8 listopada 2024

loader

Mój sojusznik, banderowiec

Dla polskich elit politycznych to bardzo niewygodna data. Stoi ona w sprzeczności w głoszonej od 1989 roku narracji, z której wynika, iż polska pamięć historyczna ma uderzać tylko w Rosję. Tym bardziej, iż Ukraina jest dla polskich polityków strategicznym partnerem do walki z Rosją. Pamięć o Rzezi na Wołyniu jest systematycznie zapominana kosztem zbrodni komunistycznych, w domyśle rosyjskich.

Apogeum wołyńskiej rzezi przypada na 11 lipca 1943 roku, kiedy to nastąpiła kulminacja masowych mordów ludności polskiej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. W ciągu kilkunastu miesięcy Ukraińska Powstańcza Armia, Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów oraz ludność cywilna zamordowały 60 tysięcy bezbronnych kobiet, mężczyzn i dzieci. Ludzie ginęli w niewyobrażalnych mękach, tylko dlatego, że byli Polakami. To była zaplanowana i dobrze zorganizowana eksterminacja polskiej narodowości na Kresach. Ludzie ginęli od kos i siekier. Świadkowie zbrodni podkreślają wyjątkowe okrucieństwo Ukraińców, która mrozi krew w żyłach. Opisy z „Ogniem i Mieczem” Henryka Sienkiewicza to niemal sielanka z tym, co działo się na Wołyniu.

Banderyzacja

Od czasu Majdanu na Ukrainie trwa już niczym nie skrępowana restauracja kultu Stepana Bandery i idei nacjonalizmu. Chociaż jeszcze za prezydentury Wiktora Juszczenki można było zauważyć, iż ta postać zaczyna wśród Ukraińców wzbudzać szacunek, czego dowodem było uznanie Stepana Bandery i nadanie mu w 2010 roku tytułu Bohatera Ukrainy za niezłomność ducha w obronie idei narodowej, za bohaterstwo i poświęcenie w walce o niezależne Państwo Ukraińskie. Spotkało się to nawet z potępieniem przez Parlament Europejski, którego rezolucja brzmiała: Parlament Europejski (…) wyraża głębokie ubolewanie z powodu decyzji ustępującego prezydenta Ukrainy, Wiktora Juszczenki, który nadał pośmiertnie Stepanowi Banderze, przywódcy współpracującej z nazistowskimi Niemcami Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), tytuł Bohatera Ukrainy; w związku z tym wyraża nadzieję, że nowe władze ukraińskie ponownie rozważą takie decyzje i potwierdzą swoje przywiązanie do europejskich wartości.
Następne kroki były jeszcze bardziej śmiałe i zuchwałe. Prezydent Petro Poroszenko wypowiedział haniebne słowa, które nie wywołały ani oburzenia, ani głębszej refleksji wśród polskich polityków, stwierdzając: Uznając za bohaterów narodowych UPA i Bandera, Ukraina nie powinna brać pod uwagę krytycznych opinii innych państw, w tym nawet ich oficjalnych protestów i negatywnych reakcji. Budowanie tożsamości narodowej na ideologii faszystowskiej to dla Ukrainy droga do nikąd. Jednak co gorsza, ukraiński parlament poszedł o krok dalej. W wyniku ustawy zakazał on szkalowania żołnierzy OUN i UPA i zapowiedział, iż będzie ścigał każdego, kto odważy się podważyć ich bohaterstwo i będzie negować celowość ich walk. Ustawa przewiduje możliwość zapewnienia weteranom i ich rodzinom zniżek i innych socjalnych gwarancji, uznaje odznaczenia i stopnie wojskowe walczących o niepodległość, które przyznano im w formacjach, w jakich służyli. Symboliczne było również to, że ten projekt wniósł Jurij Szuchewycz, ten sam, który podważa polskie granice, dziś ukraiński deputowany, syn zbrodniarza Romana Szuchewycza, głównodowodzącego UPA, odpowiedzialnego za rzeź na Wołyniu, od 2007 roku również odznaczony tytułem Bohatera Ukrainy. Ustawa głosowana była w momencie wizyty polskiego prezydenta Bronisława Komorowskiego na Ukrainie. Ten siarczysty policzek wymierzony w polską pamięć spłynął gestem zobojętnienia. To policzek przede wszystkim dla ofiar i ich rodzin, które mają podstawy czuć się obywatelami drugiej kategorii. Uznano również, iż dzień 14 października, czyli dzień powstania UPA, będzie odtąd na Ukrainie świętem państwowym. To tak, jakby dzień założenia NKWD był dziś świętem państwowym Rosji a SS świętem państwowym Niemiec. Ukraiński parlament uczcił również minuta ciszy śmierć Petra Diaczenki, tego samego, który walczył w powstaniu warszawskim, ale nie po stronie powstańców, tylko w pacyfikacji powstania. Za swoje dokonania został odznaczony niemieckim Krzyżem Żelaznym.
Dochodzą do tego nazwy ulic i placów, którymi honoruje się ukraińskich zbrodniarzy odpowiedzialnych za mordy na polskiej ludności. I tak Stepan Bandera ma honorowe obywatelstwo w Łucku, a reprezentacyjna ulica w tym mieście nosi imię Bohaterów UPA. Rada Miasta przekazała ponadto 200 tys. hrywien na budowę pomnika Stepana Bandery, który ma stanąć w centrum miasta. Ukraiński IPN przyznał, iż Ukraina nie wyrzeknie się UPA – Historia UPA to część historii Ukrainy – podkreślał Wołodymyr Wiatrowycz. Ten proces trwa i nie to jest najgorsze, ale niektóre komentarze polskich polityków i dziennikarzy, którzy zamykają oczy na rosnącą na Ukrainie bonderyzację państwa. Były szef MSZ Grzegorz Schetyna stwierdził, iż w tym pakiecie ustaw, które gloryfikują żołnierzy UPA i nadają im status bohaterów, nie widzi nic niepokojącego. Jeszcze dalej poszedł czołowy publicysta tygodnika „Polityka”, Adam Szostkiewicz, który stwierdził, iż czy nam się to w Polsce podoba, czy nie – kult UPA jest Ukrainie potrzebny jako jeden z elementów budowania posowieckiej tożsamości narodowej. Budowanie tożsamości na nacjonalizmie i polskiej krwi, nie jest elementem budującym relacje polsko-ukraińskie. Z takim przesłaniem Ukraina może zapomnieć o swoich europejskich aspiracjach, co słusznie przypomniał ostatnio szef MSZ Witold Waszczykowski.

