6 listopada 2024

loader

Naukowcy w kleszczach systemu punktacji

Fot. Freepik

„Jeszcze długo MDPI będzie najpopularniejszym miejscem publikacji dla polskich naukowców” – twierdzą Adam Proń i Halina Szatyłowicz na łamach Forum Akademickiego w artykule „Mandaryni, spółdzielcy i reszta”. Zwracają oni uwagę na fakt, że dominacja MDPI wynika z aberracyjnego systemu punktacji, który promuje periodyki tego wydawnictwa, oraz zaleceń Narodowego Centrum Nauki (NCN) i instytucji unijnych, które wymagają, by wyniki badań finansowanych z publicznych środków były publikowane w otwartym dostępie. Takie podejście zmusza polskich naukowców do wyboru najbardziej dostępnych periodyków, co prowadzi do deformacji w systemie publikacyjnym. Proń i Szatyłowicz, opierając się na swoim wieloletnim doświadczeniu, szczegółowo analizują, jakie zmiany zaszły w polityce naukowej, które napędzają ten trend, i wskazują na jego negatywne skutki.

Proń i Szatyłowicz, którzy mają za sobą 50 lat pracy w nauce, opisują, jak zmieniała się praca badawcza w ciągu ostatniego półwiecza. Życie naukowca w latach 70. było znacznie trudniejsze niż dzisiaj. „Gromadzenie wyników badawczych bez wspomagania informatycznego było żmudne i wymagało długich godzin pracy” – przypominają. Naukowcy często musieli projektować i budować aparaturę badawczą samodzielnie, a publikacje w prestiżowych zagranicznych periodykach, choć były powodem do dumy, wiązały się z wieloma biurokratycznymi przeszkodami.

Mimo tych trudności, już wtedy publikowanie za granicą miało kluczowe znaczenie dla kariery naukowej, zwłaszcza w dziedzinach ścisłych i przyrodniczych. Istniejąca wówczas biurokracja nie była jednak aż tak uciążliwa. Każdy instytut posiadał komisję, która automatycznie wydawała zgodę na wysłanie artykułu do zagranicznych periodyków. „Nieliczne odmowy były zazwyczaj powodowane animozjami personalnymi” – wspominają autorzy. Pewne absurdy administracyjne, takie jak wysyłanie manuskryptu tylko z jednego urzędu pocztowego na warszawskiej Woli, również były częścią codziennej rzeczywistości naukowej tamtych lat.

Do końca lat 80. liczba publikacji naukowych polskich badaczy rosła bardzo powoli. W latach 1973–1989 polscy naukowcy opublikowali 79 artykułów w prestiżowym Nature, co stanowiło zaledwie 0,26% wszystkich prac zamieszczonych w tym periodyku. Dla porównania, polska nauka w tamtym czasie wypadała podobnie jak Węgry, które opublikowały tyle samo artykułów, a o 2,5 razy więcej niż naukowcy z Czechosłowacji.

Wzrost liczby publikacji po 1989 roku

Po 1989 roku liczba publikacji naukowych w Polsce zaczęła gwałtownie wzrastać. Przed transformacją ustrojową publikowanie w prestiżowych periodykach było rzadkością, a nawet najwięksi polscy badacze publikowali jedynie kilka artykułów rocznie. Jak zauważają Proń i Szatyłowicz, „opublikowanie pracy było raczej świętem, a nie codziennością”, ale po upadku komunizmu sytuacja uległa znaczącej zmianie.

Jednym z kluczowych czynników tego wzrostu było otwarcie Polski na Zachód. Istniejące przed 1989 rokiem wątłe więzi naukowe z krajami o dużym potencjale gospodarczym i naukowym zostały zwielokrotnione, co umożliwiło polskim naukowcom nawiązywanie międzynarodowych współprac, udział w konferencjach i publikowanie w zachodnich czasopismach. To otwarcie przyniosło dostęp do nowoczesnej aparatury badawczej oraz literatury naukowej, co miało ogromny wpływ na jakość prowadzonych badań.

