Od pewnego czasu lewica w Polsce próbuje obalić krążącą po kraju opinię, że „lewicy wolno mniej”. Nic z tego oczywiście nie wychodzi i widać, jak na dłoni, że rzeczywiście lewicy wolno mniej, bo sama na to pozwala, a przeciwnicy uważają, że zasługuje.
Składa się na to syndrom PRL, który stał się kompleksem nie do przezwyciężenia. Dodatkowo większość ludzi lewicy, którzy w Polsce Ludowej nie zatracili swojej wrażliwości, nie złamał ich też później neoliberalny huragan Balcerowicza, postanowiła wyłączyć się z życia publicznego w ostatnich latach. Jest to zapewne efektem długotrwałej nagonki prawicy na wszystko lewicowe, co się rusza. Nawet historia, ta z XIX wieku, stała się polem fałszerstw i walki politycznej. Po lewej stronie jest coraz mniej odważnych, którzy chcieliby zanurzyć się w tym bagnie kłamstw i przeinaczeń, chcieliby je prostować lub obalać.
Polska lewica poddała się kilkanaście lat temu, może poza spadkobiercami tradycji PPS, wierząc naiwnie w ożywcze powiewy z Unii Europejskiej, które bez zbędnego wysiłku, miały uczynić nasz kraj w pełni cywilizowanym miejscem na ziemi. O tym, że tak się nie stało i nie stanie, świadczy niemalejąca fala polskich emigrantów poszukujących lepszej pracy i lepszego życia. Nikt z tego faktu od dawna nie wyciąga wniosków.
Lewica zatraciła instynkt samozachowawczy, rozdrobniona i zmajoryzowana przez neoliberalnych doradców, po przegranych przed dwoma laty wyborach parlamentarnych, stoi dziś przed zasadniczą decyzją: co robić? To leninowskie pytanie wybrzmiewa od dłuższego czasu w wielu środowiskach lewicy. Wielu ludzi czuje się nadal odpowiedzialnymi za kraj, za własne rodziny, również za historię. Za 20, 30 lat usłyszymy od swoich dzieci pytanie: co zrobiliście, aby żyło nam się lepiej, spokojniej, aby liczył się nasz głos w naszych sprawach, aby człowiek nie był zawsze przegrany w konfrontacji z rynkami i bankami, aby nie zagrażała nam perspektywa wojny, o którą proszą się aktualni przywódcy kraju.
Na rok przed ostatnimi wyborami, w roku 2014, opublikowałem tekst „10 wyzwań dla lewicy”. We wstępie pisałem wówczas: „Na najbliższy czas polska lewica ma dwa główne wyzwania: dokonanie krytycznej analizy własnych błędów i zaniechań oraz wygranie wyborów parlamentarnych w 2015 roku. Jeśli się jej to nie uda, czeka ją ‘długi marsz’ i przegrupowanie – zarówno programowe jak i pokoleniowe. Głębszy sens ma w związku z tym formułowanie celów na dłuższą metę, bowiem daje to możliwość ich właściwego rozpoznania i dostosowania do przekształcającej się dynamicznie rzeczywistości…”
Jest jeszcze trochę czasu do najbliższych wyborów i mimo urzędowego optymizmu, który lansują niektórzy działacze w związku z badaniami opinii, dającymi SLD minimalne 5 procent, sytuacja wydaje się być niezadawalająca. Będąc przywiązanym do własnej publikacji pragnę zauważyć, że żaden z wskazanych przeze mnie warunków nie został spełniony. Zjednoczona Lewica nie dokonała przed wyborami rozliczenia z przeszłością i nie znalazła się po raz pierwszy w okresie III RP w Sejmie i Senacie. Co dziwne nie dokonała również krytycznej analizy tej klęski. Jej twórcy chyba nadal dobrze się czują, przecież nie spotkali się z wyraźną krytyką, brylują na salonach, wierząc, że w 2018 roku im się uda. Obawiam się, że chyba również nie, bowiem polityka to połączenie ideowości i politycznego planu. Póki co, jesteśmy w przysłowiowym lesie.
Aleksander Kwaśniewski w roku 1995 wygrał wybory prezydenckie w oparciu o ideę zawartą w sformułowaniu „wybierzmy przyszłość”. Powstało ono po analizie realnego stanu nastrojów społecznych wówczas. Widać dziś na lewicy, szczególnie wśród działaczy młodego pokolenia, próby ucieczki do przodu i wykorzystanie tamtego doświadczenia. Jestem zdania, że mamy nie ten czas i nie tą świadomość, jaka towarzyszyła wyborom przed 20 laty. Społeczeństwo myśli innymi kategoriami, jest głęboko doświadczone m.in. skutkami niesprawiedliwej transformacji i niemalejącym rozwarstwieniem społecznym.
Uważam, że odpowiedzialna lewica powinna się od dziś posługiwać hasłem „zbudujmy przyszłość” i w trybie pilnym przedstawić społeczeństwu, na co najmniej ćwierć wieku, wizję rozwoju kraju w ramach Unii Europejskiej, tworząc nowe założenia społeczno-ekonomiczne i polityczne rozwoju, poprzez odcięcie się od doktryny neoliberalnej i budowę systemu demokratycznego opartego o konstytucyjne zasady społecznej gospodarki rynkowej i sprawiedliwości społecznej. Jest to absolutne minimum, bowiem socjaliści w propozycjach rozwiązań idą znacznie dalej.
Lewica chcąc być poważnie traktowana, sama musi poważnie traktować wyborców. Nie dają się oni już nabierać ma medialne triki.