Kościół nie może nie być wrażliwy…
Nasz św. Jan Paweł II, w swoim nauczaniu mówił – „Kościół nie może nie być wrażliwy na wszystko, co służy prawdziwemu dobru człowieka – jak też nie może być obojętny na to, co mu zagraża”. Że „Sobór Watykański II na wielu miejscach wypowiedział tę podstawową troskę Kościoła, aby »życie ludzkie na ziemi uczynić godnym człowieka«, pod każdym względem, aby czynić je »coraz bardziej ludzkim«. Czytamy w Konstytucji pastoralnej Soboru – Kościół, który z racji swego zadania i kompetencji, w żaden sposób nie utożsamia się ze wspólnotą polityczną, ani nie wiąże się z żadnym systemem politycznym, jest zarazem znakiem i zabezpieczeniem transcendentnego charakteru osoby ludzkiej” (KDK 76). Papież Wyjaśniał, że „chodzi więc tutaj o człowieka w całej jego prawdzie, w pełnym jego wymiarze. Nie chodzi o człowieka »abstrakcyjnego«, ale rzeczywistego, o człowieka »konkretnego«, »historycznego«. Chodzi o człowieka »każdego«”.
W kontekście powyższego nauczania – pozwolę sobie podać kilka charakterystycznych przykładów, poprzedzonych takim pytaniem i wyznaniem: Święty, Wielki Janie Pawle, czy miałeś w nich też na myśli „komunistów, zdrajców i złodziei” oraz „esbeckie wdowy”, a ostatnio i „zakazane mordy”? Nie poczytaj nam za ciężkie bluźnierstwo, jeśli skażeni grzechami za PRL, głośno Ci powiemy, że nie godzimy się na takie upodlenie oraz „pokutę”, jaką już wdrożyła i zamierza czynić dalej wobec nas, często i naszych dzieci – obecna władza. Bo choć zostaliśmy zakwalifikowani do najgorszego sortu, nie zasługujemy na rolę i życie jakie wyznacza nam obecna władza. Nie wypieramy się grzechów, popełnionych „z ludzkiej ułomności”. Jeśli uważasz Święty, Wielki Janie Pawle, że racja jest po stronie obecnej władzy – spraw abyśmy w oka mgnieniu obrócili się w popiół, czyniąc tym zadość władzy za nasze grzeszne życie w PRL i tym samym uwalniając ją do naszego ciężaru. Nie kieruje nami pycha, ale wiara, ufność w Twoją sprawiedliwość, bo w katolickiej Polsce nienawiść i zemsta władzy jest sprawiedliwością, sięgającą poza grób. Ale zanim przystąpisz do swojego planu – wyjaśnij, daj nam niegodziwcom wg władzy, czytelny znak, gdyż przed unicestwieniem pragniemy zrozumieć, po ludzku pojąć Twoje nauczanie, choć już skazani jesteśmy politycznie na „piekielne męki”. Nazywani jesteśmy „komuchami”, za pracę i służbę w organach i instytucjach uznanych za „wrogie” wolności Polski oraz z tytułu podstawy ustroju. Niektórzy spośród nas wiedzą, że Twój przyjaciel z Krakowa – ks. prof. Józef Tischner kiedyś podzielił się spostrzeżeniem, że nie zna nikogo, kto po przeczytaniu dzieł Marksa, przestał przychodzić do Kościoła. Ale zna takich, którzy po rozmowie ze swoim proboszczem – przestali. Nie śmiemy pomyśleć, czy Twoja nauka, głoszona we wszystkich kościołach, skłoni choć jednego biskupa do wstawiennictwa za nami. Gdyby tak się stało, kapelani wojskowi, Policji, Straży Granicznej i Straży Pożarnej mieliby przykład i tytuł.
Wyznanie powyższe, jest tylko uporządkowanymi myślami, refleksjami wywołanymi poczuciem krzywdy, przerażenia, pewnym porównaniem żalu i upodlenia do „historycznej martyrologii” z tą różnicą, że przeniesionych w XXI wiek i czynionych rękoma Polaków – jakie usłyszałem i odnotowałem w rozmowach od b. przełożonych i podwładnych, przyjaciół, znajomych oraz osób mi obcych – ale wszystkich dotkniętych ustawami dezubekizacyjnymi z lat 2009 i 2016 oraz przygotowywanej w 2017 roku.