Drugim istotnym elementem była wymienialność złotego, która umożliwiła naukowcom zakup nowoczesnej aparatury i materiałów badawczych, a także korzystanie z zasobów literatury naukowej, wcześniej niedostępnej w Polsce. To z kolei pozwoliło na szybszy rozwój projektów badawczych i większą liczbę publikacji.

Jednak największą rewolucją, która napędziła wzrost liczby publikacji, była informatyzacja procesu publikacyjnego. Dzięki wprowadzeniu elektronicznego składania manuskryptów oraz cyfrowej oceny i redagowania artykułów, proces publikacji został radykalnie przyspieszony. „Ostatni papierowy manuskrypt wysłaliśmy pocztą w 1998 roku” – wspominają autorzy, co symbolicznie pokazuje, jak nowe technologie zmieniły świat nauki.

Ten gwałtowny wzrost liczby publikacji osiągnął stabilizację od 2016 roku na poziomie około 14 tysięcy publikacji rocznie, z niewielkimi fluktuacjami.

Ekspansja wydawnictw i nowe strategie publikacyjne

W miarę jak liczba publikacji rosła w ostatnich dekadach, struktura wydawnictw naukowych uległa poważnym zmianom. Wydawnictwa takie jak Nature Publishing Group czy Wiley zrozumiały, że zwiększenie liczby publikowanych artykułów w najbardziej prestiżowych periodykach mogłoby osłabić ich renomę. „Nie należy zwiększać liczby publikacji w najbardziej prestiżowych czasopismach, bo inaczej staną się mniej prestiżowe” – podkreślają Proń i Szatyłowicz. Ich zdaniem, nadmierna liczba artykułów obniżyłaby poziom recenzji oraz spowodowałaby, że czasopisma te przestałyby być uznawane za elitarne, co mogłoby prowadzić do degradacji ich statusu.

Aby utrzymać wysoki prestiż, wydawnictwa zaczęły tworzyć nowe, bardziej specjalistyczne periodyki, w których mogły publikować prace nieodpowiadające wymaganiom głównych tytułów. Nature Publishing Group, chcąc chronić elitarną pozycję swojego flagowego „Nature”, wprowadziło serię 43 periodyków, takich jak „Nature Chemistry” czy „Nature Materials”. Jak zauważają Proń i Szatyłowicz, te wyspecjalizowane tytuły pozwoliły na „zagospodarowanie wartościowych, ale mniej przełomowych prac, które wciąż zasługują na publikację”.

Podobną strategię przyjęły inne wydawnictwa. Wiley stworzyło serię periodyków w ramach „Advanced Materials”, aby utrzymać jakość swojego głównego tytułu, jednocześnie publikując prace w nowych, bardziej skoncentrowanych periodykach, jak „Advanced Energy Materials” czy „Advanced Materials Interfaces”. Dzięki temu procesowi, jak podkreślają autorzy, „wydawnictwa mogły kontrolować jakość swoich głównych tytułów, jednocześnie wciąż czerpiąc zyski z rosnącej liczby zgłoszonych prac”.

Proń i Szatyłowicz podkreślają, że ta strategia, polegająca na tworzeniu dodatkowych periodyków, pozwala wydawnictwom nie tylko zwiększać zyski, ale także utrzymać wysokie standardy w najbardziej prestiżowych czasopismach. Amerykańskie Towarzystwo Chemiczne (ACS), które początkowo prowadziło zaledwie kilka tytułów, znacznie rozbudowało swoje portfolio, wprowadzając m.in. „ACS Omega” – czasopismo przeznaczone dla prac, które nie zakwalifikowały się do publikacji w bardziej selektywnych periodykach ACS. Królewskie Towarzystwo Chemiczne (RSC) poszło w ślad za ACS, tworząc „RSC Advances”, który miał podobny cel: umożliwić publikację bardziej specjalistycznych prac, które nie znalazły miejsca w prestiżowych czasopismach.

