Prezydent RP Andrzej Duda ma potężną broń przeciwko opozycyjnym hejterom i publicystycznym złośliwcom. Na razie jeszcze jej nie użył.
W Polsce prezydenta RP obraża się łatwo, bo paragraf 2 art. 135 kodeksu karnego brzmiący: „Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczpospolitej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.”
Artykuł nie pozostawia prokuraturze drogi odwrotu. Zawiadomiona o popełnionym przestępstwie, musi wszcząć postępowanie, nawet w kuriozalnej sprawie, a sąd też powinien taką „obrazę” osądzić. Waga artykułu 135 paragraf 2 kk nie zachęca sądów do oddalania prokuratorskiego oskarżenia. Bo związana z nim sankcja – „podlega karze pozbawienia wolności do lat 3” nie zniechęca do szybkiego umażania.
Bezkarnie
W USA sądy tego robić nie muszą, bo tam za znieważenie prezydenta zwyczajnie nie karze się. To gwarantuje przyjęta jeszcze w 1791 roku I poprawka do Konstytucji. Mówi ona m.in., że Kongres nie może uchwalić żadnej ustawy ograniczającej swobodę wypowiedzi oraz wolność prasy. W 1964 roku dodatkowo Sąd Najwyższy orzekł, że media mogą być sądzone za znieważenie funkcjonariuszy publicznych tylko wtedy, gdy udowodni się im jedynie działanie w „ faktycznie złej wierze”.
W Wielkiej Brytanii też można królową znieważać bezkarnie. Potwierdza to wypowiedz Prokuratora Generalnego (Attorney General) z 2004 r., wykluczająca prowadzenie jakichkolwiek postępowań karnych dotyczących obrazy królowej. Gdyby ktoś koniecznie chciał być skazanym za obrazę brytyjskiej królowej, musiałby obelgi połączyć z nawoływaniem do nienawiści rasistowskich lub religijnych.
Obowiązujący w Watykanie kodeks prawa kanonicznego nie przewiduje przestępstwa znieważenia papieża. Ewentualny znieważający mógłby być skazany, gdyby władze tego państwa zażądały zastosowania obowiązującego tam włoskiego kodeksu karnego. Od ponad 40 lat takiego wniosku nie było.
Sankcje za obrazę głowy państwa nie obowiązują już w Republice Korei. Zniesiono je po upadku reżimu wojskowego 1998 roku, po kompromitującym władze procesie dziennikarza skazanego wcześniej za krytykę poglądów prezydenta Kim Dae Junga. Nie karze się za takie przestępstwa na Ukrainie od 2001 roku i w Rosji od 2002 roku.
Można za to być w Rosji skazanym za„ publiczną obrazę władz w czasie w wykonywania przez nie obowiązków służbowych”. Sankcje są niższe: grzywna, praca przymusowa, kolonia karna. Ale od tamtego czasu za obrazę Putina, ani Miedwiediewa, nikogo jeszcze nie skazano.
Podobnie jest w Chinach. Najnowszy kodeks karny nie zawiera już „przestępstw kontrrewolucyjnych” – oznaczających kiedyś też obrazę władz najwyższych. Dziś głowa chińskiego państwa traktowana jest jak inni znieważani obywatele. Można za to dostać nawet 3 lata więzienia. Ale od 2000 roku raporty organizacji broniących swobody wypowiedzi w Chinach nie informują o sankcjach za znieważenie prezydenta. Może dlatego, że do Chin powrócił konfucjanizm – dobrze wychowany człowiek szefa publicznie nigdy nie znieważa.
Niekarność
Prawo niemieckie przewiduje karę, nawet do 5 lat więzienia, za znieważenie prezydenta. Ale tam ściganie ewentualnej obrazy uzależnione jest od zgody prezydenta. Podobnie w Japonii – od zgody cesarza. Najstarsi niemieccy prawnicy nie pamiętają takiej zgody, a japońscy przypominają, że wedle panujących od dawna zwyczajów, cesarzowi nie wypada jej udzielać. Dodatkowo, w 1990 roku niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny uznał, że „nawet poważne ataki na funkcjonariuszy państwowych, w tym satyryczne, mieszczą się w konstytucyjnie chronionej wolności wypowiedzi”. Warto tu przypomnieć, że w naszym porządku prawnym polski prezydent nie może zastopować prokuratorskiego postępowania, nawet kiedy nie czuje się obrażony.
We Francji istnieje odpowiedzialność karna, ale sankcje są łagodniejsze niż w Polsce. Za obrazę grozi grzywna do 7500 euro lub 6 miesięcy więzienia. Jeśli obraza jest zbiorowa, jak gwałt, kara ulega podwojeniu. W przeciwieństwie do gwałtów, w praktyce sankcje za obrazę prezydenta pozostają we Francji papierowymi.
Podobnie jest w Hiszpanii, we Włoszech, w krajach skandynawskich. Obraza głowy państwa zagrożona jest też więzieniem, nawet do lat pięciu. Ale wszędzie tam od przynajmniej dwudziestu lat nikt za taki czyn nie został skazany. W większości tych krajów od dawna nie było tam za takie przestępstwo procesów sądowych. W Danii ostatni zanotowano w 1930 roku.