Rosyjska obsesja

Rusofobia która jest w Polsce niemal oficjalną doktryną państwową, powoduje olbrzymie szkody intelektualne, polityczne i historyczne. Straszenie Rosją i jej przywódcą to nieomal codzienność w polskich mediach. Zarzut o najmniejszą nawet sympatię dla Rosji jest zdradą stanu, wyrzeczeniem się polskiej tożsamości. Polski kompleks wobec Rosji wynika z jednej strony z naszej tożsamości a z drugiej z braku zrozumienia wielkiego sąsiada. Zbrodnia Katyńska miała być orężem do walki z Rosją. Jakby na złość, Rosyjska Duma potępiła mord katyński i uznała to za zbrodnię stalinowską. To był znaczący gest, niespotykany w historii Rosji, która nie przywykła przepraszać. Uwielbiamy Rosję pouczać, wytykać błędy, ukazywać własną martyrologię, budując tym samym swój mit założycielski, a gruncie antyrosyjski, co nie jest polską racją stanu. Budowanie własnej tożsamości musi opierać się na prawdzie, której nie chce przyjąć strona ukraińska. I robi to konsekwentnie od lat, co jest zjawiskiem zdumiewającym w kraju, który podobno pamięta o swoich krzywdach i własnej pamięci.
Jesteśmy jako społeczeństwo owładnięci niechęcią do Rosji. Boimy się jej wielkości, choć czujemy się lepsi od Rosjan, pod niemal każdym względem. Polska polityka wciąż nieustannie kręci się wokół Rosji i jej problemów. Czujemy się specjalistami od polityki wschodniej, od pouczania Rosji i wskazywania jej właściwych wskazówek. Chcemy być liderem w UE, tym państwem, które wskaże całej wspólnocie, że z Rosją rozmawiać należy z pozycji siły, bo tylko taką rzekomo Rosja rozumie. I ponosimy za to olbrzymie koszty, zwłaszcza nasi rolnicy i sadownicy, ale również całe państwo. Ale żeby utrzeć choć trochę nosa Rosji, warto. I choć cały świat z Rosją robi interesy, to my jak obrażona panienka, którą nie zechciano poprosić do tańca, siedzimy w kącie i liczymy na cud. A jesteśmy tylko pionkiem w wielkiej globalnej grze. Tego jednak nie chcą zrozumieć polscy politycy postsolidarnościowi, którzy mają przerost ambicji i własnego ego.
Jeden z najbardziej cenionych znawców Rosji, prof. Richard Pipes, a dodatkowo były doradca prezydenta Ronalda Reagana, więc to rekomendacja najistotniejsza, wielokrotnie zwracał uwagę na błędy, jakie popełniali polscy politycy względem Rosji. Warto zatem, aby jego słowa stały się przesłaniem do polskich polityków i mediów, aby lepiej zrozumieć rosyjską politykę: W relacjach z Rosją polską dyplomację powinna cechować ostrożność i jak największe zrozumienie natury Rosjan. Trzeba pamiętać, że mają oni wiele kompleksów, które utrudniają prowadzenie racjonalnej polityki(…) Z tych samych względów uważam, że Polska nie powinna flirtować z Ukrainą. Rozumiem przez to snucie planów odizolowania jej do Rosji i połączeniem sojuszem z Polską. (…) Tak samo Warszawa nie powinna wspierać opozycji w Rosji czy na Białorusi. Na coś takiego może sobie pozwolić tylko Ameryka. Natomiast Polska jest zbyt małym krajem, żeby prowadzić taką politykę. Ale co tam, polscy politycy mają misję bycia misjonarzem, wbrew logice i własnemu interesowi narodowemu. Nie ma tu większych różnic pomiędzy politykami PO i PiS. Weźmy przykład. Wiceminister kultury z PiS, Jarosław Sellin, stwierdził publicznie w zeszłym roku, iż wiodącym projektem rządowym będzie ustawa dotycząca 17 września a nie 11 lipca. Dodał, iż ważniejsze niż upamiętniania ofiar rzezi wołyńskiej, jest pomaganie Ukrainie, a Polska powinna akcentować, że do ludobójstwa doprowadzili Sowieci. Jakby w sukurs poszedł dzisiejszym szef MON Antoni Macierewicz, który stwierdził, iż prawdziwym wrogiem, który rozpoczął i który użył ukraińskich sił nacjonalistycznych do tej straszliwej zbrodni ludobójstwa, jest Rosja. To tam jest źródło tego straszliwego nieszczęścia. To oficjalne deptanie pamięci kresowiaków, którzy ginęli z rak ukraińskich nacjonalistów a nie Rosjan czy Sowietów.
Prezydent Andrzej Duda odmówił w tym roku objęcia patronatem honorowym obchodów Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa Obywateli Polskich na Kresach II RP. To bardzo smutne i zastanawiające. W Katyniu wymordowano 20 tys. naszych rodaków, polską inteligencję. Na Wołyniu zwykłych, prostych ludzi. Może to więc o to chodzi, że pamięta się tylko o elicie?