Kilka razy TVP i radio 13 grudnia 2016 r. cytowało ocenę Generała – „Awanturnikom trzeba skrępować ręce”… I tak sobie myślę – skoro dziś władza ją cytuje, to znaczy, że jej Autor 35 lat temu miał rację, bo inaczej by jej nie przypominano. Jeśli Opatrzność pozwoliła Generałowi z zaświatów patrzeć na„obchody” 35 rocznicy, to chyba po to, by serdecznie się uśmiechnął, przecież nie spodziewał się, takiej aprobaty od obecnej władzy, nawet jako przestrogi dla obecnych przeciwników politycznych. Ale tak to już jest, gdy historyczne fakty wykorzystuje się do bieżących rozgrywek politycznych. Po upływie zaledwie pól roku czasu, przyszło mi je sparafrazować – awanturnikom trzeba skrępować nienawistne myśli i czyny…
Ku refleksji – kilka charakterystycznych przykładów, pytań i myśli
Istotą stanu wojennego było zapobieżenie bratobójczej walce, wojnie domowej, rozkładowi gospodarki i rozpadowi państwa. Wspomnę, iż Episkopat na zakończenie 181 Konferencji, m.in. stwierdził: „Kraj nasz znajduje się w obliczu wielkich niebezpieczeństw. Przesuwają się nad nim ciemne chmury, grożące bratobójczą walką”. Czy Episkopat w tej ocenie mylił się, a tym samym wprowadzał w błąd Papieża i społeczeństwo? Czy zagrożenie widział tylko ze strony władzy dla „pokornej” Solidarności, czy także w jej szeregach? A może teraz, po 35 latach chciałby wprowadzić korektę do tej oceny? Czy to nie była i nie jest dobitna przestroga – biblijne „źdźbło i belka w oku”? Znane jest „Spotkanie Trzech”. Generał jako inicjator składał propozycję powołania Rady Porozumienia Narodowego. Nazajutrz, Prymas Polski udał się do Rzymu, gdzie uzyskał pełne „błogosławieństwo” Papieża-Polaka dla takiej formy współpracy Kościoła z władzą oraz opozycyjnym związkiem zawodowym. Na wiadomość o „Spotkaniu”, 77 proc. społeczeństwa wyraziło poparcie i nadzieję na takie porozumienie. Tylko Solidarność zachowała się „inaczej” – zagroziła strajkiem generalnym.
Generał, 13 grudnia w pamiętnym wystąpieniu radiowo – telewizyjnym apelował, wręcz błagał: „Zwracam się do Was wszystkich jako żołnierz, który dobrze pamięta okrucieństwo wojny. Niechaj w tym umęczonym kraju, który zaznał już tyle klęsk, tyle cierpień, nie popłynie ani jedna kropla polskiej krwi. Powstrzymajmy wspólnym wysiłkiem widmo wojny domowej”. A jednak – krew popłynęła. W mowie obrończej przed Sądem mówił – „Każda śmierć, zwłaszcza w tak dramatycznych okolicznościach, jest tragedią. Każda nosi znamię konkretnych okoliczności, podlega stosownej do tego ocenie i osądowi. Każda zostawia w rodzinnej, a także społecznej pamięci, ból i bliznę… Różne przestępstwa, niegodziwości, nadużycia władzy, o jakich dowiaduję się po latach, nie dają mi prawa, nie pozwalają negować, wykluczać ich sprawstwa przez ludzi aparatu państwa. Mam świadomość własnego, moralnego ciężaru tej konstatacji”. Po napisaniu obszernego fragmentu pierwszej wersji tych myśli, w dyskusji nad innym ujęciem, Generał wspomniał mi jak dojmujący ból, jakiego dotąd nie znał, poczuł w domu p. Włosików. Postanowił wraz z gen. Czesławem Kiszczakiem złożyć wyrazy żalu i ubolewania po śmierci ich syna Bogdana, nieumyślnie zastrzelonego przez funkcjonariusza SB. Wtedy pamięć przywołała obraz, gdy matka mocno tuląc, na Syberii żegnała go, odchodzącego do wojska. Westchnął – jakiż ból musiała przeżyć ta Matka, „trzymając w ramionach martwe ciało Syna” (odniesienie do Biblii nasuwa się samo). Jednakże tego uczucia nie chciał wyznać przed Sądem, choć było do bólu szczere, zalecił zachowanie na inny czas, niestety, odszedł licząc, że prawda zwycięży.
