Sporo szumu poczyniła ostatnio liderka Inicjatywy Polskiej, wice Palikotka z Twojego Ruchu i była przywódczyni Zjednoczonej Lewicy Barbara Nowacka („pani Basia”, jak ją nazywamy w Trybunie).
Cóż takiego się stało, że tym razem aż tylu zwróciło uwagę na aż tak niewiele? Sami w głowę zachodzimy. W końcu pani Basia nie od dziś udziela wywiadów. Można powiedzieć, że bycie wywiadowaną, to jej żywioł, nieomal sposób na życie.
Z grubsza też można przewidzieć, co powie w każdym następnym. Fundamentem jej świata jest bowiem zdecydowana i jednoznaczna krytyka Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Zauważyć można nawet pewną prawidłowość: im Sojusz bardziej w jej stronę zerka, tym jej liczko bardziej oblewa się płomieniem gniewu, skrywanego tylko pod tonowaną niechęcią.
Powie ktoś – jak to? Zawierała przecież pakta z Sojuszem, godząc się być jego frontmenką… Frontłimenką?… Twarzą, znaczy.
Sojusz, można powiedzieć, jest dla niej tym, czym Boryna był dla Jagny – posiadaczem morgów dających nadzieję na dostatek. A i do Sojuszu to porównanie pasuje jak ulał, bo i on – zapatrzony w oblubienicę jak w obrazek – nie widzi, że co i rusz jakiś Antek mu do lubej z boku zachodzi i szkodę czyni.
Widać jednak tym razem nawet jej zwolennicy z lekka otrzeźwieli, gdy w kolejnej odsłonie swych poglądów zaprezentowała także dotychczas niewypowiadane. („Gazeta Wyborcza” 20.10.2016) Z tego powodu jej ostatni wywiad jest bardzo komentowany w środowisku lewicowym, szczególnie w eseldowskim. Nie każdy komentarz przyjmuje oczywiście formę publikacji, ale dwa tak, co jest wydarzeniem. Oba bowiem są krytyczne wobec poglądów pani Basi, (dotąd przecież wyłącznie publicystycznie pieszczonej) i oba pojawiły się tam, gdzie stosunek do SLD, choć czasem życzliwy, jest na ogół wstrzemięźliwy lub bardzo wstrzemięźliwy. A to daje Czytelnikowi pewność, że obcuje z myślami nieuprzedzonymi, których posiadacze patrzą krytycznie na wypowiedź pani Basi z powodów historyczno-ideowych, a nie z wykalkulowanej w jakiś sposób potrzeby. Na przykład ze starczej potrzeby drwiny i przekłuwania sztucznie napompowanych baloników, których już tysiące przez lewicowy nieboskłon przepłynęło i popłynęło…
(MB)
Nowacka biznesu
Na okładce weekendowego wydania “Gazety Wyborczej” bryluje Barbara Nowacka. Polityczka w wielu kręgach postrzegana jako nadzieja lewicy po dość niemrawym roku powyborczym teraz wraca do wzmożonej aktywności politycznej.
Wywiad wywołał sporo emocji wśród działaczy innych lewicowych formacji. Adrian Zandberg przyznał na Facebooku, że jest niemile zaskoczony słowami liderki Inicjatywy Polska. Trochę się dziwię temu zdziwieniu, gdyż z rozmowy nie dowiadujemy się niczego nowego. Nowacka jak Nowacka – mówi językiem cywilizowanego liberalizmu – gani kler za ingerencje w życie społeczne, zapewnia, że lewica powinna walczyć o państwo świeckie, a także – o więcej wolności w gospodarce, obecnie tłumionej przez biurokrację. Zauważa, że partia Razem próbuje zrobić z Polski Skandynawię, co jest błędnym kierunkiem. Zandberg i spółka prezentują jej zdaniem zbyt idealistyczne myślenie. Nie to, co dojrzała pani kanclerz szkoły wyższej, która twardo stąpa po ziemi i nie boi się trudnych tematów. Podnosi m.in. kwestię umów o pracę. Nowacka jest zdania, że nie każdy pracownik na nie zasługuje. Na biznes nie powinno się też nakładać wysokich podatków, bo się panowie dobrodzieje obrażą i wyjadą do innych krajów. Zresztą, lewica nie powinna “patrzeć na przedsiębiorców jak na wyzyskiwaczy”, bo przecież prawie połowa z nas prowadzi jakąś firmę. Wygląda więc na to, że pani Barbara do sfery ludzi biznesu zalicza również nieszczęśników wyzyskiwanych w ramach samozatrudnienia. No, ale przecież lewica nie powinna mówić o wyzysku.
Lewica z wizji Barbary Nowackiej to kolejna odsłona projektu “trzeciej drogi”. O ile jednak Blair i Schroeder wspominali przynajmniej o walce klas jako pewnej idei przeszłości, którą zastąpić należy “refleksyjnym zarządzaniem konfliktami społecznymi” i akcentowali, że ich projekt polityczny jest historyczną formą rozwoju lewicy, to w gramatyce politycznej Nowackiej nie ma nawet tego wspomnienia. Wolnorynkowy kapitalizm jawi się jako jedyna droga rozwoju, a w ramach jego korekty możemy zastanowić się jedynie “jak wyrównać szanse”. W wynurzeniach Barbary Nowackiej odnajdujemy kontynuację politycznej logiki, która skutecznie zniechęciła klasę pracującą do głosowania na socjaldemokrację i wepchnęła ją w ramiona skrajnej prawicy.
