Powody poparcia dla Mentzena są dwa. Ojcem tego sukcesu jest Balcerowicz i to jak neoliberalne reformy gospodarki, społeczeństwa i państwa ukształtowały podmiotowość zwłaszcza młodego pokolenia, matką – zjednoczona opozycja i to jak wraz z zanikaniem wyboru na scenie politycznej, jedyną alternatywą dla PO-PiS stała się Konfederacja.
Zacznijmy od ojca. Nie ma sensu paleomarksistowska dyskusja, czy źródłem popularności Mentzena jest baza czy nadbudowa. Czyli, czy ludzie chcą na niego głosować, bo chce minimalnych podatków, czy prawa do niezapinania pasów w samochodzie, czy dlatego, że kochają się w nim młode kuce, adepci austriackiej szkoły ekonomii i incele, czy z uwagi na to, że sprzedaje sen o tym, że każdy jest potencjalnie przyszłym milionerem. I ekonomiczna baza i kulturowa nadbudowa składają się na to, w jaki sposób ludzie reprodukują swoje życie, jak konstruują pragnienia i zaspokajają potrzeby.
Pora zrozumieć wreszcie, że neoliberalizm jest spójnym programem, który rekonstruuje naszą podmiotowość w całości i rozważanie, co tu jest ekonomią, a co kulturą, to scholastyka. Powiedzmy, że neoliberalizm to ekonomia pragnień, inwestycji libido w rzeczy i fantazmaty. Każdy ma stać się przedsiębiorcą samego siebie, nawet jeśli nie ma firmy ani kapitałów. Usuwać trzeba wszystkie bariery do tego, żeby móc się bogacić – czy będzie to biurokracja podatkowa, buspasy, parkometry i ograniczenia prędkości, składki ZUS, obostrzenia pandemiczne czy prawo pracy.
Prawo dżungli
A jeśli już decydujemy się na prawo dżungli to uzupełniamy je bezpieczną przystanią w tym nieludzkim świecie – w postaci silnej rodziny, która dopełnia prywatyzację wszystkiego, jest tratwą i kołem ratunkowym. Moje roczniki i młodsze taki świat będą popierać, bo do takiego zostały zsocjalizowane, innego nie znają. Wszystkie nasze bolączki tłumaczono nam, że coś z zewnątrz rzuca nam kłody pod nogi – resztki socjalizmu po PRL, urzędnicy z Brukseli, związki zawodowe, lewackie elity.
Neoliberalizm jest skuteczny, bo… działa. Działa w tym sensie, że daje poczucie sprawczości. „Jeśli będziesz harował i nikt Ci nie będzie przeszkadzał, to się dorobisz” – to może być naiwna i szkodliwa ideologia, gdy zastosujemy ją do całego społeczeństwa (w dżungli zawsze będzie zwierzyna i łowcy), ale już niekoniecznie w indywidualnych biografiach. Co jest bardziej racjonalne, kiedy jesteś synem kasjerki i kierowcy autobusu z blokowiska: branie nadgodzin, łapanie fuch, własna firemka, auto w leasingu i karta z debetem, czy czekanie x lat na lewicowy rząd, który stworzy program mieszkaniowy, podwyższy pensje, zrobi idealny zbiorkom i rozda socjal? Zwłaszcza, gdy Lewica jest przystawką złodziei. Nie odpowiadajcie, to było pytanie retoryczne.
Gdy nie ma wroga, budzą się demony
I tu przechodzimy do matki. Na kogo głosować ma ktoś, kto ma już dość starych twarzy i szyldów, chce wywrócić ten stolik do góry nogami i zamanifestować swój sprzeciw wobec PO-PiS? Na kogo, kiedy PO-PiS wchłania wszystko? Ten prosty mechanizm dobrze wyjaśniały mądre książki wydawane przez te same środowiska, które teraz paplają o „obozie demokratycznym” i że „nie ma wroga na opozycji”.
Gdy zanika polityczny antagonizm, walka na wizje życia społecznego, zostaje nihilistyczny głos protestu. Napełniany w końcu jedyną treścią, jaka wkurzonym jest znana i przez nich oswojona – a więc jeszcze skrajniejszym neoliberalizmem. Balcerowicz nieprzypadkowo uznał ostatnio babyface’a z Konfederacji za swoje nieodrodne dziecko. I nieprzypadkowo 21% wyborców o poglądach lewicowych chce głosować na Konfederację (TYLE SAMO, co na Lewicę!). Przypomnijmy, że ten bękart został spłodzone wespół z safandułami z Lewicy, którzy skapitulowali zupełnie pod tuskowym sztandarem. Póki lewica nie konstruuje własnej wizji podmiotu i modelu społecznego, w którym ta wizja mogłaby funkcjonować, jesteśmy zgubieni.