W tym przemówieniu przestrzegał – „przez wiele polskich domów, przebiegają linie bolesnych podziałów. Atmosfera niekończących się konfliktów, nieporozumień, nienawiści – sieje spustoszenie psychiczne, kaleczy tradycje tolerancji. Padają wezwania do fizycznej rozprawy z »czerwonymi«, z ludźmi o odmiennych poglądach. Mnożą się przypadki terroru, pogróżek i samosądów moralnych, a także bezpośredniej przemocy… Chaos i demoralizacja przybrały rozmiary klęski. Naród osiągnął granice wytrzymałości psychicznej. Wielu ludzi ogarnia rozpacz”.
Jak mówił Generał – „Wprowadzenie stanu wojennego było dramatem, ale nie mniej gorzkie było to, że nie potrafiliśmy się porozumieć. Nieufność, zacietrzewienie, wrogość, zaślepiała obie strony. Nikt z nas nie jest bez winy. Nie dojrzeliśmy wówczas do historycznego kompromisu. Inna rzecz, czy w tamtych realiach był on możliwy i wykonalny”. Polacy stali się groźni sami dla siebie! W sensie historycznym – „przeszliśmy przez ten burzliwy czas bez większych ofiar, bez rzeki przelanej krwi, nie tworząc przepaści, «nie paląc za sobą mostów» do przyszłych, pozytywnych rozwiązań”. Było to zwycięstwo rozumu, rozsądku nad emocjami. Polacy pod przewodem Generała okazali się „mądrzejsi przed szkodą”. W tej „mądrości” są zasługi niepodważalne: Kościoła, Rządu, liberalnego skrzydła partii (PZPR) i stronnictw politycznych, członków Solidarności. Swą patriotyczną powinność spełniło Wojsko Polskie, które w listopadzie 1981 r. cieszyło się 93 proc. poparciem społeczeństwa, a Kościół 82 proc. Chciałoby się zapytać – czy wówczas „grzeszyła” tylko władza i tylko ona ponosi odpowiedzialność za ten stan? Generał ujmuje to tak: – „Lata 1980-1981 nie były okresem zmagań «aniołów z diabłami», ale milionów dobrych i mniej dobrych, mądrych i mniej mądrych ludzi, uwikłanych w historyczny los, z dwóch stron ówczesnej barykady. Przeciwstawiam się tworzeniu czarno-białego wizerunku: anielskie hufce »»Solidarności«« i „diabelskie hordy władzy, »»komuny««. Przeciwstawiam się też odwrotnej kwalifikacji”. „Ja szczerze ubolewam nad tym, że doszło do wprowadzenia stanu wojennego, ale jednocześnie uznaję, że spełnił on swoją rolę. Był lekcją – i dla Jaruzelskiego, i dla Wałęsy, i dla wielu innych z obu stron. To prawda, że ta lekcja wiele nas kosztowała, ale na szczęście nie wykopała przepaści nie do przebycia i obiektywnie stworzyła warunki do przyszłego zbliżenia…Próby kwalifikowania stanu wojennego jako przestępstwa, zbrodni, chcąc nie chcąc, godzą także w miliony ludzi, którzy go oczekiwali, którzy z jego koniecznością się liczyli, którzy go poparli, którzy w jego realizacji uczestniczyli, którzy wreszcie w tym okresie zwyczajnie żyli i spokojnie pracowali”.
Ku refleksji niech posłużą takie słowa Jana Pawła II: „Przebaczanie przeciwne jest żywieniu urazy i chęci zemsty, jednak nie sprzeciwia się sprawiedliwości”. I dalej : „Skoro jednak sprawiedliwość ludzka jest zawsze słaba i niedoskonała, zdana na egoizm i ograniczenia zarówno osób jak i całych grup, należy ją praktykować w duchu przebaczenia, które goi rany i odnawia zakłócone relacje pomiędzy ludźmi. Przebaczenie w żadnej mierze nie przeciwstawia się sprawiedliwości, gdyż nie polega na zaniechaniu słusznych żądań, aby naruszony porządek został naprawiony”. Z ewangelicznej istoty przebaczenia wynika pierwszeństwo jego okazania przez osobę pokrzywdzoną. Przypomnę – tak postąpił Jan Paweł II wobec swojego zamachowca. Tak postąpił Generał po ciężkim zranieniu kamieniem, grożącym utratą życia w 1994 r. Wybaczył sprawcy, choć ten w żadnym stopniu nie doznał niczego złego, ani bezpośrednio, ani pośrednio od Generała. Także i wymiar kary był symboliczny, choć Generał prosił sąd o jej darowanie szaleńcowi. Wiele razy przepraszał osobiście znane osoby i publicznie ludzi za krzywdy, upokorzenia w stanie wojennym.
