„Są realne szanse na udział Polski w programie Nuclear Sharing; Amerykanie nie mówią „nie”, widzą, że nasz kraj odgrywa coraz istotniejszą rolę w stabilizacji polityki bezpieczeństwa w regionie” – ocenił szef sejmowej Komisji Obrony Narodowej Michał Jach (PiS). Co to oznacza dla Polski i dla naszego bezpieczeństwa? Ciężko jednoznacznie stwierdzić, ale program przedstawia szereg problemów, które należy zaadresować.
Nuclear Sharing to program NATO, będący elementem polityki Sojuszu w zakresie odstraszania jądrowego. Umożliwia on udostępnienie głowic jądrowych państwom członkowskim nieposiadającym własnej broni jądrowej. Od listopada 2009 r. w ramach Nuclear Sharing amerykańska broń jądrowa znajduje się na terenie Belgii, Niemiec, Włoch, Holandii i Turcji.
Prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla tygodnika „Gazeta Polska” powiedział, że nic nie wskazuje na to, by Polska w najbliższym czasie znalazła się w posiadaniu broni nuklearnej, jednak dodał, że zawsze jest potencjalna możliwość udziału w Nuclear Sharing. „Rozmawialiśmy z amerykańskimi przywódcami o tym, czy Stany Zjednoczone rozważają taką możliwość. Temat jest otwarty” – powiedział Duda. Poseł Jach pytany o to, czy są realne szanse na udział Polski w tym programie, odpowiedział, że „są na to realne szanse, Amerykanie nie mówią nie”.
Eksperci są zgodni, że z punktu widzenia militarnego, USA nie potrzebuje przetrzymywać taktycznej broni nuklearnej na terenie Europy, po to aby skutecznie objąć ją tzw. nuklearnym parasolem ochronnym. Balistyczne pociski międzykontynentalne wraz z amerykańskim lotnictwem strategicznym w zupełności starczą. Czyli po co to całe zamieszanie z amerykańskimi atomówkami w Europie?
Szef sejmowej komisji obrony zdradza, że jeżeli doszłoby do udziału w programie Nuclear Sharing, Polska nadal nie będzie właścicielem broni nuklearnej i nie będzie w stanie podjąć autonomicznej decyzji ws. użycia jej. „System polega to na tym, że nasi piloci na odpowiednio dostosowanych samolotach F-16 ćwiczą atak taktyczną bronią nuklearną (…) w razie gdyby doszło do takiej potrzeby, do wojny, nasi piloci mogą brać udział w takiej akcji, ale o tym oczywiście będą decydować Amerykanie” – powiedział Jach.
Czyli Nuclear Sharing oznacza efektywnie, że mamy na swoim terytorium amerykańskie głowice jądrowe, będące praktycznie w pełni pod kontrolą Waszyngtonu. Oznacza to, że jako państwo jesteśmy pierwszym celem Rosji w wypadku eskalacji nuklearnej i jednocześnie oznacza, że nie możemy ich użyć według własnej woli. W podsumowaniu – mamy wszystkie minusy posiadania broni nuklearnej, bez oczywistych plusów.
Proponenci tego systemu mówią, że będąc krajem, który jest hostem dla amerykańskich głowic, dostajemy niby jakiś większy wpływ na ich użycie. Nie mówią niestety w jaki sposób. Decyzja o użyciu amerykańskiej broni atomowej będzie suwerenną decyzją Waszyngtonu i nikomu nic do tego.
„Moment zdaje się dobry, bo kwestia tego programu w stosunku do Turcji została zawieszona, a my jesteśmy gotowi. Poza tym Amerykanie widzą, że Polska odgrywa coraz bardziej istotną rolę w stabilizacji polityki bezpieczeństwa w naszym regionie, więc wzmocnienie nas dodatkowym argumentem byłoby na pewno wskazane” – powiedział Jach.
Ale gdzie jest ten argument i na czym on polega? Nuclear Sharing może okazać się programem zmniejszającym bezpieczeństwo, lub je zwiększającym. Diabeł tkwi w szczegółach, a tych na razie nie znamy.