Niezamożny, zwykły obywatel, zdany na łaskę kapitału, upokarzany na każdym kroku, w sądzie, w pracy, w urzędzie, zatęsknił za silną władzą, która opowie się po jego stronie. W myśl zasady „okazja czyni złodzieja” Jarosław Kaczyński zmiarkował, że może wzmocnić swą władzę wykonawczą kosztem władzy sądowniczej.
Dlaczego bank centralny musi być niezależny? By służyć kapitałowi, a nie społeczeństwu. Odkąd władza nie pochodzi już od Boga, zaczęła ona, przynajmniej w teorii, pochodzić od ludu. Sejm i rząd powstają w wyniku powszechnego głosowania. Sędziowie z nominacji. Kto mianuje sędziów? Inni sędziowie. Ale przecież na początku tego łańcuszka zawsze jest jakiś układ polityczny, bo skład Krajowej Rady Sądownictwa to też, wprawdzie pośredni, wynik powszechnego głosowania. Jak wyeliminować czynnik polityczny z sądownictwa? Poprzez kierowanie się względami merytorycznymi. Ale do tego trzeba przekonać polityków i sędziów. Bo ostatnie wydarzenia wskazują na znaczne właśnie upolitycznienie tego środowiska. Duża część tego środowiska stanęła murem po stronie opozycji, stając się stroną w sporze nie tylko o reformę systemu wymiaru sprawiedliwości, ale w ogóle reformę państwa.
Niezamożny, zwykły obywatel, zdany na łaskę kapitału, upokarzany na każdym kroku, w sądzie, w pracy, w urzędzie, zatęsknił za silną władzą, która opowie się po jego stronie. W myśl zasady „okazja czyni złodzieja” Jarosław Kaczyński zmiarkował, że może wzmocnić swą władzę wykonawczą kosztem władzy sądowniczej. Może liczyć na poparcie wszystkich tych ludzi, którzy nie mogą się pogodzić z jakimś przegranym procesem i słusznie lub nie, uważają, że sąd ich skrzywdził, a nawet, że był skorumpowany albo nieobiektywny. Szczucie na uprzywilejowaną „kastę sędziowską” jest tym łatwiejsze, że nasz system wymiaru sprawiedliwości nie jest wolny od korupcji, nie ma natomiast skutecznych mechanizmów samooczyszczania środowiska z czarnych owiec. W Polsce powiatowej ludzie wiedzą dokładnie jak mieszka i czym jeździ sędzia czy prokurator i że na ogół żyją na poziomie, który nie da się uzasadnić ich oficjalnymi poborami. I nawet jeżeli te rewelacje dotyczą zdecydowanej mniejszości środowiska to całkowity brak kontroli i odpowiedzialności ludzi, którzy wydają wyroki ewidentnie niezgodne z prawem wydaje się zwykłym ludziom czymś niepojętym i kładzie się cieniem nie tylko na tych, którzy „biorą”, ale i na tych wszystkich, którzy milcząco to akceptują.
Niezawisłość sędziowska jawi się szaremu obywatelowi jako bezkarność a suma nieszczęść jakie powodują niesprawiedliwe wyroki przesłania dość abstrakcyjną wartość, jaką jest trójpodział władz. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że olbrzymia część wyroków powszechnie uważanych za niesprawiedliwe jest jak najbardziej zgodna z prawem, bo w kapitalizmie prawo jest zwykle sprzeczne ze społecznym poczuciem sprawiedliwości czy wręcz przyzwoitości. Słabsi przegrywają również dlatego, że nie mają kosztownych adwokatów i radców prawnych, podczas gdy druga strona, ta majętna, korzysta z usług kompetentnych pełnomocników. Mało kto słyszał u nas o Monteskiuszu, za to prawie każdy zna jakąś mrożącą krew w żyłach historię sadową o odebraniu dzieci z powodu biedy, o eksmisji niepełnosprawnej matki trójki dzieci czy o licytacji jedynego dachu nad głową z powodu nieuczciwego frankowego kredytu na podstawie niekonstytucyjnego Bankowego Tytułu Egzekucyjnego.
W kapitalizmie sędzia, podobnie jak komornik, pełni rolę „zderzaka”. To on ogłasza obywatelowi rozstrzygniecie, które wynika z niesprawiedliwości systemu i nierównowagi sił. Na nim więc często skrupia się złość, a czasem nienawiść opinii publicznej.
Społeczne poparcie dla idei autonomii, niezawisłości sądownictwa musi się opierać na wielkim autorytecie zawodu sędziego. Ten zaś podważyli tacy sędziowie, którzy w procesie reprywatyzacji uznawali kuratorów majątku mających jakoby po 130 lat i rządowa propaganda, która nagłaśnia przypadki sędziów „kleptomanów”, choć to z pewnością zjawisko marginalne i incydentalne.
W kraju, w którym oszuści i złodzieje majątku publicznego znacznej wartości wychodzą za kaucją, którą zapewne wpłacają z pieniędzy ukradzionych nam wszystkim, a niepełnosprawny umysłowo złodziej batonika trafia za kraty. W kraju, gdzie sądownictwo nosi wszelkie cechy systemu klasowej niesprawiedliwości, trudno bronić pryncypiów demokratycznego państwa prawnego. A jedyna drogą zapewniania poszanowania zasady” sprawiedliwości społecznej”, wydaje się przejście na ręczne sterowanie sądownictwem.
Czy jednak zmiana trybu wyłaniania organów sędziowskiego samorządu, a nawet sędziów Sądu Najwyższego wpłynie decydująco na niezależność orzekania w sądach powszechnych? Tego nie wiemy. To w dużej mierze zależeć będzie od charakteru i prawości samych sędziów. Za komuny o rejestracji NSZZ „Solidarność” decydowało trzech sędziów Sądu Najwyższego. Orzeczenie zapadło stosunkiem 2:1. Okazało się, że nawet w tamtym systemie znalazł się tylko jeden sędzia „dyspozycyjny”, a dwóch okazało się ludźmi zasad. Jest więc nadzieja, że system sądownictwa się od tej drakońskiej zmiany w prawie nie zawali.
Trudno znaleźć kogoś, kto broniłby tezy, że nasz system wymiaru sprawiedliwości działał należycie. Świadczą o tym choćby prowadzone na ten temat badania opinii publicznej. Dziś jednak reforma tego systemu, sensowna reforma, nie jest możliwa, bo problem stał się przedmiotem bieżącej walki o władzę. Ale również sporu o sensowność i słuszność drogi, jaką obrały elity polityczne przy zmianie ustroju. Widomym tego znakiem jest zaproszenie na protesty pod Sejmem Leszka Balcerowicza. To pozwala Jarosławowi Kaczyńskiemu ulokować się wygodnie na pozycji tego, kto naprawia historyczne krzywdy.
I choć krzywd tych będzie przybywać, bo kapitalizmu w jego drapieżnej formie PiS nie zakwestionuje, to tę rundę władza na razie wygrywa.