16 września 2024

loader

Ojciec zaczadzonych

W czasach słusznie minionych i niesłusznie – i czort zresztą wie po co – jakby powracających, jak Baba Jaga po nieudanym liftingu w salonie piękności, jednym z całej masy przecudownych i adekwatnych na owo panaceum określeń ogólnopolskich bądź lokalnych była ksywka „bełt”.

Od zabełtania w głowie pewnie, którego to efektu należało z drżeniem serca i rąk oczekiwać po zdecydowanym i szybkim zażyciu już połowy zaproponowanej a ujętej w smukłe szklane opakowanie dawki. W razie nieosiągnięcia przewidywanego efektu terapeutycznego kurację można było wielokrotnie powtarzać, nie przekraczając jednakże dawki zalecanej dla Smoka Wawelskiego po spożyciu kulinarnego majstersztyku Skuby. Innymi określeniami tego nadprzyrodzonego i popularnego nie tylko z powodu ceny na każdą kieszeń środka były funkcjonujące w żargonie zachwyconego ludu „mózgotrzep” i „mózgojeb” oraz „patykiem pisane” (na artystycznej i estetycznej etykiecie, oczywiście). Ludowa twórczość zawsze celnie eksplodowała nie tylko nazewnictwem. W tym przypadku premiowała głównie szybkość i skuteczność działania tego ziemskiego środka z nieziemskiego pogranicza szamaństwa, medycyny ludowej i homeopatii, mianując go na skolektywizowanych terenach wiejskich nobilitującym „Czarem PGR-u”.
Gwałtowny zwrot o 180 stopni w prawo w dziejach nadodrzańsko-nadwiślańsko-nadbużańskich współczesnych plemion, w wojskowości niegdysiejszej praktykowany słusznie jako „w tył na lewo”, co w obu przypadkach i tak oznacza powrót do korzeni ewolucyjnego ciągu z ulgą pozostawionych za plecami albo nawet wewnątrz ich najmniej szlachetnej części, zaowocował niepokalanym poczęciem środka odurzającego medycynie do tej pory nieznanego a o sile i skuteczności działania porównywalnej z energią wyzwoloną w momencie Big Bangu. Środka mentalnego, eterycznego, nieuchwytnego. Bezbarwnego i bezwonnego jak czad. I podobnie czadowo rozchodzącego się kosztem cyrkulacji – bywa – nawet zatęchłego lub wręcz zepsutego powietrza i koszącego łany potencjalnych wyznawców. Pozostawiającego za sobą ziemię zaczadzoną.
O sprawstwo owego niepokalanego poczęcia, bezdyskusyjne jego nadprzyrodzone ojcostwo i dzieworództwo zarazem posądza się wielką duchem, takiejże postury i niewyobrażalnej wprost skromności postać ukazującą się wybrańcom w wyżej wymienionych trzech sprawczych aspektach, nagradzającą szczodrze najwierniejszych, potępiającą w czambuł sprzeciwiających się, miłosiernie tolerującą przechrztów. Niczym bóg-ojciec-wszechmogący w ludzkiej postaci żyje ów ewenement dziejowy pośród ludu wiernego dźwigając na barkach cierpienia swego świata i rozdzielając wokół światło szczęśliwości wiecznej w świecie przyszłym. Uznawany za cud pośród pogańskiej wszeteczności od gór do morza, mający poparcie siewców i żeńców dwutysiącletniej zinstytucjonalizowanej gromady wyznawców właściwego boga. Charyzmatyczny i fascynujący jak „Czar Żoliborza”. Ojciec zaczadzonych.
Hiobowe wieści docierają do nas zewsząd. Poruszają zwłaszcza te z półki „Człowiek człowiekowi zgotował ten los”. Takie czasy. Hiobowe.
Samego Hioba – biblijnego bohatera – przybliżają nam starotestamentowe źródła pisane starsze o kilkaset lat od chrześcijaństwa. Dowiadujemy się z nich jak to los Hioba zawisł na szali zakładu między Bogiem a będącym w jego służbie ówczesnym agentem Tomkiem, który za pomocą zbrodniczych prowokacji miał wystawić na próbę wierności Bogu prawego, szlachetnego i prawdziwie bogobojnego ojca wielodzietnej rodziny i właściciela olbrzymiego i dobrze prosperującego majątku. W konsekwencji tej kaprysem powodowanej rozrywki tytanów Hiob stracił rodzinę i majątek, na koniec sam obłożony śmiertelną chorobą, mimo fizycznych i psychicznych cierpień, mimo chwilowych zwątpień, nie sprzeniewierzył się i nie wyparł miłości do Najwyższego, za co został wynagrodzony przywróceniem utraconego doczesnego szczęścia.
Hiob nie zaparł się swojej wiary i nie wyrzekł człowieczeństwa w obliczu niewyobrażalnych cierpień i prawdopodobieństwa swego w zaświaty odejścia. Nie zaprzedał duszy – uosabiającej tu jego własne morale – szatanowi, ulegając jego podszeptom i działaniom, czym utrzymał przychylność Boga i uznanie wiernych przyjaciół. Nie wierząc w swoje przewinienie, nie obarczał winą wszystkiego i wszystkich dookoła. Zachował swą godność.
Przypadek podobny lecz znacznie bliższy naszym czasom i bardziej wiarygodny w aspekcie faktograficznym, bowiem utrwalony piórem wieszcza na podstawie własnych przeżyć i poznanej historii. Ojciec zadżumionych – Słowackiego. Wieszcz zasłyszał opisaną opowieść z ust doktora z pobliskiego miasteczka odwiedzającego pustynne miejsce kilkunastodniowej kwarantanny, której poddać musieli się wędrujący w owym czasie, w tym również autor, z Egiptu w kierunku Ziemi Świętej, poddać pod groźbą utraty głowy. W tymże to miejscu, w czasie ostatniej epidemii czarnej śmierci, w ciągu niewielu dni zaraza zabrała pewnemu Libańczykowi siedmioro dzieci i żonę, jego samego oszczędzając. Doświadczony tak ciężko człowiek nie zakipiał bluźnierczym gniewem i nie poruszył w sobie pokładów zemsty przeciwko nie pokrzywdzonemu przez los światu. Odsunął się jedynie od ludzi by w samotności i skupieniu kontemplować boleść tak nieludzkiej straty.
W obu powyższych przypadkach najistotniejsze jest zachowanie ludzkiej godności w obliczu osobistej tragedii. Tak głęboka wiara, jak i wysokie morale były tymi fundamentami, na których cierpienie dało odpór zezwierzęceniu. Dzięki niezaprzeczalnej pomocy najbliższych przyjaciół, solidnie ukorzenionym zasadom wiary i nienagannej kindersztubie.
Dziś w kościołach, owych ośrodkach kultu i opieki duchowej, tych pomostach między światem realnym a nadprzyrodzonym, uczy się miłości do Boga, którego tak naprawdę nie znamy, boskiej filozofii której nie rozumiemy, w dodatku nie żyjemy bieżącym boskim losem, a nawołuje do nienawiści do Człowieka-Brata, którego znamy, rozumiemy i którego los nie powinien nam być obojętny.
Tylko patrzeć nowego Jezusa. Zaczadzona tłuszcza już rychtuje gardła i zaciera ręce. Krzyż czeka.

foto 1 do waszer

trybuna.info

Poprzedni

Młodzi ciągle bez mieszkań

Następny

Czas szeryfów