Dominacja MDPI

Jednym z najbardziej kontrowersyjnych fenomenów współczesnego rynku publikacyjnego jest wydawnictwo Multidisciplinary Digital Publishing Institute (MDPI), które zyskało dominującą pozycję wśród polskich naukowców. MDPI specjalizuje się w publikacjach typu open access, co oznacza, że artykuły są dostępne dla każdego bez opłat za dostęp. Jednak to, co najbardziej przyciąga polskich badaczy do MDPI, to łatwość i szybkość publikacji w jego periodykach. Proń i Szatyłowicz zauważają, że „cechą charakterystyczną periodyków wydawanych przez MDPI jest bardzo duża liczba artykułów przeglądowych”, które sztucznie podbijają wskaźniki cytowalności i Impact Factor tych czasopism. Artykuły przeglądowe są bowiem częściej cytowane niż prace oryginalne, co sprawia, że periodyki te wyglądają na bardziej wpływowe, niż faktycznie są.

Autorzy podkreślają, że aż 15% publikacji w periodykach MDPI to artykuły przeglądowe – znacznie więcej niż w przypadku większości tradycyjnych wydawnictw naukowych. Ta statystyka budzi szczególne kontrowersje, ponieważ takie artykuły, choć pożyteczne jako podsumowania, nie stanowią oryginalnych badań, a mimo to sztucznie zwiększają wskaźniki cytowalności. Proń i Szatyłowicz ostrzegają, że ten mechanizm powoduje zniekształcenie rzeczywistej wartości naukowej czasopism, co może wprowadzać w błąd zarówno naukowców, jak i instytucje oceniające dorobek badaczy.

Innym problemem, który według autorów budzi poważne zastrzeżenia, jest jakość redakcyjna periodyków MDPI. „Większość członków zespołów redakcyjnych nie ma żadnej wiedzy i doświadczenia w redagowaniu czasopism naukowych”, zauważają Proń i Szatyłowicz, wskazując na fakt, że wiele procesów decyzyjnych dotyczących akceptacji artykułów odbywa się automatycznie lub pod dużą presją czasową. Często autorzy składają swoje manuskrypty i w przeciągu zaledwie kilku tygodni mogą je zobaczyć w formie opublikowanej, co nie pozostawia wystarczająco dużo czasu na rzetelną recenzję naukową.

Taki model, choć z pozoru atrakcyjny, ma poważne wady. Szybkość publikacji odbywa się kosztem jakości recenzji, co prowadzi do licznych błędów merytorycznych w opublikowanych artykułach. Co więcej, jak zauważają autorzy, łatwość publikacji w MDPI sprawia, że „naukowcy wybierają ten kanał, nie zważając na długoterminowe konsekwencje dla swojej kariery czy dla jakości ich dorobku”. To zjawisko stwarza ryzyko, że MDPI, zamiast być miejscem publikacji innowacyjnych badań, staje się swego rodzaju „papierowym młynem”, gdzie głównym celem jest zwiększenie liczby publikacji, a nie ich jakość.

W 2022 roku MDPI opublikowało aż 286 tysięcy artykułów, co stanowiło ogromny wzrost w porównaniu do innych wydawnictw. Jednak w 2023 liczba ta spadła do 273 tysięcy, co sugeruje pewne osłabienie tego trendu. Mimo to, Proń i Szatyłowicz przewidują, że MDPI jeszcze długo będzie cieszyć się popularnością w Polsce. System punktacji naukowej w naszym kraju wciąż faworyzuje periodyki open access, a instytucje grantowe, takie jak Narodowe Centrum Nauki oraz programy unijne, wymagają publikacji wyników badań finansowanych ze środków publicznych w otwartym dostępie. „Takie zasady, choć teoretycznie mają zwiększać dostępność badań, w praktyce skłaniają naukowców do wybierania czasopism o niższej jakości, ale łatwiejszych w publikacji”, podkreślają autorzy.