To bardzo ładnie, że Barbara Nowacka wspiera walkę kobiet przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej, podkreśla, że jest feministką i zapowiada, że patriarchat “prędzej czy później skona”. To znakomicie, że jest zwolenniczką nadania pełni praw parom jednopłciowym i wprowadzenia przepisów antydyskryminacyjnych. To słuszne i chwalebne, że potępia nacjonalizm i przemoc skrajnej prawicy. To jednak wciąż za mało, żeby nazywać się lewicą. Są bowiem wartości, które lewicę łączą z formacjami liberalnymi. To właśnie postulaty społeczne, dotyczące wolności jednostki i akceptacji różnorodności. Barbara Nowacka nie wykracza w swojej wizji poza równość rozumianą w kategorii indywidualnej. Dlatego jej projekt polityczny jest konkurencyjną ofertą raczej dla wyborców .Nowoczesnej czy Platformy Obywatelskiej. Ludzi rozczarowanych antyludzkim neoliberalizmem III RP, którzy obecnie znaleźli się w objęciach PiS, propozycje Barbary Nowackiej nie przekonają na pewno.
Piotr Nowak (strajk.eu)
Krytyka powinna być uczciwa
Barbara Nowacka twierdzi, że SLD nie zliberalizował ustawy antyaborcyjnej, bo partia ta wywodzi się z PRL. Rzecz w tym, że Sojusz był tym ugrupowaniem w historii III RP, które przeforsowało prawo kobiet do decydowania o macierzyństwie. Zablokował je zdominowany przez konserwatystów Trybunał Konstytucyjny.
W weekendowym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Barbara Nowacka, liderka Twojego Ruchu i Inicjatywy Polskiej mówi dużo i ciekawie o prawach kobiet, co przeplatane jest wątkami osobistymi i rodzinnymi.
W rozmowie pada też takie oto pytanie dotyczące lewicy:
Dlaczego SLD nie udało się wprowadzić prawa do aborcji?
I pada taka odpowiedź Barbary Nowackiej:
SLD, wywodząc się z PRL, było tak jak PRL, konserwatywne. Cóż z tego, że wyprowadzono z sali sztandar, skoro zostali w niej ci sami ludzie?
Wypowiedź ta musi budzić konsternację.
Akurat pod względem prawa do przerywania ciąży (a także w wielu innych sprawach dotyczących praw kobiet) PRL był dużo bardziej progresywny niż III RP. Właśnie obchodzimy 60. rocznicę liberalizacji – na fali październikowej odwilży – stalinowskiej, restrykcyjnej ustawy aborcyjnej.
Ponowne zaostrzenie prawa antyaborcyjnego zawdzięczamy postsolidarnościowej prawicy. Politycy Sojuszu Lewicy Demokratycznej byli wśród tych, którzy domagali się przeprowadzenia w tej sprawie referendum. Pod projektem uchwały w tej sprawie – oprócz posłów SLD – podpisali się także przedstawiciele UD, KLD, PPG, PSL i UP. Sejm pierwszej kadencji wniosek jednak odrzucił i ustawę antyaborcyjną zaostrzył.
Gdy SLD wygrał wybory w 1993 r., od razu podjął próbę liberalizacji. Została ona jednak zawetowana przez ówczesnego prezydenta RP. Sojusz w reakcji na tę decyzję Lecha Wałęsy próbował przeprowadzić referendum, ale z poparcia dla tego pomysłu wycofała się Unia Pracy
Dopiero wybór Aleksandra Kwaśniewskiego na funkcję głowy państwa pozwolił na podpisanie ustawy dającej kobietom prawo wyboru. Zostało ono jednak zanegowane przez Trybunał Konstytucyjny, który w kwestiach światopoglądowych z reguły stał po stronie konserwatystów. W ten sposób to TK z prof. Andrzejem Zollem na czele został współtwórcą tzw. kompromisu.
W kadencji 2001 – 2005 SLD dokonał ideowych kapitulacji na różnych polach, także prawa kobiet do wyboru. Nie wynikało to jednak z konserwatyzmu, a raczej z pragmatyzmu czy oportunizmu. Chodziło zapewne o to, by zyskać przychylność Kościoła przed referendum w sprawie wejścia Polski do UE. Warto też przypomnieć, że w tamtym czasie wicepremierem w rządzie SLD była Izabela Jaruga–Nowacka, a wielu członków Inicjatywy Polskiej robiło wówczas kariery w Sojuszu nie protestując zbyt głośno przeciwko odchodzeniu partii od socjaldemokratycznych ideałów.
Poglądy części członków i wyborców SLD w wielu aspektach kulturowych na pewno były i są konserwatywne. Jednak w sprawie prawa kobiet do decydowania o macierzyństwie w Sojuszu nigdy nie było kontrowersji. A politycy i – przede wszystkim – polityczki tej partii (m.in. Waniek, Sierakowska, Szyszkowska, Banach, Piekarska i in.) przez cały okres III RP pozostawały najbardziej konsekwentnymi zwolennikami i zwolenniczkami liberalizacji.
SLD na pewno zasługuje na krytykę za wiele swych posunięć. Ważne by była to krytyka sprawiedliwa i mające odzwierciedlenie w faktach. Bo inaczej powstaje duży niesmak.
Andrzej Kaliński (Trybuna.eu)