8 listopada 2024

loader

Piekło, które rozpętało PiS

Trzeba było owej specjalnej sztuki polityczno-propagandowej PiS, żeby 72 lata po zakończeniu II wojny światowej doprowadzić, po naszej stronie, atmosferę między Polską i Niemcami do stanu wrogiego paroksyzmu, mocno przypominającego nastrój roku 1939 i to ten raczej po stronie hitlerowskiej niż polskiej.

List biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 roku („Przepraszamy i prosimy o przebaczenie…”), układ PRL-NRF o granicy na Odrze i Nysie z grudnia 1970, dobre relacje Polski gierkowskiej z RFN czy uścisk Mazowieckiego z Kohlem w Krzyżowej w 1990 roku – wszystko to reżym PiS zamienił w ciągu kilkunastu dni w proch i w pył.
Na tym przykładzie widać gołym okiem, że władza PiS i jej propaganda potrafiła za pomocą kilku posunięć zamienić nastrój pokojowego i nawet względnie przyjaznego współistnienia polsko-niemieckiego w atmosferę przypominającą to, co zazwyczaj dzieje się we przededniu wojen i to nie zimnych nawet ale gorących.

Wojna jak zupa na gwoździu

Przecieram oczy, gdy widzę i słyszę retorykę przywodzącą na myśl gorączkowo wojownicze nastroje między Francją a Niemcami latem 1914 roku czy też nastroje nad Szprewą i Wisłą z lata 1939. Słyszę buńczuczne żądania niemieckie dotyczące tzw. korytarza z Rzeszy do Prus Wschodnich, Gdańska i dostępu do Bałtyku. Słyszę tromtadrackie deklaracje polskie o „silnych, zwartych, gotowych” i zapewnienia o „nie oddaniu ani guzika”. Słyszę fragmenty sławnej mowy sejmowej Józefa Becka z 5 maja 1939 roku i jego deklaracje o honorze, jako „rzeczy bezcennej”. Tyle że nie słyszę jednoczesnego wołania o gwarancje francuskie czy brytyjskie, chyba dlatego, że dziś cały Zachód nie jest godny zaufania, a Polska bardziej niż wtedy osamotniona. A przecież, na litość Boga, nie jesteśmy ani w 1914 ani w 1939 roku. Jesteśmy w roku 2017, jesteśmy w Unii Europejskiej, a Niemcy, tak jak Polska, są jej członkiem. Do tego – generalnie – mimo takich czy innych spornych kwestii i różnic w spojrzeniu na niektóre zagadnienia, są państwem nam przychylnym a nawet przyjaznym.

Propaganda typu wojennego

Tymczasem propaganda PiS – i ta telewizyjna i ta internetowa i ta prasowa – zachowuje się tak, jakby dostała obłąkanego szału i mówi o współczesnych Niemcach jak o największym wrogu, którego należałoby pobić, a w najskromniejszej wersji upokorzyć i oskubać do cna. Na ekranach TVP co rusz ukazują się materiały o wszelakich niemieckich zbrodniach wojennych na terenie Polski w latach 1939-45, o zburzeniu Warszawy i liczne inne o tej tematyce. Na okładkach i czołówkach propisowskich dzienników i tygodników pomieszczane są krzykliwe antyniemieckie tytuły i motywy ikonograficzne. Brakuje tylko reprodukcji historycznych okładek gazet polskich z 1 września 1939, jak choćby tej z „Kuriera Porannego”, krzyczącej wielką czcionką: „Rozbójnicy świata Niemcy napadli na Polskę”. Tylko czekać jak Jedynka TVP zacznie nadawać kilka razy dziennie „Wolne miasto” i „Westerplatte” Stanisława Różewicza czy „Krzyżaków” Aleksandra Forda. Patrząc na to wszystko i tego słuchając, można odnieść wrażenie, że do tego gromadzonego przez reżym PiS prochu wystarczy tylko iskra, że wystarczy tylko jakaś „prowokacja gliwicka” i wojnę mamy gotową.

