Już ponad tydzień media żyją wystąpieniem premiera Morawieckiego w Sandomierzu, w którym tenże pochwalił się, że osobiście negocjował warunki przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Prasa ma używanie – jeszcze większe internauci. Mnie jednak do śmiechu nie jest, gdyż w tej całej aferze dostrzegam coś bardzo niepokojącego.
Premier wcale się nie przejęzyczył jak na przykład prezydent w Nowej Zelandii. Miał tą tezę wcześniej przygotowaną. Premier Morawicki świadomie, publicznie skłamał. Sandomierskie kłamstwo Morawieckiego, choć bardzo spektakularne, nie jest pierwszym. Można wręcz powiedzieć, że jest codziennością jego wystąpień publicznych.
Dlaczego premier rządu decyduje się na publiczne kłamstwa? Dlaczego naraża się na kpiny i żarty w kraju i za granicą?
Zapewne dlatego, że wie, że ci, do których adresuje swoje postprawdy przyjmą je z entuzjazmem niezmąconym mgiełką choćby refleksji. Dobrze wie, że nawet ludzie z cenzusami, tytułami naukowymi w szeregach PiS, nie zareagują, nie oburzą się, nie zaprotestują. To, że zebrani na sandomierskim rynku owacjami fetowali Morawieckiego – kłamczucha dziwi mniej niż absolutny brak reakcji pisowskiej inteligencji na tą rzekę postprawd, świadomych kłamstw, nagminnego wmawiania Polsce i światu, że białe jest czarne, a czarne jest białe, na te niemal codzienne gwałty pisowskiej propagandy na faktach, logice, zasadach. Dlaczego oni milczą? Przecież widzą, przecież wiedzą.
W swoim świetnym wywiadzie dla Newsweeka Leszek Miller trafnie dostrzega, że PiS, na drodze do autokratycznego ustroju, chce wychować nowy typ obywatela. W tym celu PiS pisze historię Polski od nowa, po swojemu, na swoje potrzeby. Niestety, wzorzec takiego obywatela jaki wyłania się z za społeczno-politycznej praktyki PiS musi jednak budzić najgłębszy niepokój.
Niektórzy publicyści przyrównują rządy PiS do okresu Polski Ludowej, strasząc wręcz „powrotem do PRL” w wykonaniu Kaczyńskiego. Nie mogę zgodzić się z tym poglądem. To bardzo powierzchowna i krzywdząca dla Polski Ludowej teza. Różnica jest zasadnicza. Polska Ludowa, przy całej rozmaitości odcieni demokracji socjalistycznej, jaką przez 45 lat usiłowała wprowadzać, za swój ideologiczny fundament przyjęła wiodącą społecznie rolę klasy robotniczej i kluczowe znaczenie pracy człowieka dla wspólnego dobra. Polska Ludowa wydobyła przedwojenne rodziny robotnicze z brudnych, zagęszczonych czynszowych kamienic, z biedy, niepewności jutra i wyniosła klasę robotniczą na piedestał. Ale również Polska Ludowa stworzyła warunki dla doskonalenia się robotników, dla zdobywania przez nich i ich dzieci wykształcenia. Czy pamięta ktoś jeszcze punkty preferencyjne za robotnicze lub chłopskie pochodzenie przy rekrutacji na wyższe uczelnie? Robotnik miał być wykształcony, miał mieć zapewniony dostęp do dóbr kultury, do wypoczynku. Awans społeczny i cywilizacyjny robotników i chłopów w Polsce Ludowej nie był czczym hasłem. Realizacja tych pryncypiów odbywała się na miarę (a może nawet ponad miarę) obiektywnych możliwości, ale zawsze obowiązywała zasada równania w górę. I ta polityka była powszechnie akceptowana.
Być może wyniesienie klasy robotniczej, to wpojenie jej jej społecznej i politycznej wartości obróciło się ostatecznie przeciwko Polsce Ludowej, która, zastygła w swoich ideologicznych dogmatach, nie potrafiła już ani prawidłowo odczytać, ani tym bardziej zaspokajać potrzeb i aspiracji szybko rozwijającego się społeczeństwa.
Tymczasem Polska według PiS to równanie w dół. –„Nie ma takiego wysiłku, którego istota ludzka nie byłaby gotowa podjąć, aby uwolnić się od trudów myślenia”. Sarkastyczne, ale trafne spostrzeżenie Witheheada z połowy XX wieku nabrało wzmożonej aktualności dzisiaj, w wieku XXI, wieku Internetu, portali, Google, i wszechobecnej reklamy. Dzisiaj bez samodzielnego myślenia można się obejść: zastępy specjalistów, instytucji marketingowych, medialnych i polityków stworzą twoje potrzeby i zaproponują ich zaspokojenie, stworzą twoje problemy i zaproponują ich najlepsze rozwiązanie. Nie trzeba w ogóle myśleć! Jest świetnie! Wiedza, racjonalizm – trudne do nabycia, ustępują miejsca łatwym emocjom. I dlatego Morawieccy mogą bezkarnie, publicznie łgać.
To świadome wprowadzanie zasady równania w dół jest największym przestępstwem PiS na Polsce. To odwoływanie się do ludzi bezrefleksyjnych, karmionych wrogością do myślących inaczej niż oni, do ludzi godzących się na każde kłamstwo premiera, prezydenta, posła, burmistrza, jest – jak się okazuje – politycznie skuteczne – przynajmniej w skali mikro, w skali doraźnych celów kampanii wyborczych. Że jest w perspektywie zgubne dla kraju? A kto ma się tym martwić? Przecież ci, którzy próbują to robić już zostali okrzyknięci gorszym sortem, nosicielami niepożądanego genu, przeszkadzaczami. Czy nie lepiej jest, będąc rozpieranym jedynie słusznym „patriotyzmem”, poczuciem dumy i wyższości nad całym światem, cieszyć się z kilkuset złotych ekstra „rzuconych” przez rząd niż usiłować rozumieć znaczenia niezależności sądów dla państwa i obywateli? W swojej polityce kadrowej PiS od samego początku przedłożył właściwą postawę, rękojmię należytego wykonywania obowiązków nad kompetencje, wykształcenie, dorobek zawodowy. Dyplom – sryplom! Ważniejsze jest manifestowanie dumy narodowej i patriotyzmu – oczywiście tego w pisowskim wydaniu.
Jeżeli polska lewica poważnie myśli o przyszłości Polski i Polaków to na pierwsze miejsce swojego strategicznego programu powinna więc postawić edukację. „Edukacja – głupcze!” chciało by się sparafrazować hasło Billa Clintona. Edukacja, której efektem ma być młodzież zdolna do samodzielnego myślenia, samodzielnej oceny wydarzeń, młodzież twórcza, krytyczna, niezależna, innowacyjna jest stokroć ważniejsza od najlepszych czołgów, karabinów czy samolotów. Potrzebna jest rewolucja oświatowa. Radykalnie nowe spojrzenie na edukację, radykalne zwiększenie nakładów na warunki funkcjonowania szkół wszystkich szczebli, na przygotowanie nowoczesnych programów, na kształcenie nauczycieli – tylko w tym upatrywać można pomyślności i bezpiecznej przyszłości Polski.
Tekst ukazał się ba blogu „Jacka Uczkiewicza wołania na puszczy”.