Karalność
Za obrazę głowy państwa karze się nadal na Białorusi, Tadżykistanie i Kazachstanie. Najlżej w Kazachstanie, bo tam władze nakładają grzywny w wysokości kilkuset euro, co czasem bywa dotkliwe jak więzienie. W Turkmenistanie od 2002 roku każde znieważenie głowy państwa równoznaczne jest ze zdradą stanu, czyli dożywotnim więzieniem. Ilu za taką zdradę skazano – nie wiadomo. Kraj ten nie upowszechnia takich danych.
Nie kryje się z tym Tajlandia, gdzie wpisano do Konstytucji ochronę czci Domu Panującego. W tajskim kodeksie karnym wpisano aż dziesięć typów zniewag i odpowiednią drabinę sankcji za nie. W kwietniu 2006 roku skazano dziennikarza gazety „ Fah Diew Kan” za publikacje jedynie wywiadu z osobą wypowiadającymi się o władcy obraźliwie. W Tajlandii istnieje cenzura prewencyjna, widać wtedy musiała zaspać. Nie zaspała w przypadku filmu „Anna i król” zJodie Foster, bo Tajlandzka Rada d/s Filmów uznała, że scenariusz znieważa króla Mongkuta panującego w XIV wieku. I nie dopuściła do jego projekcji.
Bezmyślność
W III RP, kierując się kodeksem karnym z 1997 roku, próbowano karać za zniewagi wobec prezydentów Kwaśniewskiego. Kaczyńskiego i ostatnio Komorowskiego. Wydarzenia zyskiwały rozgłos, ale żaden z oskarżonych wyroku w więzieniu nie odsiedział. W październiku 2006 roku Trybunał Konstytucyjny uznał, że przestępstwem ściganym przez prokuraturę może być jedynie znieważenie funkcjonariusza państwowego w trakcie pełnienia przez niego czynności służbowych. Warto dodać, że wedle obowiązującego w RP prawa, każdy funkcjonariusz publiczny RP i nawet „osoba do pomocy mu przybrana podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych” podlegają ochronie przed znieważeniem.
Art. 226 paragraf 1 kodeksu karnego przewiduje za to sankcje w wysokości: grzywny karze ograniczenia wolności, albo pozbawienia wolności do roku. Ograniczenia sankcji do grzywny proponował były minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski w rządzie Donalda Tuska. Jego następcy – już nie.
Prezydent RP jest formalnie najważniejszym z funkcjonariuszy publicznych w naszym kraju, choć największego zakresu władzy nie ma. Nietrudno dziś zauważyć, że chroniący urząd prezydenta przed obrazami paragraf 2 art.135 kodeksu karnego nie spełnia swego zadania. Nie chroni faktycznie powagi głowy państwa. Zmusza jedynie prokuraturę i sądy do marnowania czasu i pieniędzy na analizę występków hałaśliwych pijaczków albo żądnych sławy drugorzędnych politycznych aktywistów. Do wysyłania listów gończych za bezdomnymi – oskarżonymi, nalotów na twórców wulgarnych stron internetowych. Albo, jak w przypadku Lecha Wałęsy określającego prezydenta Lech Kaczyńskiego mianem „durnia”, do zajmowaniem się wypowiedziami mieszcząca się w obecnych normach politycznej polemiki.
W 2007 roku, kiedy byłem posłem RP, złożyłem do laski marszałka Sejmu RP, popierany przez SLD,projekt ustawy uchylający paragraf 2 art. 135. Wnosiłem też o uchylenie paragrafów 3 i 4
art. 136. Tam trzy lata więzienia grożą za obrazę głowy obcego państwa. Gdyby polscy miłośnicy prezydentów Aleksandra Łukaszenki, Władimira Putina, Kim Jong-una byli bardziej aktywni, to mogliby nasłać prokuraturę na liczne polskie media.
Jedynym do tej pory skazanym z tych paragrafów jest redaktor Jerzy Urban. Za obrazę głowy państwa watykańskiego, papieża Jana Pawła II, w felietonie zamieszczonym dawno temu w satyrycznym tygodniku „ Nie”.
Mój projekt złożony wtedy pozostał w „zamrażarce” marszałka Sejmu. Nie wzbudził entuzjazmu posłów rządzącego wówczas PiS ani PO, myślącej wtedy o prezydenturze Donalda Tuska.
A problem pozostał
Na razie prokuratura nie wszczyna postępowań, bo jak w Warszawie „wiewiórki ćwierkają”, prezydent Andrzej Duda chce być fajny i jego kanceliści zabronili prokuratorom wszczynać postępowania z powodów internetowego hejtu, żartów satyrykow.
Ale nie wiem, do kiedy pan prezydent to wytrzyma. Paragraf 2 nadal jest bronią, którą Pałac Prezydencki wobec opozycyjnych mediów może użyć.