Prymas Polski, kard. Józef Glemp, w jednym z wywiadów m.in. mówił – „Pamiętam ogrom bólu i narzekań, pamiętam także epizod, jak siostry zakonne podawały żołnierzom i zomowcom, bo zima była wówczas sroga, gorącą herbatę. Był to gest miłosierdzia, pokazujący, że chrześcijaństwo jest ponad nienawiścią, a wówczas było dużo nienawiści… Z drugiej strony ludzie przesadzali w eksponowaniu swoich cierpień. Wywierano naciski na biskupów, aby na sesjach Episkopatu wygłaszali przemówienia, napisane przez inne osoby. Ja do tego nie dopuściłem. Sprawdziliśmy, że zarzuty były nieprawdziwe: że ludzi nie skalpowano, nie biczowano. Mówiono o wydarzeniach wyimaginowanych, aby rozpalać nienawiść. Oczywiście, miały miejsce także wydarzenia okrutne, i to straszne. Nie dało się uniknąć informacyjnego chaosu”.
Generał pytany przez dziennikarzy przy okazji różnych wywiadów mówił: „Pamiętam, iż Papież w ponad dwugodzinnej rozmowie ze mną w czerwcu 1983 roku w Krakowie powiedział: «Ja wiem, iż socjalizm jest realnością, chodzi jednak o to, aby był on z ludzką twarzą». Wizyta Papieża, Jego apele, w tych zamiarach nas umacniały. Papież, Kościół liczył więc na dłuższy, ale bezpieczny «marsz». I tak się stało”. Dobrze pamięta i przyznaje, iż „13 grudnia Papież-Polak odczuł z wielkim bólem, tym bardziej, że nie mógł wówczas znać wszystkich, poprzedzających go okoliczności, faktów, zagrożeń. Potrafił jednak zrozumieć intencje oraz uwarunkowania, w jakich przyszło nam żyć i działać. Jako «człowiek stanu wojennego» odczułem to bardzo osobiście”.
Swoisty całun milczenia otacza taką relację biskupa Bronisława Dąbrowskiego z 22 grudnia 1981 roku: „Ojciec Święty pytał o różne wydarzenia, o jakich mówiło radio i TV włoska oraz piszą gazety. Stwierdziliśmy w tym dużo przesady, a nawet sfałszowania faktów. Tym lepiej, powiedział Ojciec Święty i dodał – widzicie, jak konieczny był wasz przyjazd, szkoda, że nie wcześniej. Męczę się z tym, że nie znam prawdziwego stanu rzeczy”. Tu taka ciekawostka. Otóż, już 14 grudnia 1981 r. w katedrze Notre Dame w Paryżu, kardynał Jean Marie Lustiger z udziałem wielu francuskich osobistości politycznych, odprawił mszę świętą za spokój duszy bestialsko zamordowanego Tadeusza Mazowieckiego. Sam „uśmiercony” i jego rodzina wielokrotnie dementowali ten fakt. Pytanie-komu wówczas zależało i dziś zależy na mnożeniu ofiar stanu wojennego, wyolbrzymianiu jego dolegliwości – kieruję do osób duchownych, do Czytelników, mając przekonanie, że znajdą właściwą odpowiedź.
Tragedia w Kopalni Wujek, gdzie zginęło 9 górników jest, i pozostanie swoistym znakiem, krwawym symbolem stanu wojennego. Pierwszą wizytę w kopalni Wujek Generał złożył jako Prezydent PRL 2 grudnia 1989 r. W księdze pamiątkowej Kopalni zapisał słowa: – „Płynęły przez śląską ziemię potoki polskiej krwi. Tej, która tu została razem przelana, mogliśmy uniknąć. Niech pamięć o Niej będzie przestrogą dla żywych i hołdem dla Ofiar”. Zebrani ludzie z niezwykłą dozą wrogości odnieśli się do gościa. Pojawiły się transparenty z uwłaczającymi hasłami. Generał z właściwą sobie godnością wysłuchał wielu, personalnie krzywdzących oskarżeń i zarzutów, adresowanych do organów władzy różnych szczebli. W takiej rozentuzjazmowanej scenerii, trudno było o rzeczową rozmowę. Ale najważniejsza była obecność Generała. Miała wymiar personalnej pokory wobec cierpienia ludzi dotkniętych tragedią. Na taką postawę mógł sobie pozwolić tylko człowiek formatu Generała. Delegacja górników z Jerzym Wartakiem została zaproszona na spotkanie do Belwederu. Rozmowa była długa, pełna szczegółowych opisów ówczesnych zdarzeń i refleksji natury ogólniejszej, w kategoriach racji środowiskowych, narodowych i państwowych, wymaga oddzielnego opisu.
