materiały prasowe
Obraz PRL zmienia się w polskiej kinematografii od dnia jej założenia. O filmowym socrealizmie, szkole polskiej i kinie moralnego niepokoju mówić już nie można, bo to okresy słusznie minione. Współcześni twórcy coraz rzadziej decydują się jednak na całkowite porzucenie dziedzictwa tych trendów. Idealnym zwieńczeniem trwającego od dłuższego czasu procesu jest w moim mniemaniu selekcja 46. konkursu głównego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych.
Jak pisałem na łamach Trybunie tydzień temu, aż 12 z 16 filmów walczących o Złote Lwy działo się w przeszłości. Nie spodziewałem się wówczas jednak, w jak zróżnicowany sposób twórcy podejdą do opisywania trudów życia w Polsce Ludowej. Bo we mnie jest seks – stylizowana na lata 60. biografia Kaliny Jędrusik – nanosi (nieco pokracznie) feministyczną analizę na dorobek jednej z gwiazd srebrnego ekranu. Zastępuje tym samym relację system–jednostka, walką między patriarchatem, a kobietami. Mimo wielu wad tego filmu, należy mu oddać, że świetnie kontrastuje z szaro-burą wizją lat 60. nadając jej telenowelowej otoczki.
Inną pozycją konkursową nadającą swoim postaciom więcej cech charakteru niż żmudna walka z systemem jest Zupa nic w reżyserii Kingi Dębskiej. Autorka dobrze sprzedających się dramatów rodzinnych – Moje córki krowy (2015), Zabawa zabawa (2018) – oddała klimat przełomu lat 70. i 80. dokładnie tak, jak przekazywali mi go dziadkowie. Można zarzucać reżyserce, że główny wątek jest bardzo płytki i schematyczny. Jakkolwiek słuszny jest to zarzut, Zupę nic postrzegam raczej jako sposób na wyartykułowanie swojego sentymentu do wspomnień z młodości, aniżeli przekazania intrygującej historii.
Sporo filmów z selekcji podtrzymuje motyw opowiadania o przemocy systemowej, jakiej dopuszczali się funkcjonariusze SB i elity polityczne naszego państwa. Znalazło się miejsce dla pozycji „wajdowskich” – opowiadających o obywatelskim sprzeciwie, pełne przepychu i patosu. Taka właśnie jest najnowsza produkcja Jana P. Matuszyńskiego, czyli obecne od piątku (24.09) w kinach Żeby nie było śladów. Opowiedzenie o morderstwie Grzegorza Przemyka przez pryzmat osób trzecich jest jednak złamaniem pewnych konwencji, za co twórców należy solidnie pochwalić.
Ciekawe spojrzenie na schyłek Polski Ludowej rzuca także Hiacynt w reżyserii Piotra Domalewskiego. Autor skryptu, Marcin Ciastoń, wyjechał z Gdyni z zasłużoną nagrodą za najlepszy scenariusz. Twórcy przedstawili w nim historię stosunkowo młodych ludzi podczas trwania akcji „Hiacynt” – masowej akcji Milicji Obywatelskiej mającej na celu zinfiltrowanie społeczeństwa pod kątem „tropienia homoseksualizmu”.
Najwięcej „pazura” w opowiadaniu o PRL miał Najmro w reżyserii Mateusza Rakowicza. Chyba każdy, kto zna historię Zdzisława Najmrodzkiego marzył niegdyś o komedii kryminalnej opartej o jego historię. Ziściło się! A w dodatku jakość tej produkcji naprawdę pozytywnie zaskakuje (patrząc na poprzednie próby inspirowania się zagranicznym kinem akcji). Montaż, dźwięk, muzyka (wspaniałe wykorzystanie utworu „Płonąca stodoła”) i gra aktorska ciągną całą akcję do przodu znakomicie oddając absurdalność tej postaci. Podczas gali zamknięcia 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych Najmro przypadła jedna nagroda – za kostiumy dla Marty Ostrowicz.
