POLITYKA HISTORYCZNA. Aż się chce wykrzyczeć toruńskim władzom miasta, ziemi nie da się „oczyścić”, bo ludzka krew, to nie śmieci.
Toruniem rządzi prezydent Michał Zaleski, były członek PZPR i były radny Klubu SLD wraz koalicją PO-PIS-Czas Gospodarzy. W tym roku, po raz pierwszy w historii miasta, Zaleski wycofał się z organizacji uroczystych obchodów wyzwolenia miasta przez wojska radzieckie, a teraz nie dostrzega niedopuszczalnej moralnie budowy osiedla w miejscu kaźni 15 tys. radzieckich jeńców na Glinkach.
Miasto wie swoje…
Pomimo przejmującego apelu honorowych obywateli miasta oraz działaczy miejskich, polityków i społeczników, kierowane przez Zaleskiego władze miasta będą kontynuowały budowę osiedla w miejscu Stalagu 312 „Glinki” – de facto „obozu śmierci” dla jeńców radzieckich – i spoczywających tam ofiar powojennych tego miejsca.
Wypowiedź wiceprezydenta z PIS Zbigniewa Rasielewskiego niedostrzegającego skandalu budowania osiedla w miejscu martyrologii tysięcy ludzi w obozie na Glinkach, twierdzącego, że po usunięciu kości, cmentarz przestaje być cmentarzem i inwestycje się prowadzi normalnie, wskazują dodatkowo jakim cynizmem i moralną ignorancją dotknięci są funkcjonariusze partyjni PIS. Ale to akurat nic nowego. Co szczególnie szokuje, rzeczniczka prasowa prezydenta Torunia twierdzi wprost, w żądaniu sprostowania informacji zawartych w felietonie na lokalnym portalu, że „tereny gminy przeznaczone pod zabudowę mieszkalną nigdy nie były terenem obozu jeńców radzieckich”, a tylko „są one usytuowane w jego pobliżu”.
…choć dokumenty temu przeczą
Rzeczniczka prezentuje takie stanowisko prezydenta Zaleskiego, mimo istnienia map i planów zaprzeczających takim twierdzeniom. W szczególności, położenie podwójnej linii dwóch wysokich płotów z oświetlonych drutów kolczastych pokazuje niemiecka mapa sztabowa (Deutsche Heereskarte) z października 1944, wydana przez Herausgegeben vom Reichsamt für Landesaufnahme, Berlin 1944, na której zaznaczono faktyczny zasięg obozu jenieckiego STALAG 312 „Glinki” . Istnieje plan obozu opracowany przez główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, opublikowany w pracy „Obozy hitlerowskie na ziemiach polskich 1939-1945” (PWN, Warszawa, 1979). Z historycznych dokumentów wynika ewidentnie, że na terenie Stalag 312 „Glinki”, jeńców radzieckich hitlerowcy poddali przemyślanej i systematycznej procedurze unicestwiania. „Świadome wytworzenie przez hitlerowców potwornych warunków bytowych sprawiło, że Stalag 312 (Glinki) w wyniku braku opieki medycznej, głodzenia, nieludzkiego traktowania był „żywą mogiłą”. („Zapiski historyczne”, tom KLI, wyd. 1976 Janusz Tyszkiewicz )
Ponadto jeńców radzieckich poddawano selekcjom w poszukiwaniu komisarzy, w wyniku czego stale ich bito, katowano i mordowano. Znane są przypadki co najmniej dwóch masowych egzekucji poprzez rozstrzelanie – raz 300 jeńców, raz 1200 . Nieznane do końca są miejsca gdzie mordowano i katowano jeńców. Na terenie obozu były „bratskie mogiły” z których ekshumowano w 1946 r. kości pomordowanych. Nie zmienia to faktu, że na obszarze obozu nadal spoczywają zamęczeni jeńcy, a ziemia za podwójną linią drutów kolczastych przesiąknięta jest krwią pomordowanych. Śmiertelność jeńców radzieckich sprawiała, że dziennie obóz opuszczało 3-6 kołowych wozów z 25-30 zwłokami. Nie budowano im baraków, wegetowali w jamach wykopanych w ziemi lub tzw. „stodołach” bez ogrzewania i podłogi.
Położenie baraków obozowych i sektorów narodowościowych to jedno, a obszar obozu to drugie. Przez obszar obozu wożono zwłoki, na obszarze obozu zakatowywano jeńców radzieckich, życie ich nic nie znaczyło. Niekiedy wycieńczone zwłoki żołnierza wprost w miejscu śmierci wdeptywano w ziemię, która je pochłaniała.
Rzeczniczka miasta Torunia pisze „Miejsca, w jakim znaleziono szczątki jeńców, po tym jak zostaną oczyszczone, pozostaną terenami zielonymi, wolnymi od jakiejkolwiek zabudowy”.
Z ziemi można wydobyć kości i – jak przystało na cywilizowanych ludzi – je pochować. Ale jak można mieć pomysły, aby ziemia przesiąknięta krwią i tkankami miękkimi tysięcy ofiar miała się stać się miejscem na piaskownice dla dzieci, czy obszarem wyprowadzania przez mieszkańców budowanego blokowiska psów dla załatwienia psich potrzeb fizjologicznych. To krew radzieckich żołnierzy, naszych sojuszników z lat II Wojny Światowej.
