Pytanie, czy w czasach Reformacji Polska wskoczyła do właściwego pociągu, może wydawać się cokolwiek spóźnione i czysto akademickie. Ważniejsze jest inne pytanie, czy obserwujemy dziś Kontrreformację 2.0?
Po stuleciach wojen religijnych, Oświecenie przyniosło rozdział Kościoła i państwa, gwarancje dla swobody wyznania i gwarancje dla ludzkich praw, których żadne „boskie prawa” nie mogą unieważniać. […] Reformacja była rewolucją społeczną, osłabiła więzy feudalizmu, zwiększyła ruchliwość społeczną, przyniosła ożywienie gospodarcze i, oczywiście, miała również swoje czarne karty. Kościoły protestanckie nie były dużo mniej skorumpowane niż Kościół katolicki czy Kościół prawosławny, miały jednak nieco mniejszy wpływ na władzę świecką, która w większym stopniu polegała na rosnącej klasie średniej, a nie mając potężnego Watykanu, miała bardziej partnerskie relacje z kościołem narodowym. […] Kolejna fala utopijnego romantyzmu przyszła ze strony świeckich totalitarnych ideologii. W reakcji na Oświecenie pojawiły się nowe próby budowania „królestwa bożego na ziemi” i obietnice pełnego braterstwa, przynajmniej dla swoich. Ciekawe, że krwawa Rewolucja Francuska wybuchła w kraju, który był ostoją Kontrreformacji, a Rewolucja Październikowa, w kraju, najbardziej ortodoksyjnego chrześcijaństwa, z mentalnością z czasów systemu niewolniczego. (Nazizm dla odmiany pojawił się w kraju marzącym o przejęciu hegemonii w kolonialnym świecie.)
[…] W krajach demokratycznych niebywały wzrost dobrobytu i masowa oświata przyniosły laicyzację. Otwarty ateizm pozostał głównie w kręgach akademickich, znaczna część reszty społeczeństwa straciła zapał do słuchania kazań, ograniczając swoje przywiązanie do tradycji świąt, do chrztów, ślubów i pogrzebów.
Spadek uczestnictwa w praktykach religijnych obserwowany jest we wszystkich krajach zachodnich. Benedykt XVI nazwał to zjawisko „kulturalnym i religijnym kryzysem Europy”. Jak pisze Giulio Meotti, katolickie seminaria dla duchownych w Niemczech w 1963 roku wyświęciły 400 księży, w 1993 było już tylko wyświęconych 238 księży, a w 2013 zaledwie 98, w dwa lata później 58.
Na przestrzeni dziesięciu lat zamknięto 515 kościołów katolickich i 340 protestanckich, łączy się parafie i ich liczba spadła z 13 300 w 1995 roku do 10 800 w 2015 roku.
Z wielu powodów nie jest to już tylko religijna obojętność, wzrasta liczba aktów apostazji, formalnego wyjścia ze wspólnoty wiernych. W 2015 roku blisko dwieście tysięcy Niemców zdecydowało się na akt apostazji, liczba chrztów zmniejszyła się o jedną trzecią, a liczba ślubów kościelnych o połowę. Zaledwie dziesięć procent dorosłych systematycznie uczestniczy w mszach.
W wielu krajach zachodnich sytuacja jest podobna. Terapię szokową katolickiej mentalności przechodzi Irlandia, która do niedawna była uważana za najbardziej katolicki kraj zachodniej Europy. Podobnie jak w czasach Reformacji przyczyną masowej zmiany postaw w stosunku do Kościoła były skandale erotyczne księży i biskupów, pedofilia księży i jej ukrywanie przez hierarchów, bestialskie traktowanie dzieci w ośrodkach prowadzonych przez Kościół, lekceważenie praw kobiet, chciwość i pycha kleru.
W Irlandii trzymanie się przez polityków biskupiej klamki zaczęło przynosić efekty odwrotne od zamierzonych. Politycy bardzo szybko uczyli się, że pokazywanie się z biskupami nie poprawia słupków popularności, zgoła przeciwnie.
Jak łatwo było przewidzieć, postępujący proces laicyzacji społeczeństwa powoduje reakcje w postaci radykalizacji instytucji kościelnych i katolickich organizacji. Konserwatywny trzon wspólnoty wiernych (a więc regularnie odwiedzających kościoły), nie szuka w kościele liberalizacji. Ruszając do kontrofensywy Kościół wspiera się na coraz bardziej konserwatywnym laikacie. W krajach Europy Zachodniej bitwa jest prawdopodobnie przegrana, w całej Europie jedynym krajem, w którym religijność wzrasta jest Rosja. Prawdopodobnie wśród europejskich krajów katolickich jedynym krajem, w którym nowa Kontrreformacja ma szanse jest Polska.
[…] W Polsce w czasach Kontrreformacji obóz katolicki początkowo był słabszy (tak ekonomicznie, jak i politycznie) od obozu protestanckiego. Ten był jednak rozbity, z głównie kalwińską arystokracją, luterańskim mieszczaństwem i zróżnicowanymi wpływami wśród drobniej szlachty, wśród której część flirtowała z Braćmi Polskimi. Obóz katolicki musiał przeciągnąć na swoją stronę część arystokracji (interesujący byli ci pomniejsi, aspirujący do pierwszego szeregu) i szlachtę, która zasadnie obawiała się utraty przywilejów. […] Szlachta obawiała się również wolnościowych zapędów mieszczaństwa i chłopów. Nic dziwnego, że obóz katolicki straszył, że protestanci chcą dawać prawa chłopom, Żydom, Niemcom i Cyganom. (Żydzi i Niemcy byli synonimem miast, nie bardzo wiadomo skąd się w tej propagandzie wzięli Cyganie, choć nie można wykluczyć, że ktoś gdzieś napisał, że to jednak też ludzie, natomiast o kobietach mówiono rzadko, bo protestanci aż tak strasznie przeciw wartościom chrześcijańskim nie grzeszyli.)
