Komisja Etyki Reklamy to doprawdy ciekawy twór.
Wielokrotnie interweniowała w przypadkach beznadziejnych – takich jak seksistowskie plakaty z pasztetem Profi i panią, co czegoś takiego „jeszcze nie miała w ustach”. Nie miała też litości dla karkołomnych wyczynów agencji promującej napój Tiger. Wydawało się, że to instytucja będąca wyspą rozsądku wśród wszechobecnego backlashu, enklawa równości, której światopoglądowe konserwatywne piekło „dobrej zmiany” nie dotyczy. A jednak.
Oburzający w mniemaniu KER okazał się spot Krytyki Politycznej, wykorzystujący postać Jezusa. „Co oni mi zrobili? Zostałem królem Polski!” – mówi aktor grający zrozpaczoną postać biblijną. Wymowa filmiku jest jednoznaczna – fanatyzm religijny nie ma nic wspólnego z wiarą, ani z prawdziwym respektowaniem wartości, które obnosi się na sztandarach.
Bum! „Zespół orzekający stwierdził, że wyszydzanie/wyśmiewanie symboli religijnych nosi znamiona dyskryminacji przekonań religijnych, co jest niezgodne z art. 4 Kodeksu Etyki Reklamy”. Czy rzeczywiście w reklamie chodzi o wyszydzanie katolickich przekonań? Potrzeba naprawdę ogromnych pokładów złej woli, żeby podejść do sprawy w ten sposób. Mam jednak dla zespołu Krytyki Politycznej złą wiadomość – bardzo prawdopodobne, że traficie także pod sąd z nieszczęsnego 196 KK. Podobnie jak Jerzy Urban, który w 2013 roku w swojej gazecie użył grafiki mającej pokazywać Jezusa ze zdziwioną miną jako ilustracji do tekstu o wzrastającej licznie apostazji w Polsce. Już czwarty rok naczelny „NIE” tłumaczy sądowi za pomocą sztabu świadków, kosztownych biegłych i mecenasów, że przypisanie postaci biblijnej czy mitologicznej emocji takiej jak zdziwienie, nie jest demonstracją pogardy dla wierzących.
Ta sama Komisja Etyki Reklamy tłumaczy się związanymi rękami w przypadku krwawych billboardów z rozerwanymi płodami fundacji Pro-prawo do życia, które zalały Polskę. A teraz posłuchajcie, bo to naprawdę dobry kawałek: „Taki przekaz nie podlega ocenie KER, ponieważ odbiega od definicji reklamy. Nie ma na celu zwiększenia zbytu produktów czy korzystania z usług. Nie jest też promocją sprzedaży, sponsoringiem czy marketingiem bezpośrednim”. Sęk w tym, że budzi zgorszenie publiczne. Gdyby KER wykazała tak wielki zapał do przeprowadzenia żonglerki pojęciowej, spokojnie mogłaby również uznać billboardy Kai Godek za nieuczciwą konkurencję. Czy to zew dobrej zmiany? Czy naprawdę okrutny, manipulacyjny, pełen przemocy obraz, na który patrzą dzieci, kobiety, które z różnych powodów dzieci straciły bądź nie mogą ich mieć, a także kobiety po terminacji ciąży – jest według was pożyteczny społecznie, w przeciwieństwie do przebranego faceta, który zastanawia się na głos, czemu jego wyznawcy nienawidzą uchodźców i homoseksualistów?
W porządku. Zróbmy „demaskatorską” kampanię o rzeźniach. O produkcji jajek „trójek” i mieleniu żywcem kurcząt. Wyciągnijmy na przelotówki pamiętne plakaty stowarzyszenia Empatia – „proszę, oto reszta pani futra!”. Nie ma zgody? A dlaczego? Przecież prawda nas wyzwoli.