Śmierć Papieża, na początku kwietnia 2005 r. – skłoniła Jerzego Wartaka, do myśli o przebaczeniu Zwrócił się do swoich kolegów z dawnego komitetu strajkowego, członków rodzin ofiar i księży, którzy wówczas wspierali strajk górników z pomysłem napisania apelu o przebaczenie i pojednanie. Ogłoszono go 12 kwietnia 2005 r. Zaczyna się słowami – „Najtrudniejsza sztuka przebaczania nieprzyjaciołom znajduje wzór w Ojcu Świętym – On przebaczył temu, który targnął się na Jego życie…Nie chcemy poddawać się uczuciom zemsty, naszą nadzieję na sprawiedliwość oddajemy w ręce Boga Sprawiedliwego i Miłosiernego. Zaś do wszystkich rodaków dobrej woli zwracamy się z apelem pojednania się w duchu Jana Pawła II. Krzywdzicieli prosimy o uznanie swoich win i zadośćuczynienie! Pokrzywdzonych prosimy o przebaczenie doznanych krzywd. Młodych – wzywamy do «przeniesienia ku przyszłości» – bez podziałów pokoleniowych – «to całe olbrzymie dziedzictwo dziejów», któremu na imię Polska”. Apelem zainteresowała się prasa. W artykule „Górnik przebacza”… przeczytałem taką wypowiedź: „Pora wreszcie przestać patrzeć wstecz. Skoro biskupi polscy i niemieccy potrafili się pojednać po tak krwawej wojnie, dlaczego Polak z Polakiem nie może tego zrobić”. 4 maja 2005 r. Generał przyjął Jerzego Wartaka w swoim mieszkaniu. Potem było jeszcze kilka spotkań. W prasie przeczytałem, że w „pewnym momencie Wartak poczuł, że jest sam”. Dziennikarzowi zwierzył się – „Wiedziałem, że coś nie wychodzi. Nie było ani jednej osoby, która by mi powiedziała: «Jurek, w czym ci mogę pomóc?» Współautorzy apelu tłumaczyli się nadciśnieniem, nawałem pracy. Panie Generale, jak Polska nie chce, to my sami się pojednamy”. I tak się stało, Jerzy Wartak był na pogrzebie Generała, byliśmy obok siebie. Tragedia ta wymaga szerszego naświetlenia i oceny w innym czasie.
Kończąc ten wątek myśli. Kilka lat temu, w pewnym wydawnictwie przeczytałem artykuł pt. „Zostawcie generała”, z którego wynotowałem taki fragment, ku odniesieniu do naszych polskich nienawiści i rozliczeń: „W czasie wojny domowej 1936-1939 w Cerwerze, małym katalońskim miasteczku zginęło ponad 100 osób. Jedni stanęli po stronie gen. Franco, innych wcielono do armii republikańskiej. Ale chociaż wszyscy pamiętają, co się wówczas działo, dziś nikt się z nikim nie kłóci, nie ma aktów rewanżu czy zemsty. Aptekarz jest klientem barmana, a barman nie omija apteki. Nasze dzieci chodzą do jednej szkoły, przyjaźnią się. Pamiętamy o przeszłości, ale już potrafimy z nią żyć – wyjaśnia José Manuel, którego ojciec i wuj zginęli z rąk republikanów, przeciwników Franco. Tak, jak w Cerwerze jest w całej Hiszpanii – kraju, w którym w czasie bratobójczej wojny domowej zginęło pól miliona osób, a przez następne 40 lat dyktatury wojskowej tysiące ludzi cierpiało prześladowania. Były przymusowe roboty, więzienia i zabójstwa polityczne, (…) Żaden frankista nie stracił pracy, nikt nie musiał uciekać z kraju, nikomu nie grzebano w aktach. Lustracja? A po co? Przecież w każdej wsi wiadomo, kto po której stronie walczył i jakie ma poglądy”.
Najwyższy Nauczyciel swą misję wyrażał w słowach: „Nie przyszedłem po to, aby świat potępić”…Tak rozumieją ją Hiszpanie, a jak Polacy?…
CDN