamieniają się w ich kajdany. Wówczas następuje epoka rewolucji socjalnej. Ze zmianą podłoża ekonomicznego odbywa się mniej lub bardziej szybko przewrót w całej olbrzymiej nadbudowie. Przy rozpatrywaniu takich przewrotów należy zawsze odróżnić przewrót materialny w warunkach ekonomicznych produkcji dający się stwierdzić ze ścisłością nauk przyrodniczych – od form prawnych, politycznych, religijnych, artystycznych lub filozoficznych, krótko mówiąc od form ideologicznych w jakich ludzie uświadamiają sobie ten konflikt i rozstrzygają go”.
Sądzę, że teraz tytuł nie szokuje i nie dziwi.
A teraz do naszej polskiej rzeczywistości. Tu mamy bardzo wiele elementów do osądzenia. I tak, przede wszystkim, o sprawie zwanej powszechnie 500+.
To jest najistotniejszy problemat, o którym coraz więcej w określonych środkach masowego przekazu słyszy się jako o wręcz genialnym pociągnięciu polityki społeczno-gospodarczej. To wręcz „hasło dnia i jutra”, o którym ministrowie oraz propagatorzy wieszczą, jako o wręcz genialnym posunięciu władzy.
Twórcy programu 500+ twierdzą, iż nie jest to program pomocy socjalne, ale program mający na celu wzrost prężności demograficznej narodu, a więc powiększenie dzietności. Przyjmijmy na razie te twierdzenia za słuszne. Ale rozważmy jednak taką oto kwestię: małżeństwo z jednym dzieckiem, w którego budżecie domowym o kilka, czy kilkadziesiąt złotych na jedną osobę przekracza dolną granicę upoważniającą do wejścia w program 500+. Ta rodzina nie otrzyma 500 zł na dziecko. Ale rodzina, w której, na przykład, dochód miesięczny wynosi 10, 15 czy nawet 20 tys. złotych i ma trójkę dzieci, otrzyma tysiąc złotych. Pytanie, czy w tej bogatej rodzinie 500+ spowoduje decyzję o czwartym dziecku? Z pewnością nie, ale gdy ta rodzina zdecyduje się na czwarte dziecko, to będą o tym decydowały inne przyczyny, niż otrzymywany dodatek 1 tys. złotych. Apel, aby rodziny zamożne powstrzymywały się od składania wniosków o wejście do programu 500+ można skwitować starorzymskim pecunia non olet. Natomiast we wspomnianej rodzinie z jednym dzieckiem, ale o niskim dochodzie per capita, choć nieco przekraczającym granicę pozwalającą na skorzystanie z programu 500+, ów dodatkowy dochód mógłby, sądząc z wielkim prawdopodobieństwem, doprowadzić do decyzji o posiadaniu drugiego dziecka, wspartym otrzymaniem tysiąca złotych. W tym przypadku, moim zdaniem, program 500+ odniósłby swój pozytywny efekt. Jak zatem widać, w programie 500+ istnieje immanentna mu wewnętrzna sprzeczność. Uważam więc, pozytywnie myśląc o programie 500+, że należy w nim podnieść dolną granicę dochodu na osobę w rodzinie, na przykład do tysiąca złotych oraz ustalić górną granicę dla osób o wysokich dochodach per capita, które je wyłączają z programu 500+. Kwestia tej kwoty powinna się stać przedmiotem głębokiego namysłu oraz przeprowadzenia dokładnych rachunków co do spójności budżetu państwa.
Wracając zaś do cytatu z Marksa o stosunku bytu materialnego i świadomości, trzeba stwierdzić, że program 500+ jest ideą pozytywną, ale brak wprzęgnięcia go w spójną politykę społeczną państwa, z uwzględnieniem sprawy mieszkań, zatrudnienia i płacy młodych ludzi, którzy chcą założyć rodzinę i wzmóc prokreację, zwiększając prężność demograficzną polskiego społeczeństwa. Problem prężności demograficznej narodu jest ściśle związany z warunkami bytowania, o któym decydują otrzymywane dochody oraz ceny dóbr materialnych i innych dóbr, nazwijmy je dobrami pozamaterialnymi.
Wniosek, do którego dochodzę, brzmi: od Prawa i Sprawiedliwości lewica nie nauczy się marksizmu. Marksizm lewica powinna poznawać z dzieł Karola Marksa i marksistów, a ta wiedza lewicy jest niezbędnie potrzebna, aby opracować wizję programu i stać się „partią władzy”.
Jeśli tyle uwagi poświęciłem sztandarowemu projektowi PiS, to warto odnotować mój pozytywny osąd o podniesieniu płacy minimalnej, ale to w zasadzie coroczna decyzja rutynowa i zapowiedź wicepremiera Mateusza Morawieckiego o podniesieniu kwoty wolnej od podatku. Ale jednocześnie negatywnie oceniam obniżkę wieku emerytalnego i to z punktu widzenia bilansu siły roboczej, jak i przedłużającego się średniego czasu życia.

trybuna.info

Poprzedni

Dwie bramki w setnym meczu

Następny

Czym nie jest „Kapitał”?