2 grudnia 2024

loader

Polonez w rytmie obertasa z elementami latino amerykano

Bóg myśli w geniuszach, marzy w poetach, a w pozostałych śpi.

Peter Altenberg austriacki pisarz z przełomu XIX i XX w.

Prawda to czy fałsz?
Porozglądajmy się więc po najbliższym obejściu.
Jadwiga Staniszkis wyrosła wreszcie z roli bycia słodką idiotką – Niech-Się-Pan-Trzyma-Drogi-Panie-Jarosławie, nadal brnie o zachodach słońca w poetycką formę demencji. Żelek cyklicznie jest niesmakiem na ustach (medialnych), a o Pawłowiczównie nie wypada w towarzystwie, podobnie, jak o pozostałych nadwornych „prawnikach”. Kaczyński kościół katolicki siedział ostatnio cicho jak mysz pod miotłą z obawy przed argentyńskim dachowcem. Nawiedzony Antoni natomiast odwrotnie. I zamiast jak u Kownackiej w „Plastusiowym pamiętniku”, gonił chyłkiem kolejne rocznice tragicznych w dziejach Kraju wydarzeń, by w gabinetowych przepychankach wciskać nikczemnie organizatorom obchodów swoją idee fixe.
Przejechała się nie tak dawno, jak na krowim placku, pierwszoplanowa kukiełka sądząc, że „oba-my prezydenty przecie”. Tu i tam jednak zastój jakiś niebywały po legislacyjnych gonitwach z zadyszką i wyostrzające podejrzliwość stonowanie. Nawet genialny naczelny strateg RP gdzieś się zapodział w labiryncie własnych krętactw, zdając się chwilowo na kocią łaskę i niełaskę. Zawszeć to lepszy dzień kota niż szakala. Jednak wśród beneficjentów ostatniego wyborczego nadania daje znać o sobie swoista epidemia niepanowania nad niektórymi odruchami fizjologicznymi i co i rusz z różnych stron dociera fetorek wybąknięć, świadczący chociażby o ich solidniejszej papieskości od samego Franciszka. Nie ulegajmy zatem złudzeniom — karuzela kręci lody, choć przy na maksa wyciszonych obrotach. No bo jeszcze trzeba coś ukradkiem przyklepać, jeszcze trzeba przy odwróconej akurat uwadze świata przegłosować, jeszcze pod osłoną nocy podpisać. To taka pozorna cisza przed burzą przy stanie skupienia materii jak w czarnej dziurze. Tylko czekać iskry. Nic więc dziwnego, że niejaki Pyzik, delikwent o słabszych hamulcach, wyskoczył jak Filip z konopi i to on właśnie samochcąc wskazał prawdopodobnie głównego winowajcę polskiego bajzlu, pal licho, że niewłaściwym palcem.
„Gdzie ci mężczyźni?” – w połowie lat 70. wyśpiewywała pytanie duetu Pietrzak-Korcz Danuta Rinn – „Gdzie te chłopy?”. Gdzie ci geniusze, gdzie ci poeci, chciałoby się sparafrazować. Cóż, spójrzmy prawdzie w oczy. Bóg, jeśli jest, śpi w znakomitej większości populacji. Bez względu na wiek, pochodzenie, wykształcenie, pozycję społeczną lub osiągnięcia. Również posiadany talent i preferowany światopogląd. I pomimo najrozmaitszych wolt i roszad powodowanych tak naturalnym odruchem, jak na zamówienie koniunktury. A skoro Bóg-Najwyższy Rozum beztrosko śpi, budzą się — wg Goi — demony.
Czy można w prostej konstrukcji ukutej wiek temu przez przedstawiciela wiedeńskiej modernistycznej bohemy ująć tak obszerne i skomplikowane zagadnienie? Czemu nie? A wtedy i „róbta, co chceta” nabiera wymownego sensu i (bez)prawnej nobilitacji. Hulaj dusza! Wtedy również nieskrywane a ujawniane często na tych łamach Hazelhardowe i Panamisiowe anse do idei Boga i religii jako takich można by tłumaczyć niechęcią do uzurpatorów Boskiego Imienia i wytworów ich nie całkiem zdrowych umysłów oraz wszelkich udziwnień i wypaczeń, jakie owi fundowali pokoleniom na przestrzeni tysięcy lat, od prymitywnych człowieczych pradziejów. Seneka Młodszy żyjący jeszcze w pierwszych Jezusowych latach, czyli w czasach, gdy powstawały zręby religijnego królestwa ziemskiego, jako tego wróbla w garści pewniejszego od gołąbków w Królestwie Niebieskim, popełnił był ponoć następującą mądrość:
„Religia uważana jest przez prostaków za prawdziwą, przez mędrców za fałszywą, przez władców — za użyteczną”.
Jak mu się udało na to wpaść już dwa tysiąclecia temu? No i gdzie wtedy był i co robił Bóg? A gdzie jest teraz, kiedy watahy translatorów tłumaczą maluczkim z franciszkowego na nasze? Pardon! – na ich. A pastorałem by po łbach! Tylko, że wyjechał już biedaczysko.
Idąc za ciosem, pewien rodzimy (jeden z kilku obecnie różnej maści ojców narodu i pomazańców, tak!) kontestator i nominat na Tron niekoniecznie Piotrowy, bez święceń co prawda, za to z liczną rodziną, mianem uzurpatora określił… Franciszka Bergoglio. No pewnie! Zachowuje się jak Dyl Sowizdrzał, kapłanów podchwytliwie pyta o jakość ich codziennego życia, a w Polsce, przed młodzieżą, wygłasza obrazoburczo: „Historia wymaga dziś od nas, byśmy bronili naszej godności i nie pozwalali, aby inni decydowali o naszej przyszłości”. Wypisz – wymaluj: samozwaniec jakiś. Antypapież!
Gdybając: ten nasz oświecony pretendent na pewno jako zamiłowany pragmatyk musiałby w pierwszej kolejności tron posadowić nad Wisłą, a ogólnopolskiego oberka wymienić na bardziej spolegliwe – w obu używanych znaczeniach tego słowa – krakowiaka lub mazura. Dostojnego poloneza najwyższy przecież czas skończyć.
Oj, śpi, Pónbócek, śpi…
Panie i Panowie. Jeśli już mamy być w tej najliczniejszej grupie, nie budźmy Boga, skoro się zdrzemnął. Tylko do dzieła! Nie na sposób Owsiakowy, bo ten zohydziła cz(w)arta zmiana, jeno z rozśpiewanym duchem Pana Wojtka – Róbmy swoje. Tylko z biglem!
Marząc przy tym jak poeci, rozumując jak geniusze.
I to tyle emigracyjnym polskim okiem.

trybuna.info

Poprzedni

Wojny w Jemenie ciąg dalszy

Następny

Trzeba walczyć!