Wieszcz mówi o przyszłości. Mało kiedy przyszłość interesowała nas bardziej. Abominacyjne mordy czytały „Wesele” na równi z kulturalnymi ludźmi, którzy z rozpaczą patrzą na wyprowadzanie Polski z Europy oraz zostawianie jej na pastwę mściwości Kaczyńskiego i śmierdzącej amatorszczyzny rządzących. „Wesele” ich nieświadomie zjednoczyło, ale tylko na dwie godziny.
Pierwsi nie rozumieli, że „Miałeś chamie złoty róg” śpiewa się nich. Sądzą, że to nie o chamie, a o Konstantynopolu.
Nawiasem mówiąc wejście Turcji do Europy popierali otwarcie bracia Kaczyńscy. I chcieli, aby Polska była Turcją. Zbliżamy się do tego modelu: konflikt na każdej granicy, olbrzymia emigracja zarobkowa. Babina Turcją rządziła – Tansu Ciller. Przygotowała grunt pod autorytarne władztwo Erdogana. „Aby Polska była Turcją” to gotowy szlagwort dla Janka Pietrzaka.
Czytając dziś „Wesele” trudno nie widzieć galicyjskiego wątku, gdzie kotłuje się od humanistycznej myśli w świecie pozbawionym przemysłu i nie mogącym zatrudnić wykształconych politechnicznie absolwentów wyższych uczelni. Przygniata Galicjan agresja niedokształconej humanistyki z podhalańskich wiosek. Ciągnie ona w dół Uniwersytet Jagielloński, który spadł do piątej setki w rankingu szanghajskim. A to jest właśnie dzisiejsza elita władzy. Plus drugorzędni prawnicy z UW.
To oni tłumaczą ludowi, że Unia Europejska ingeruje w suwerenne prawa Sejmu do legislacji, podczas gdy Unia kwestionuje rzekomą poprawność procesu sprawowania władzy wybranej, lecz odbierającej sobie legitymację. Chyba że Polska jest już Turcją (bez Kurdów). Jednego z instrumentów tureckich Polsce Kaczyńskiego brakuje – skłonności armii do fingowania zamachów stanu; a także uchodźców, których można dowolnie eksportować do Europy, wypuszczając ich wedle potrzeb z zasobów gromadzonych wskutek wojny syryjskiej i działania zbrodniczego ISIS.
Innymi słowy – nie mamy czym straszyć Europy.
Ale w drugą stronę, straszyć Europą możemy. Oto uchodźcy przyjęci przez Niemcy gromadzeni są we wschodnich landach, w pobliżu granicy z Polską. Nie miałeś ani myśliwskiego ani Złotego Rogu (aż gęsto od symboli na miarę Wyspiańskiego: poseł Lechistanu nie mógł przybyć, Polonezköy czyli Adampol a także miejsce śmierci Mickiewicza).
W „Weselu” występuje jeszcze jeden złoty symbol – podkowa, którą zgubił Wernyhora, a znalazła Jagusia. Podkowę bardziej ceni się w Polsce niż róg, bo to znak szczęścia. W dzisiejszym „Weselu” próżno o szczęściu mówić. Ludowi wydaje się, że wszystko nam się należało i że załatwił to święty Jan Paweł II.
Populizm to dzisiejsze bratanie się z ludem i kibolami.
W realistyczno-komediowym wątku dzisiejszego „Wesela” mamy Nowogrodzką, jak w kabarecie „Ucho Prezesa”, pucz sejmowy, stosunki minister obrony-zwierzchnik sił zbrojnych, damę stanu w odsłonie 27:1, komisje weneckie i miesięcznice, panią profesor i Czarneckiego, który poszuka miejsca w przyszłej koalicji, dziennik wieczorny TV, który wyjaśnia, że Francja z Niemcami napadają na Polskę, żeby odwrócić uwagę od swoich problemów. W wątku symboliczno-wizyjnym pojawia się natomiast Smoleńsk z dostojnikiem chłepcącym zupę tuż obok katafalku, dyktaturę ciemniaków, zawłaszczanie Wawelu, kardynała próbującego wpasować się między plemiona, mecz z Danią i wojnę za progiem. Watek symboliczny miesza się na każdym kroku z wątkiem realistyczno-komediowym. Każda z postaci i zjaw ma swoją historyczną genealogię.
Kazimierz Wyka pisał w roku 1947 recenzję jak gdyby z dzisiejszej, ogólnopolskiej lektury „Wesela”: Obłędny końcowy taniec wszystkich weselników ma być symbolem społeczeństwa uśpionego w bezwładzie, niezdolnego do czynu, społeczeństwa, w którym zagubiona została rządząca nim misja przewodnicza. Symbolem owej zagubionej misji jest złoty róg…
Nie tylko społeczeństwo nasze miało złoty róg. Swój róg mieli także rządzący.
Tłukli weń na kowadle młotem niszcząc jego kształty i funkcje. Mamy za sobą 29 lat frazesów o „Solidarności”, Bolku, świętym papieżu, Balcerowiczu, co musi odejść, niedźwiedziu po sąsiedzku, aborcji, żołnierzach wyklętych. Wielkie słowa, małe myśli. To dzisiejsza odmiana tego, co znajdziemy w „Weselu”: poezja, lud, nowa twórczość, apostolstwo prasy, chłopomaństwo, półpijane, półsenne, półkomedianckie, wielkie słowa, małe myśli… Tak pisał w 1901 socjalistyczny dziennik krakowski „Naprzód”.
Ksiądz, właściciel karczmy, poddzierżawia ją arendarzowi (a potem grzmi, że Jankiel rozpija chłopstwo). Tego nie ma w przedstawieniach. W tekście jest. Dziennikarz to najemnik ideologiczny. Nie widać tego w TVP i „Gazecie Polskiej”? Proletariat prawie nie istniał. A dziś, poza Śniadkiem i Piotrem Dudą istnieje? To dla proletariatu pisał rówieśnik Wyspiańskiego, Konstanty Krumłowski, „Królową przedmieścia”. Proletariusze „Wesela” nie czytali. A czy Śniadek z Dudą czytali? W szkole lub w sobotę? Dziś na miejscu wodewilu mamy Wisła pany Cracovia dziady. I nie są to bynajmniej „Dziady”, z których wyrasta po części „Wesele”.
„Solidarność” usunęła krzywdy robotników wielkoprzemysłowych, lecz gdzie są oni dzisiaj? Pracują u Indusa. Platforma Obywatelska zajęta była walką o władzę z samą sobą a nie z PiS-em, myśląc po cichu o alternatywie w postaci POPiSu. Polityka to sztuka walki o zdobycie, utrzymanie i przekazanie władzy.
Platforma nie umiała jej przekazać. Mało tego – dysponowała kilkoma rocznikami świetnie wykształconych Polek i Polaków, których nie potrafiła zatrudnić. To oni dali jej przegrać popełniając błąd, na którym żeruje cały czas 40 procentowy elektorat wiodący Polskę do zguby. Takie to mamy wesele.
Parafrazując Gogola można zapytać: Komu czytacie? Samym sobie poczytajcie!