9 listopada 2024

loader

Najnowsze polskie odkrycie ekonomiczne

fot. world bank / wikicommons

Mam ostatnio tak, że nie chce mi się grać. Zwykle, gdy kończyłem trasę, to od razu chciałem jechać w następną, a w tym roku nie. Raczej bym poleżał i odespał, a nie ma kiedy. A może to po prostu starość. Kiedy tak dumam nad przyczynami swojej apatii, nie mogę wyjść z podziwu, skąd rząd bierze tyle energii żeby szkodzić Polsce i Polakom każdego dnia, każdej godziny. Mi już dawno by się nie chciało. 

Zaczęło się od tego, że PiS chce tak poustawiać kanały w telewizjach nie rządowych, tj. prywatnych, żeby programy TVP wyświetlały się na pierwszych miejscach, a te gorsze, tzn. prywatne, były przeniesione na odleglejsze pozycje. Ma to sens. Jedynka będzie jedynką, dwójka-dwójką, za nimi, ale cały czas na pudle, Info. No i kultura, co mnie akurat bardzo cieszy, poza strefą medalową, ale też wysoko. A dalej to już reszta menażerii. Ciekaw jestem, czy ten plan urodził się jeszcze w głowie Jacka Kurskiego, czy już poza nią. Bo ta jest teraz zaprzątnięta czym innym. 

Taka niespodzianka

W zeszłym tygodniu kupiłem nawet tygodnik ilustrowany, którego okładka krzyczała do mnie, że wie, co się stanie teraz z byłym prezesem telewizji, ale wyrzuciłem pieniądze w błoto, bo niczego na ten temat tam nie było. To, że Kurski nie lubi się z Morawieckim i jest koniunkturalistą, wie w Polsce każdy zdrowy na umyśle. Aż tu nagle taka niespodzianka. Jacek Kurski jedzie do Ameryki reprezentować nas w Banku Światowym. I to z nadania prezesa Glapińskiego. Jako żywo przypomina mi to sytuację z „Alternatyw”, kiedy Stanisław Anioł dostaje w pierwszym odcinku przydział na stróża w bloku na Ursynowie, ale towarzyszom z Pułtuska maluje wizję świetlanej przyszłości w Radzie Ministrów. Gorzej, jednak kiedy przypominam sobie ostatni odcinek serialu Barei, kiedy Anioł faktycznie dopina swego. Z Kurskim może być podobnie. Żeby nie bruździł mu w Polsce, Morawiecki wysłał go za ocean, skąd trudniej wrócić do macierzy i do łask. Ten typ jednak, mowa o Kurskim, jest na tyle cwany i zajadły, że gdy tylko nadarzy się okazja, rzuci się swojemu oprawcy do gardła, o ile prędzej nie wciągnie go w Waszyngtonie brylowanie na salonach i niezdrowa dieta, czego sobie i rodakom w kraju życzę. Byłem kiedyś w Stanach i wiem, jak tam karmią. Bez wódki nie rozbieriosz. 

Drogo, drożej, jeszcze drożej

À propos diety; przeczytałem niedawno artykuł, z którego dowiedziałem się, że Polacy nie mają na lekarstwa i muszą sobie odejmować od ust. A w czasach drożyzny odbierają sobie jeszcze bardziej. Przy okazji wspomniano, że najwięcej lekarstw, które schodzą u nas w aptekach, to przeciwbólówki bez recept. Nie zaskoczyła mnie ani jedna, ani druga informacja, które ani nie są nowe, ani przyjemne. Podobnie jak działania rządu, który ani z jednym, ani z drugim problemem nic nie robi. To, że nie robi nic w kwestii inflacji i ubożenia, jest jakby logiczną konsekwencją pewnych wyborów, jak choćby posadowienia na stolcu prezesa NBP Adama Glapińskiego i łupieżczej polityki swoich partyjniaków, rozlokowanych w państwowych spółkach, gdzie naród kradnie na potęgę. To z kolei, że Polacy tonami pożerają paracetamol i ibuprofen ukryty pod różnymi nazwami handlowymi, jest, moim zdaniem, problemem dużo większym niż inflacja, która, daj Boże, kiedyś spadnie, a nałóg będzie pielęgnowany przez kolejne dekady. 

Ból głowy po polsku

Mało kto wie, że żeby skutecznie zejść z tego świata, nie trzeba wcale podcinać sobie żył, rzucać się pod tramwaj albo wić sobie sznur i szukać mocnej gałęzi. Są łatwiejsze i mniej spektakularne sposoby. Wystarczy łyknąć dwa opakowania popularnego środka na ból głowy, położyć się i więcej nie oglądać szkaradności tej ziemi. Nie dowiemy się tego ani z ulotek, ani z pięknych reklam, na których smutni ludzie łykają pastylkę i po chwili są gotowi do przenoszenia gór. Ale powie Wam to Wasz lekarz i farmaceuta. Jeśli łykasz proszki na ból wszelaki garściami, to po pierwsze, po pewnym czasie na tyle wysycisz organizm, że będziesz potrzebował więcej, znaczy popadniesz w nałóg, a po wtóre, możesz się zwyczajnie przekręcić, nawet o tym nie wiedząc. Kiedy widzę w żabkach, biedronkach i na stacjach benzenowych pułki przy kasach a na nich pastylki na ból odbytu i zęba, wzdrygam się i konstatuję jednocześnie, że, zaiste, musimy być krajem prowadzanym przez koncerny na postronku jak krowa na pastwisku. Wystarczyłoby jedno zarządzenie, nawet nie ustawa, żeby wymieść ten syf ze stacji i sklepów, ale z jakichś powodów nikt przez lata się na to nie poważył. 

Jest dno?

Zastanawiam się, jak Jacek Kurski poradzi sobie w tej Ameryce. Czy się na nim tam od razu poznają; a może w tej koncepcji kopniako-awansu jest jakieś drugie dno. Bo że cokolwiek może tam zdziałać dla dobra partii czyt. ojczyzny, nie wierzy raczej nikt, na czele z nim samym. Po co więc ten galimatias; to pakowanie, cała wyprawa. Przecież można było go zwyczajnie trzymać bez przydziału. No ale na miejscu zacząłby pewnie jątrzyć, a ze Stanów tak łatwo mu nie pójdzie. To wszystko jednak wymagało sporego zachodu; dogadać się z Glapińskim; jemu za ten wielkoduszny gest też trzeba było pewnie coś dać albo przynajmniej obiecać. A jak Kurski, to przecież i rodzina, i żona na stanowisku, trzeba załatwić tam coś dla niej. Ech, mi by się chyba nie chciało. Ale że to za państwowe, to inna rozmowa. 

Jarek Ważny

Poprzedni

Reprezentacja najgorszych cech

Następny

Kurski w Banku Światowym to objaw głębszej choroby