Ty podła Gräfin von Hohenstein

W programie reżymowej TVP Info „Bez retuszu” Michała Adamczyka, redaktor naczelny „Gazety Polskiej” Tomasz Sakiewicz traktuje polską deputowaną do Parlamentu Europejskiego Różę Thun w taki sposób, jakby była folksdojczem, co skłania ją do opuszczenia studia. Media PiS z uporem godnym lepszej sprawy powtarzają jej formalne miano: Róża Gräfin von Thun und Hohenstein, jakby nie była rodowitą Polką i córką polskiego patrioty Jacka Woźniakowskiego, ale rdzenną pruską junkierką. Cóż, ciemny lud pisowski to kupi, jak nadal zapewne uważa prezes TVP, pryncypał Michała Adamczyka.

Są rachunki krzywd

Chcę być dobrze zrozumiany. Istnieją pewne przesłanki, by sprawy reparacji wojennych i odszkodowań na rzecz Polski nie uważać, mimo upływu dziesięcioleci, za zamkniętą. Niewykluczone, że z formalnego punktu widzenia, zrzeczenie się przez władze powojenne reparacji od Niemiec, jest wątpliwe i wymaga zbadania. Niewykluczone, że Niemcy, także wobec Polski, nie do końca rozliczyli się materialnie i że dobra, zachodnioeuropejska kancelaria prawnicza zaangażowana przez państwo polskie może tu sporo zdziałać. We mnie samym budzi opór przejście do porządku dziennego nad zburzeniem przez Niemców dużej części Warszawy już po klęsce powstania, czyli bez uzasadnienia taktycznego, w wyniku barbarzyńskiej, motywowanej emocjonalnie „furii teutońskiej”.

Kończy się paliwo smoleńskie – trzeba nowego

Jednak takie sprawy załatwia się kanałami dyplomatycznymi, w drodze spokojnych negocjacji. Czynią tak np. nawet Włochy (sic!), choć uczestniczyły jako państwo w faszystowskiej Osi, u boku III Rzeszy i Japonii. Jednak zamiast przyjąć taką cywilizowaną taktykę, PiS rozpętał furiacką histerię przeciwko sojusznikowi z NATO i współczłonkowi z Unii Europejskiej. PiS-owi nie chodzi bowiem o realny, odszkodowawczy efekt finansowy, a w każdym razie nie chodzi mu o to przede wszystkim. Wie doskonale, że przyjęte metody są przeciwskuteczne, bo tylko usztywnią partnerów niemieckich i będą dla nich alibi na rzecz odrzucenia roszczeń. Reżymowi PiS chodzi jednak przede wszystkim o rozpętanie antyniemieckiej psychozy, która posłuży do mobilizacji własnych szeregów, która zastąpi słabnący (patrz: nowa opcja prezesa PiS – „96 smoleńskich miesiączek i basta”) ogień smoleński i która w przyszłości może, jak znalazł, przydać się do ewentualnego wyprowadzenia Polski z Unii.
Były w powojennych dziejach Europy rozmaite spory między strategicznymi sojusznikami. Niektóre mniej, inne bardziej zawoalowane. Nie jest prawdą, że zachodnie ofiary agresji niemieckiej tak łatwo wszystko odpuściły. Nikt jednak w powojennej integrującej się zachodniej Europie nie rozpętał w biały dzień, takiego piekła jak reżym PiS w stosunku do niemieckiego partnera. W innej epoce i innej zgoła sytuacji politycznej ktoś wypowiedział takie oto słowa: „Szaleńcom trzeba skrępować ręce, zanim wtrącą ojczyznę w otchłań bratobójczej walki”. Kto dziś zaręczy, że nie trzeba będzie do nich za jakiś czas powrócić.

trybuna.info

Poprzedni

Widmo V Rzeczypospolitej

Następny

Tuszowali doping?