Mieszkanie dla Szeremety, bo wygrała w boksie złoto, choć ma srebrny medal! Grzmią prawicowe brukowce.
Dobry pan deweloper obiecał mieszkanie za zloty medal. Miała być reklama deweloperki i pod taką presją głupio byłoby nie dać, więc łaskawie dał za srebro. Wspaniali ci deweloperzy!
Mieszkanie stało się takim dobrem luksusowym, że rozdaje się je wyłącznie za wybitne zasługi. Prawica więc dzielnie walczy o to, żeby te mieszkania należały się wyłącznie gwiazdom sportu i ekranu, a szary człowiek dostaje informację, że jak chce mieszkanie, to ma sobie te kilkaset tysięcy zarobić. Ponieważ „rozdawnictwo mieszkań to zło”. No, chyba że nasza ulubiona zawodniczka ma dostać, to wtedy słusznie się należy.
Tutaj oczywiście chodzi też o to, że ona „przegrała z chłopem przebranym za babę”, ponieważ nasz ulubiony pan Kremlew, o którym zrobiłem cały odcinek podkastu, uznał, że przeciwniczka Szeremety „Lin to mężczyzna, a więc nie może stawać do walki z kobietami”. Kremlew, kumpel Putina i szef organizacji bokserskiej IBA, która została wykluczona z organizacji Igrzysk z powodu licznych nieprawidłowości. Działa od tego czasu na zlecenie Kremla, np. wyrzuciła w 2022 roku Ukrainę po rozpoczęciu inwazji na ten kraj przez Rosję. Dlatego na ruinach IBA powstała inna organizacja bokserska.
Cała ta akcja to połączenie konserwatyzmu zachodniego ze wschodnim. Od lat działają ramię w ramię, nakręcając kolejne histerie.
Jak widać skutecznie, skoro zarówno Andrzej Duda, jak i Donald Tusk tym razem ponad podziałami uznali, że „inne aspekty” i „kontrowersje” zdecydowały, że Szeremeta nie ma złotego medalu.
W tle mogliśmy oglądać popisy transfobii nie tylko w jawnie konserwatywnych pisemkach, ale także w „odzyskanej” TVP. Libki potem będą opowiadać bajki, jak to bronią „praw osób LGBT” przed złym PiS-em, nie rozumiejąc nawet, co ten skrót konkretnie oznacza, a zwłaszcza co oznacza w nim literka T.
Skoro haczyk tak pięknie został połknięty, spodziewajcie się więcej tego rodzaju histerycznych kampanii. Jeśli już nawet nie genitalia, ale jakieś tajemnicze „badania”, których nikt nie widział na oczy, mogą podważać płeć, to w zasadzie każdą osobę można oskarżyć o jej „ukrywanie”. Dotąd konserwatyści śmiali się, że przecież łatwo rozpoznać czy „baba czy chłop”, wystarczy sprawdzić, co ma w majtkach. A teraz sami zaczynają się gubić w tych kwestiach, pośrednio uznając, że płeć to generalnie nie taka prosta sprawa.
Ale pytanie, czy teraz, skoro nie da się łatwo rozpoznać, kto jest „nie dość czysty płciowo”, żeby wejść do damskiej czy męskiej ubikacji, będziemy musieli skanować jakiś kod z potwierdzeniem badań genetycznych? Do takiego absurdu to wszystko prowadzi.
Wolnelewo.pl