35mm.online
Podczas gdyńskiego festiwalu, swoją premierę miała nowa platforma internetowa z polskimi filmami. 35mm.online zawierać ma trzy tysiące pozycji – od fabuł, przez dokumenty po kroniki. Do 30 października bieżącego roku, dostęp do wszystkich treści na stronie internetowej będzie bezpłatny.
35mm.online to zbiorcza inicjatywa Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, Studia Filmów Rysunkowych oraz Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. To, co wyróżnia ją spośród innych serwisów streamingowych to jakość dostępnych kopii. Wszystkie pozycje przeszły długi okres rekonstrukcji cyfrowej, dzięki czemu zdjęcia wyglądają tak, jak miały wyglądać w oryginale.
Z związku z tym, że bezpłatne użytkowanie platformy dostępne będzie jeszcze przez miesiąc, pozwolę sobie polecić kilka tytułów, właśnie z okresu Polski Ludowej. Zagwarantowanie produkcjom tym ówczesnego kolorytu zaburza nieco wizję minionej rzeczywistości. Ludzkie twarze przestały być pożółkłe, a obrazu nie zaburza porysowana taśma. Spośród pozycji, które należy obejrzeć w odnowionej wersji zaliczyć trzeba przede wszystkim Kobietę w kapeluszu (1984) w reżyserii Tadeusza Różewicza. Poetycki wymiar zastosowanych makijaży i kostiumów nie mógł odpowiednio wybrzmieć na starych kopiach zniszczonych przez czas. W biblioteczce serwisu dostępnych jest jeszcze kilka innych filmów Różewicza, ale część z nich zdaje się być niedostępna (nawet po zalogowaniu).
Powstanie 35mm.online może być doskonałą okazją dla tych, którzy chcieliby odświeżyć sobie twórczość Krzysztofa Zanussiego. W ofercie znajduje się siedem jego pozycji, w tym Śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową i pokazywana na MFF w Wenecji Persona non grata (2005).
Poza Zanussim, platforma oferuje także retrospektywę Feliksa Falka, który z nieznanych mi względów bywa ostatnio pomijany. Obejrzeć możemy produkcje z czasów „Wodzireja” – W środku lata (1975) i Był jazz (1981), ale także część filmów skupiających się na okresie transformacji – Kapitał, czyli jak zrobić pieniądze w Polsce (1989) i Koniec gry (1991).
Warto zapuścić się w poszukiwania ukrytych perełek samemu, bo jest naprawdę wiele do znalezienia – zarówno wśród fabuł, jak i kronik filmowych oraz dokumentów. 35mm.online posiada również bazę filmów dla dzieci – zarówno animowanych, jak i aktorskich. Zdaje się być to dobre miejsce do przypomnienia sobie „Reksia”, „Baltazara Gąbki”, „Bolka i Lolka” oraz wielu innych bohaterów starych animacji.
Przeszłość tworzy przyszłość
Nie bez powodu tak wiele mówiło się podczas tegorocznego festiwalu o rekonstrukcjach cyfrowych. Uwagę na konieczność pamiętania o kultowych filmach zwrócił m.in. dyrektor artystyczny FPFF, Tomasz Kolankiewicz. Jak mówił – głównie po to utworzył poboczną sekcję festiwalową „Czysta Klasyka”.
Te wszystkie impulsy wysyłane przez polski przemysł filmowy zdają się zazębiać. Instytucje zajmujące się edukacją kulturalną ułatwiają dostęp do kopii klasycznych dzieł. To pozwala dyrektorom festiwali urządzać retrospektywy i przeglądy produkcji wybranych twórców. Na końcu tego łańcucha powinno znajdować się ostateczne pogodzenie się z przeszłością naszego kraju i zyskanie większej wolności artystycznej. Wszystkim nam tego życzę.