Mamy 2024 rok, a tu ciągle wybuchają awantury o to, czy gminy powinny budować dostępne mieszkania na wynajem. Na lobby rentiersko-deweloperskie działa to jak płachta na byka, bo wiadomo, że zagrozi to patologicznemu sposobowi na życie tych ludzi.
Najlepiej wszystko zostawić rynkowi, wtedy dalej będą „sztucznie” wyludniać się miasta, a wzrastać liczba mieszkańców wsi. Tak, nie pomyliłem się. Według ostatniego spisu powszechnego w Polsce o 3 proc. spadła liczba mieszkańców miast, natomiast liczba ludności na wsi zwiększyła się o 1 proc.
Wynika to nie tyle z nagłej miłości, jaką zapałały mieszczuchy do rolnictwa, ale z powodu rozlewania się miast, na co wpływają wysokie cen gruntów i mieszkań. Powstają „miasta obwarzankowe”. Ludzie nadal pracują i bawią się w miastach, ale dojeżdżają z okolicznych miejscowości.
Rodzi to rozliczne patologie i problemy dla samych miast. Niekończące się korki u wlotów do miasta, zużycie infrastruktury, choć podatki płacone są w innych gminach, pustoszejące centra. Ano właśnie, spekulacja żywi się samą spekulacją, do pewnego momentu w ogóle nie potrzebuje tak naprawdę realnych ludzi. Wystarczą „potencjalni”. Dodatkowo w miastach turystycznych i centrach biznesowych można wynajmować krótkoterminowo w formie airbnb. Dopóki bańka nie pęknie, jest dobrze.
Dodatkowo spekulanci i deweloperzy ciągle wywierają presję na rozbudowę infrastruktury miejskiej, żeby obsłużyć ich pokraczne osiedla w polu. Dlaczego? Ponieważ korzystają na wzroście cen najmu i sprzedaży w pobliżu np. przystanków komunikacji publicznej (ceny w pobliżu stacji metra w Warszawie są wyższe). Potem się tym reklamują w swoich folderach, choć złamanego grosza na tę infrastrukturę nie wydali.
W sytuacji, kiedy w wielu miastach w centrum wciąż jest dużo gruntów pod zabudowę (we Wrocławiu ciągle zieją pustką niektóre miejsca nawet w samym sercu miasta, a deweloperka zabudowuje odległe osiedla jak Jagodno) nie ma sensownego uzasadnienia do rozlewania się miast. Rynek okazuje się mało „racjonalny” z punktu widzenia potrzeb mieszkańców i samej tkanki miejskiej.
Sytuacja radykalnie mogłaby ulec zmianie, gdyby to gminy, zamiast prywatyzować, zaczęłyby budować na większą skalę lokale mieszkalne. Po to choćby, żeby przyciągnąć więcej ludzi bliżej centrów miast, co obniżyłoby koszt rozbudowy i naprawy infrastruktury, za co płaciliby w podatkach „nowi mieszczanie”. A ludzie mieliby bliżej do pracy i miejsc handlowo-rozrywkowych.
Wszyscy wygrywają oprócz patologii dewelopersko-rentierskiej. Problem jednak jest podstawowy, do tego grona należy sporo polityków, którzy wolą poświęcić interes miasta niż interes prywatny.
Uważam, że bez radykalnych decyzji, łącznie ze znanymi nawet z Europy Zachodniej, wywłaszczeniami, miasta będą wymierać i się degenerować, a przedmieścia wcale nie będą lepszym miejscem do życia.
Tylko komu starczy odwagi?
Wolnelewo.pl