[…] Kontrreformacja nie miała jednego planu, ani jednego przywódcy, nie dokonała się również z dnia na dzień. Była starciem ambicji i gier politycznych trwających kilka dziesiątków lat. Po śmierci Zygmunta Augusta jej głównym przywódcą był kardynał Hozjusz, otwarcie dążący do krwawej konfrontacji; architektem i konsolidatorem nowego ładu był Jan Zamojski, a wszystko opierało się na szlachcie, która przyjęła na siebie misję samozagłady i zniszczenia kraju. Idea dopuszczenia innych do swoich przywilejów wydawała się szlachcie największym bluźnierstwem i wersja Boga potępiającego to bluźnierstwo skłaniała do odrzucenia nie tylko różnych form protestantyzmu, ale również silnego wcześniej w naszym kraju nurtu otwartego katolicyzmu głoszącego możliwość swobody wyznania i tolerancji.
Dzisiejsza próba zaostrzenia prawa o aborcji może się wydawać sporem marginalnym. Zwycięstwo Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich, a następnie zwycięstwo PiS w wyborach parlamentarnych, to zwycięstwo obozu Kontrreformacji. Zwycięstwo marzeń o przywróceniu religii państwowej i dominacji Kościoła katolickiego nad władzą świecką. To polska odpowiedź na to, co Benedykt XVI nazwał zjawiskiem „kulturalnego i religijnego kryzysu Europy”.
W przekazie dla wierzącego ludu, to protest przeciwko laicyzacji prezentowanej jako ateizacja i przekonanie, że ta laicyzacja prowadzi do porzucenia dekalogu.
Współczesne kodeksy karne są nieco bardziej precyzyjne od Dekalogu, nie zajmują się również tym, w kogo ma wierzyć obywatel państwa. Najpoważniejszym przestępstwem jest morderstwo, a tych w zamożnych zlaicyzowanych krajach jest mniej niż w krajach bardzo religijnych. Również kradzieży jest zdecydowanie mniej. Więc, na czym polega to lekceważenie Dekalogu? Na konsumeryzmie? Na tym, że ubogi ma dziś rzeczy, które biskup uważa za zbytek?
Jeszcze gorsza jest seksualna rozpusta. Uzbrojeni w środki antykoncepcyjne ludzie mogą się bezkarnie kochać, a to jest gorsze niż wojna, mogą planować, kiedy chcą mieć dziecko, a to jest wkraczanie w kompetencje Boga, mogą mieć rodzinę opartą na partnerstwie, rodzinę, w której kobieta ma te same prawa co mężczyzna. Więc Kościół przekonuje, że stosunek seksualny „obezpłodniony” jest grzechem, że tabletka „dzień po” jest morderstwem, że aborcja jest morderstwem z premedytacją.
Na tej idei „kulturalnego i religijnego kryzysu” obóz Nowej Kontrreformacji buduje swoją polityczną przyszłość, a jego przywódca zapowiada kolejne podejście mówiąc wprost:
… będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię.
Wcześniej posłanka Krystyna Pawłowicz obwieściła, że posłowie PiS odrzucili po masowych protestach „obywatelski” projekt o zaostrzeniu przepisów o aborcji „z upoważnienia” Episkopatu Polski. Gorąca dyskusja o tym, czy posłowie PiS otrzymali jakieś upoważnienia, czy nie jest trochę absurdalna. Ani ów projekt nie był tak naprawdę obywatelski, ani nie ma wątpliwości, że obóz Nowej Kontrreformacji ma liczne kanały komunikacyjne z biskupami, jak i szczególne stosunki z toruńskim prorokiem nowych czasów. Biskupi wspierają propagandowy obraz Polski w ruinie, Polski zgwałconej przez Unię Europejską, wpychanej w genderowską kulturę rozpusty i masowych mordów nienarodzonych.
Pani Minister Oświaty robi reformę, w której nacisk nauczania będzie położony na Nową Historię, Minister Obrony tworzy armię obrony terytorialnej, do której mami chłopców biegających z transparentami „Śmierć wrogom ojczyzny”, Minister Sprawiedliwości daje Rydzykowi miliony na „usprawnienie procesów komunikacji w polskim wymiarze sprawiedliwości”.
Nowa Kontrreformacja kupuje sojuszników datkami i posadami mając nadzieję, że zdąży wprowadzić nieodwracalne zmiany zanim rozwali budżet państwa. Jeśli nie zdąży, to też wygra, kolejny rząd będzie zbierał burzę z powodu katastrofy wypracowanej przez PiS.
Tymczasem ważna jest medycyna, trzeba koniecznie przekonać, że małowierni naruszają Dekalog i to w tym punkcie, który jest przecież poza dyskusją. Maszerują pod hasłem: „Śmierć cywilizacji śmierci”. W rzeczywistości żadna cywilizacja śmierci nie istnieje. Jest taką samą bzdurą jak smoleński zamach. Kłamstwo stało się polską racją stanu. Nie pierwszy raz.