Rok 1917 to jeden z tych momentów w historii, gdy ludziom wydawało się, że nic nie jest przesądzone. Rewolucja wyzwoliła w społeczeństwie rosyjskim olbrzymią energię i niespotykaną wcześniej nadzieję, ale zarazem była początkiem serii politycznych tragedii, czyli problemów bez akceptowalnych rozwiązań.
Z okazji przypadającej na ten rok setnej rocznicy rewolucyjnych wydarzeń z 1917 r., lewica w wielu krajach świata organizuje szereg dyskusji, konferencji i innych wydarzeń, mających na celu tyleż upamiętnienie tamtych dni, ile próbę ich politycznej interpretacji i krytyki. W polskich realiach tego typu refleksja wydaje się być szczególnie potrzebna. Wielokrotnie bowiem powtarzana fraza, że „Historia nigdy nie jest prosta” i oburzanie się na całkowite niemal stopienie się Dmowskiego z Piłsudskim w polskiej pamięci historycznej wymaga wysunięcia własnych interpretacji, które nie będą spłaszczać historycznych zjawisk. Skoro zatem konserwatywna opowieść historyczna zlała w jedno dwie trumny, które niegdyś rządzić miały polską polityką, to czy kontr-opowieść zdolna jest – a jeśli tak, to w jaki sposób – rozróżnić dwie rewolucje rosyjskie, czyli rewolucją lutową od październikowej?
Wielkie zaskoczenie
Rewolucja lutowa była spontanicznym zrywem społecznym, który nadszedł nieoczekiwanie dla bodaj wszystkich ówczesnych teoretyków radykalnej lewicy. 22 stycznia 1917 r., czyli kilka tygodni przed wybuchem masowych demonstracji i zamieszek w Piotrogrodzie, Lenin wygłosił wykład dla grupy młodych socjalistów w Domu Ludowym w Zurychu. Twierdził, że Europa jest brzemienna rewolucją, ale zarazem wskazywał, że jego pokolenie może jej nie doczekać. Obserwując zaostrzającą się sytuację w Rosji Lenin był przekonany, że i tam dokona się gwałtowna, rewolucyjna zmiana stosunków politycznych i ekonomicznych – ale nie wcześniej, niż za 10, w najlepszym wypadku może za 5 lat. Był on więc całkowicie zaskoczony wybuchem rewolucji lutowej.
Szerokie grupy społeczne w Europie środkowo-wschodniej, zwłaszcza na wsiach, także żyły przekonaniem, że porządek społeczno-polityczny będzie odwieczny, ewentualnie – że ulegnie on zmianie w długiej perspektywie czasowej. Lektura pamiętników chłopskich z przełomu XIX i XX w. dostarcza interesującego materiału do przemyślenia tej kwestii. Car Rosji czy cesarz Austrii we wspomnieniach chłopów jest zazwyczaj ukazywany jako półbóg – olbrzym w złotej zbroi, który budzi grozę, ale i szacunek. Tak portretowany car był zazwyczaj wśród chłopów postrzegany jako dobrotliwy ojciec, który wziąłby ich w opiekę i poprawił ich sytuację materialną, gdyby tylko uzyskał informacje o ich problemach. Stąd też za głównych winowajców degradacji ekonomicznej i prawnej chłopi postrzegali swych lokalnych panów, ekonomów, dworskich oficjalistów, leśniczych czy lokalnych urzędników.
Za trzysta lat
Często przed koniecznością konfrontacji z takimi przekonaniami stawali rosyjscy socjaldemokraci i rewolucjoniści, przygotowujący grunt pod nadejście rewolucji. Lew Trocki w swej autobiografii umieścił interesujące wspomnienie o swoim ojcu, który – dowiedziawszy się o młodzieńczych, demokratycznych zainteresowaniach syna, wrogo skomentował: „Tego nie będzie jeszcze nawet za trzysta lat”. Kontynuując wątek ideowej konfrontacji z ojcem, Trocki wspominał: „W roku 1921, kiedy, uratowawszy się od białych i czerwonych niebezpieczeństw, ojciec przybył do mnie na Kreml, rzekłem mu żartem: – A pamiętasz, jakeś mówił, że porządki carskie starczą jeszcze na trzysta lat? – Starzec uśmiechnął się chytrze i odpowiedział po ukraińsku: – Pust’ na siej raz twoja prawda starsze…”.