Według Prońa i Szatyłowicz, to właśnie aberracyjny system punktacji w Polsce oraz wymogi grantodawców sprawiają, że periodyki MDPI stają się naturalnym wyborem dla wielu naukowców. „Dopóki system ten nie ulegnie zmianie, MDPI będzie nadal zyskiwać na popularności, niezależnie od jakości publikowanych tam badań” – konkludują autorzy.

Mandaryni i spółdzielcy – zjawiska we współczesnej nauce

Autorzy w swoim artykule ukazują dwie wyraźnie odmienne grupy naukowców: „mandarynów” i „spółdzielców”, które reprezentują nie tylko różne strategie publikacyjne, ale także odmienne podejścia do działalności naukowej i zarządzania badaniami.

Mandaryni to naukowcy, którzy dzięki ogromnym zespołom badawczym oraz dostępowi do znaczących zasobów finansowych, dominują w najbardziej prestiżowych czasopismach naukowych. Są to osoby o ugruntowanej pozycji, publikujące w periodykach takich jak Nature, Science, Journal of the American Chemical Society czy Advanced Materials. Jak wskazują autorzy, mandaryni często posiadają zespoły badawcze liczące kilkadziesiąt, a nawet ponad sto osób. Taka wielkość zespołu umożliwia szybkie tempo publikacji – w ekstremalnych przypadkach nawet jeden artykuł na trzy dni.

To ogromne tempo publikacji prowadzi jednak do pewnych kontrowersji związanych z etyką naukową. Według Proń i Szatyłowicza, mandaryni często nie przestrzegają ściśle norm dotyczących przypisywania autorstwa, co sprawia, że ich nazwiska pojawiają się w artykułach, nad którymi faktycznie nie pracowali. W ten sposób ich dorobek naukowy jest wyolbrzymiany, co prowadzi do zafałszowania rzeczywistej wartości wkładu naukowego. Zjawisko to może pozostawać niezauważone ze względu na prestiż tych osób i powszechną akceptację systemu, w którym ilość publikacji staje się jednym z głównych kryteriów oceny naukowca.

Mandaryni często są osobami o dużej renomie międzynarodowej, co daje im przewagę w zdobywaniu grantów i funduszy na badania. Ich publikacje stają się kartą przetargową w pozyskiwaniu dodatkowych zasobów, co prowadzi do swoistego samonapędzającego się cyklu, w którym bogatsi stają się jeszcze bardziej uprzywilejowani. To, według autorów, buduje podziały w środowisku naukowym, gdzie młodsi i mniej wpływowi naukowcy mają ograniczone szanse na zdobycie podobnej pozycji.

Z drugiej strony mamy spółdzielców, którzy, w przeciwieństwie do mandarynów, nie mają dostępu do tak dużych zespołów badawczych i prestiżowych czasopism. Spółdzielcy tworzą międzynarodowe sieci autorów, którzy wzajemnie cytują swoje prace, budując swoje wskaźniki cytowalności w sposób sztuczny. Takie sieci mogą liczyć kilkadziesiąt osób, a publikacje, które generują, trafiają głównie do czasopism o niższej renomie, takich jak te wydawane przez MDPI czy interdyscyplinarne periodyki Elseviera i Springera.

Zjawisko to znane jest jako „paper milling” – czyli masowa produkcja artykułów o niskiej wartości naukowej, które mają na celu jedynie podbicie liczby cytowań. Spółdzielcy często publikują artykuły przeglądowe, w których udział kilkunastu współautorów z różnych instytucji jest normą. Taka współpraca bywa często fikcyjna, a liczba cytowań generowana jest w ramach zamkniętego kręgu wzajemnych cytatów.

