Kaczyści wierzą, że jeśli zakażą handlu w niedzielę to ludzie znów zaczną chodzić do kościoła. Zakażą sprzedaży wódki wieczorem, to naród rano otrzeźwieje. Zamkną dojście do aktualnie wrogich ambasad, to ugaszą rozpalone społeczne nastroje. Zakażą aborcji, to kobiety będą rodzić niechciane dzieci. Zakażą krytykowania narodu polskiego, to świat cały zacznie Polaków szanować. I nawet jeśli to zakaz skazany z góry na przegraną, to zakazać trzeba, bo niech przynajmniej świat dowie się o tym słusznym zakazie.
To twarz złego policjanta. Jest też lico dobrego. Ten daje poczucie godności i dumy z bycia Polakiem. Daje pieniądze za urodzone dzieci, zachęcając do kolejnych urodzin. Zwalnia od myślenia podsuwając wodza polskiego plemienia. Prawego i sprawiedliwego przewodnika stada, ojca zakazów i nakazów prowadzących do wielości Polski. Kolejne wcielenie zmitologizowanego Marszałka Piłsudskiego.
Tak to kaczyści budują nam Rzeczpospolitą Zakazów i Nakazów.
Budują nam nie tylko państwo policyjne. Dotychczasową demokrację parlamentarno-gabinetową zamieniają na „demokrację suwerenną”. Na wzór stworzonej obecnie w Rosji, Turcji, na Węgrzech i Białorusi. Bo chcą mieć międzynarodowe poważanie.
Ale taka „demokracja” może budzić respekt jedynie kiedy suweren tej „demokracji” jest globalnym, lub przynajmniej regionalnym mocarstwem.
Mocarstwowość polska, podobnie jak białoruska i węgierska, tkwi jedynie w dobrym mniemaniu rządzących tymi państwami. Dobrym mniemaniu o sobie.