W możliwość przewrotu nie wierzył także sam car i jego najbliższe otoczenie, które wyraźnie nie dostrzegało dokonujących się zmian w Europie, próbując zachować skostniały system społeczno-polityczny Rosji w niemal niezmienionym stanie. Co prawda na przełomie XIX i XX w. dokonała się w Rosji wyspowa industrializacja, ale kraj ten wciąż notował niskie wskaźniki rozwoju ekonomicznego. Na przykład w kwestii tonażu posiadanych statków w tysiącach ton w 1913 r. Rosja, mimo swego ogromnego terytorium i ponad 100 mln mieszkańców, ustępowała nawet takim państwom, jak Włochy, Austro-Węgry czy Szwecja. Również pod względem współczynnika gęstości linii kolejowych w roku 1910 państwo carów nie mogło się równać nie tylko z największymi mocarstwami, ale nawet z Hiszpanią czy Norwegią.
Nie było zatem przesady w stwierdzeniu Lenina, że Rosja stanowi „najsłabsze ogniwo systemu imperialistycznego”.
Archaiczny kolos
Co istotne, zachodząca na niektórych obszarach Rosji industrializacja nie pociągała za sobą wzrostu politycznego znaczenia burżuazji, który w epoce wiązał się zazwyczaj z pewnym wzrostem swobód obywatelskich, np. z ustanowieniem konstytucji. Niektórzy badacze nie bez racji wskazują, że w kontekście historii gospodarczej tego państwa nie można mówić o przechodzeniu gospodarki feudalnej w kapitalistyczną (jak miało to miejsce np. we Francji), tylko o wrastaniu obszarów uprzemysłowionych w skostniałą, feudalną tkankę społeczno-polityczną. Z tego też powodu wykształcone grupy społeczne, nie znajdując możliwości realizacji swych ambicji w oficjalnych instytucjach państwa, obierały często drogę nielegalnej, kółkowej działalności naukowej i politycznej.
Na tę trudną sytuację gospodarczą nałożyła się jeszcze rosnąca niechęć liberalnych grup politycznych do cara. Z powodu szeregu klęsk wojsk rosyjskich podczas I wojny światowej Mikołaj w sierpniu 1915 r. postanowił osobiście objąć dowództwo nad armią, co przyniosło fatalne rezultaty. Już we wrześniu 1915 r. armia rosyjska, z powodu złego dowodzenia, została zmuszona do wycofania się z terytorium Polski i Litwy. Ujemnie na wizerunek dworu wpływała ponadto obecność w otoczeniu cara mnicha Rasputina, który uzyskał ogromny wpływ na carową Aleksandrę. Z sugestiami Rasputina wiązały się decyzje Mikołaja II o nieracjonalnych roszadach personalnych, mnicha oskarżano też o ekscesy seksualne i łapówkarstwo. Wreszcie, car – przekonany o pełnym oddaniu ludu rosyjskiego – zupełnie błędnie interpretował zmiany nastrojów społecznych. Jego postawa stawiała go w negatywnym świetle także poza Rosją. W oczach europejskiej opinii publicznej Mikołaj II uchodził za postać oderwaną od rzeczywistości, nie pasującą do nowych czasów. Był niepopularny do tego stopnia, że nawet jego sojusznik, brytyjski monarcha Jerzy V w 1917 r., już po abdykacji cara, ze strachu przed możliwą reakcją społeczną nie zdecydował się na udzielenie Mikołajowi II azylu.
Jednak wbrew niewierze partyjnych grup i najważniejszych ideologów socjaldemokracji, a także wbrew życzeniowemu, odklejonemu od rzeczywistości myśleniu Mikołaja II, carat runął już w roku 1917.
Doszło do tego w dużej mierze dzięki narastającej frustracji społeczeństwa, która w pewnym momencie wywołała reakcję łańcuchową.
Głos ludu
Do tej reakcji doprowadził, jak często bywa w historiach rewolucji, tłum. To właśnie owo groźne słowo, w optyce konserwatystów wyrażające zazwyczaj bezładną zbieraninę, w określonych momentach historii wkracza w przestrzeń publiczną i destabilizuje porządek. Tłumowi, wbrew twardogłowym interpretacjom, które znaleźć można w książkach historycznych sprzed kilkudziesięciu lat, nie chodziło jedynie o realizację potrzeb materialnych. Walki klasowe dotyczyły często całego łańcucha żądań, obejmując kwestię bardziej inkluzywnych form reprezentacji politycznej, możliwości awansu społecznego, odwrócenia hierarchii prestiżu czy powszechnej edukacji. Nie bez powodu, jak wskazywała Susan Buck-Morss, rewolucja w Rosji wywołała erupcję śmiałych projektów artystycznych czy architektonicznych. Na początku lat 20. w tym zniszczonym wieloletnią wojną kraju trwała rywalizacja między futurystami i realistami o wpływy w sztuce – oba kierunki tworzyły niehierarchiczne akademie, instytuty i koła artystyczne.
Architekci po rewolucji snuli rozważania na temat budowy mobilnych domów, a pod Moskwą planowano utworzenie „Zielonego Miasta”, które kształtem zbliżone miało być do XIX-wiecznych wizji falansteru.
Ciąg dalszy w następnym numerze.