Spółdzielcy manipulują wskaźnikami cytowalności, co pozwala im na uzyskiwanie wyników zbliżonych do tych osiąganych przez mandarynów, mimo że nie mają dostępu do tak prestiżowych czasopism. Autorzy podkreślają, że praktyki te są szczególnie widoczne w takich krajach jak Indie, Pakistan, Iran, Chiny, Turcja, Arabia Saudyjska, Egipt, Brazylia, a także Polska. W Polsce spółdzielnie funkcjonują od dawna, ale ich liczba zaczęła rosnąć szczególnie w ciągu ostatnich 5–10 lat, co koreluje się z ogólnym wzrostem liczby publikacji w czasopismach MDPI.

Autorzy dzielą spółdzielców na „nieroztropnych” i „roztropnych”. Nieroztropni publikują artykuły na odległe, często niezwiązane ze sobą tematy, sztucznie zwiększając liczbę odnośników do prac innych członków spółdzielni. Ich publikacje są często humorystycznie niespójne, co wywołuje efekt chaosu w doborze cytatów. Roztropni natomiast ograniczają się do publikacji w swojej specjalizacji, ale również nadmiernie powołują się na członków swojej grupy, co pozwala im manipulować wskaźnikami cytowalności.

Nadzieje na przyszłość

Na zakończenie swojego artykułu, Proń i Szatyłowicz wyrażają nadzieję na poprawę sytuacji w polskim środowisku naukowym, sugerując konieczność zmiany obecnych praktyk publikacyjnych. Według autorów polscy naukowcy powinni w przyszłości wybierać periodyki o długoletniej tradycji i ugruntowanej renomie, a nie kierować się wyłącznie kryteriami łatwego dostępu, które oferuje MDPI oraz inne periodyki open access.

Jednym z głównych problemów, na jakie zwracają uwagę, jest nacisk na ilość publikacji kosztem ich jakości. Obecny system punktacji, promujący szybkie publikacje, często prowadzi do zaniżania wartości naukowej prac, które stają się jedynie narzędziem do podbijania wskaźników cytowalności. „Marzy nam się, że polscy naukowcy odrzucą pokusę niskich standardów i będą zamieszczać swoje prace w czasopismach o ugruntowanej pozycji” – piszą, apelując o wyższe standardy w ocenie dorobku naukowego.

Krytyka systemu open access, który wymaga opłat za publikację, jest kluczowym elementem dyskusji. Proń i Szatyłowicz podkreślają, że model, w którym naukowcy płacą za możliwość opublikowania swoich wyników, tworzy nierówności i wprowadza rywalizację w dążeniu do zwiększania liczby publikacji, co odbija się na ich jakości. „Płacenie za publikację jest równie wstydliwe, jak płacenie za seks”, zauważają, porównując ten model do transakcyjnej relacji, która nie odzwierciedla rzeczywistej wartości naukowej publikacji.

Autorzy mają nadzieję, że Unia Europejska oraz Narodowe Centrum Nauki w przyszłości zrezygnują z wymogu publikowania wyników badań finansowanych ze środków publicznych wyłącznie w periodykach otwartego dostępu. Według nich przyszłość polskiej nauki powinna opierać się na promowaniu jakościowych badań, a nie na gonitwie za wskaźnikami cytowalności. Wyrażają również obawy, że jeśli nie zostaną wprowadzone zmiany, system publikacyjny będzie dalej się deformował, sprzyjając takim zjawiskom jak „spółdzielnie” i „mandaryni”, którzy potrafią manipulować obecnymi zasadami.

Ostatecznie artykuł kończy się wyrazem nadziei, że polscy naukowcy będą stawiać na jakość swoich badań i publikować je w periodykach, które stawiają wyższe wymagania merytoryczne, co pozwoli przywrócić równowagę między prestiżem a dostępnością publikacji naukowych na świecie.


Źródło: https://forumakademickie.pl/sprawy-nauki/mandaryni-spoldzielcy-i-reszta/

Redakcja

Poprzedni

Patrioci nie z tej Ziemi – pomylili granice i wrogów

Następny

Muzyczne szaleństwo