Fałsz, który wybuchnie

Polską racją stanu są dobre relacje z Rosją. Dzisiejsza Rosja nie stanowi żadnego zagrożenia dla polskiej państwowości, choć słyszymy o tym niemal codziennie. Słyszymy o rosnącym rosyjskim imperializmie, o tym, że Putin już szykuje nam drugi 17 września. Ta rosnąca psychoza sprawia, że polskie społeczeństwo Rosji się boi. A nic ma nie bardziej skutecznego w polityce, niż zarządzanie strachem i emocjami. Jakiż to miałaby dziś Rosja w zajęciu Polski? Kraju Unii Europejskiej i NATO? Opieranie się na historycznych krzywdach zaciemnia obraz dzisiejszej Rosji. Polskie państwo ma prawo krytykować rosyjską politykę, ale w żadnym wypadku nie możemy być antyrosyjskim państwem Unii Europejskiej, stać w pierwszej linii walania w Rosję czym popadnie. Rosja jest Zachodowi potrzebna w wielu aspektach. Choćby w konflikcie na bliskim Wschodzie i wojnie z terroryzmem. Bez Rosji nie uda się utrzymać trwałego pokoju na świecie. Jeśli będziemy liderem antyrosyjskiego jądra, to w przyszłości grozić nam będzie izolacja, która doprowadziła w przeszłości do wielu tragedii.
Zamiatanie sprawy rzezi Polaków na Wołyniu i Galicji Wschodniej buduje fałsz, który może kiedyś wybuchnąć z prawdziwą siłą. Doprowadza to do tego, iż po polskiej stronie do głosu dochodzą nasi rodzimi nacjonaliści, którzy w odpowiedzi na brak reakcji ze strony polskich władz, mają jeden, wypróbowany sposób: siłę. Aby nacjonaliści nie dochodzili do głosu po obu stronach granicy, potrzebna jest nie tylko dobra wola, ale i prawda historyczna, która po stronie ukraińskiej nie jest przyjmowana do wiadomości. Przynajmniej na razie.
Dzień 11 lipca, kiedy to przypada rocznica tzw. Czarnej niedzieli, powinna być spoiwem łączącym polską pamięć z tymi, którzy doświadczyli okrucieństwa i terroru z rąk ukraińskich nacjonalistów. Żyją jeszcze rodziny i bliscy ofiar ukraińskich nacjonalistów. Polskie państwo musi pokazać, że stoi po ich stronie i nie zgadza się na wybielanie ich oprawców.

trybuna.info

Poprzedni

Tania armia pracy chce więcej

Następny

Drodzy księża