Volksdeutsche ważniejsi niż sojusznicy
Nie mniej skandaliczne jest to, że władze Torunia konsultują sprawę znalezionych szczątków ludzkich z Narodowym Związkiem Niemieckiej Opieki nad Grobami Wojennymi – Volksbund. Dla pana prezydenta ważne są ofiary pośród Wehrmachtu, toruńskich Volksdeutschów – zdrajców narodu polskiego i częstokroć zbrodniarzy hitlerowskich, a nie fakt że buduje osiedle w miejscu męczeńskiej śmierci żołnierzy sojuszników z lat II Wojny Światowej. Wskazane byłoby skonsultować swoje plany inwestycyjne na obszarze Stalagu 312 z ambasadą Federacji Rosyjskiej, gdyż na mocy porozumień międzynarodowych to współczesna Rosja sprawuje nadzór nad miejscami pamięci związanymi z martyrologią żołnierzy radzieckich. Nierozważne działania władz Torunia mogą wywołać retorsje ze strony rosyjskiej. Na terytorium Rosji znajdują się miejsca kaźni i męczeńskiej śmierci obywateli polskich, w tym bestialsko pomordowanych przez NKWD polskich oficerów w Katyniu i póki co znajdują się tam memoriały szanujące naszą wrażliwość w tej kwestii.
Po wojnie
Zajmując się ofiarami powojennymi zapomina się, że dekret władz polskich (PKWN) 4 listopada 1944 zakładał, że „każdy obywatel polski, który zadeklarował swoją przynależność do narodowości niemieckiej, bądź korzystał z praw i przywilejów z tytułu przynależności do narodowości niemieckiej podlega, niezależnie od odpowiedzialności karnej, przetrzymywaniu, umieszczeniu na czas nieoznaczony w miejscu odosobnienia (obozie) i poddaniu przymusowej pracy”. W Toruniu również dokonano „filtracji” volksdeutchów. I to oni trafili po wojnie do obozu na Glinkach, gdzie część tam zmarła. Jednostka NKWD w siedzibie Lasów Państwowych na ulicy Mickiewicza sprawdzała w oparciu o relacje Torunian, kto się „zasłużył” w represjach i mordach na obywatelach polskich, w tym w forcie VII czy na Barbarce, gdzie hitlerowcy wymordowali kilka tysięcy Polaków, przedstawicieli inteligencji, działaczy społecznych i politycznych, księży, nauczycieli i harcerzy. Wszystkie dane do NKWD dostarczali torunianie – Polacy. Ścigano SA-manów, funkcjonariuszy Selbschutzu, Schupo i innych zdrajców prześladujących ludność Torunia.
Dowodzący tą operacją major Zieliński z NKWD, absolwent filologii polskiej na uniwersytecie w Moskwie, mimo że władał świetną polszczyzną, opierał się na wiedzy i wskazówkach torunian. De facto, uchronił ludność niemiecką przed samosądami, jakie miały miejsce w nieodległym Włocławku czy Nieszawie. Tam, w odwecie za zbrodnie i prześladowania Polaków w okresie II Wojny Światowej, tłum polskich mieszkańców zagnał przeszło 50 sąsiadów (w tym kobiety, dzieci i osoby starsze) i po ich pobiciu potopił w wiosennej zimnej Wiśle. Takie były wówczas nastroje, rządza brutalnego odwetu. Znany pisarz Tadeusz Borowski więzień Auschwitz i Dachau, autor między innymi „Opowiadań obozowych” pisał: „Myślę, że ludziom, którzy cierpią niesprawiedliwie, nie wystarczy sama sprawiedliwość. Chcą, żeby winowajcy też ucierpieli niesprawiedliwie. To odczują jako sprawiedliwość”. Taka była wówczas rzeczywistość. Do dziś to w Polsce temat tabu.
Racja biznesu
Skupianie się zatem na powojennych, relatywnie nielicznych ofiarach obozu na terenie Stalagu 312 „Glinki” i pomijanie kwestii martyrologii kilkunastu tysięcy czerwonoarmistów jest rzeczą co najmniej niezrozumiałą. Skandal z budową osiedla w miejscu Stalagu 312 na toruńskich Glinkach wpisuje się jednak w logikę pomijania martyrologii społeczeństwa Torunia z rąk hitlerowskiego okupanta, na rzecz modnej ostatnio rusofobii i narracji środowisk prawicowych, podważających wyzwolenie przez armię radziecką w 1945 kłamliwą wizją tzw. „drugiej okupacji”.
Nie dalej jak rok temu, w miejscu głównego budynku niemieckiego obozu dla przesiedleńców, tzw. „Szmalcówki” (dawny SPOMASZ), dziś nieruchomość przylegająca do Urzędu Miasta na ulicy Grudziądzkiej, wybudowano KFC. Nie byłoby w tym nic może nic dziwnego, ale fundamenty kopano w gruzach budynku którego ściany pokrywały jeszcze w latach 70 napisy umierających tam, katowanych i głodzonych Polaków. Jak mało kto dziś pamięta w Toruniu, że w latach 1940-1943 zginęło tam z rąk hitlerowskich siepaczy za sprawę niepodległej Polski, za samo bycie Polakami, 397 dzieci i 802 dorosłych, w większości kobiet. Dziś w miejscu niebywałego cierpienia i śmierci małych Polaków spożywa się chrupiące kurczaczki.
Miasto głuche na protesty
Pomimo wielkiego oburzenia ze strony mieszkańców miasta i części jego elit, miasto chce dalej brnąć w barbarzyńską budowę osiedla na terenie obozu jenieckiego Stalag 312. Jak informuje rzecznik prasowy prezydenta Torunia Michała Zaleskiego, Anna Kulbicka-Tondel: „„Miasto planuje także zlecić dalsze prace sondażowo-archeologiczne na pozostałym obszarze. Przedmiotem analiz w najbliższym czasie będą plany inwestycyjne w tym miejscu.”