Najważniejszym wydarzeniem politycznej jesieni na Starym Kontynencie, będą zapewne zaplanowane na 24 września b.r. wybory parlamentarne w Niemczech.
Jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy na tamtejszą scenę polityczną powrócił ówczesny szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz, mogło się wydawać , że za Odrą dojdzie do przełamania wieloletniej hegemonii chadeków na rzecz rządów lewicy. Zdawały się o tym świadczyć rosnące – po każdym kolejnym wystąpieniu publicznym nowego szefa niemieckich socjaldemokratów – słupki sondaży, ale… „niespodziewanie” pojawiły się w tamtejszych mediach informacje o rzekomych nieprawidłowościach mających mieć ponoć miejsce w Parlamencie Europejskim w czasach, gdy jego pracami kierował Martin Schulz, zaś w ślad za tym w iście sprinterskim tempie Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) wszczął postępowanie sprawdzające. Po tych rewelacjach lider socjaldemokratów nagle wyraźnie stracił zapał do walki, przestał brylować w mediach a rozkołysane przez chwilę sondaże powróciły do stabilnego stanu sprzed powrotu „syna marnotrawnego” na łono Ojczyzny. O dziwo! Równie nagle przestały się pojawiać w mediach jakiekolwiek informacje o rzekomych nadużyciach!
Jak się na pewno Państwo domyślają byłbym ostatnim, który łączyłby ze sobą owe dwa całkowicie oderwane od siebie wydarzenia. To NA PEWNO zwykły zbieg okoliczności i tej wersji – jakby co – będę się trzymał do końca… Jak by tam jednak nie było, faktem pozostaje, że na placu boju pozostała w chwili obecnej jedynie – przez nikogo już niezagrożona – aktualna Pani Kanclerz.
Jak powszechnie wiadomo potencjalna czwarta kadencja Prezydenta Władimira Putina byłaby ogromnym zagrożeniem dla demokracji w przeciwieństwie do potencjalnej czwartej kadencji Angeli Merkel w charakterze Kanclerza, która naturalnie byłaby jej potwierdzeniem…
Owe perspektywy i graniczące z pewnością przypuszczenia niezmienności lokatora Urzędu Kanclerskiego u naszych zachodnich sąsiadów, skłania do bliższego przyjrzenia się sylwetce niezatapialnej Angeli.
Jej dziadek , pochodzący z Poznania Ludwik, Marian Kaźmierczak, w czasie I wojny światowej najpierw walczył za Kaisera, później zdezerterował i wojował w „Błękitnej Armii” gen. Józefa Hallera, by po zakończeniu wojny ponownie osiedlić się w Niemczech zmieniając „po drodze” nazwisko na Kasner i – wraz z całą rodziną – wyznanie, z katolickiego na protestantyzm. Takim oto sposobem ojciec przyszłej Pani Kanclerz – Horst Kasner – ochrzczony w obrządku katolickim został protestantem.
Wnusi, dziadek przekazał zapewne w genach znakomite wyczucie skąd wieje wiatr i unikalną umiejętność dokonywania stosownie do tego zmian zgodnie z aktualną koniunkturą. Trudno to samo powiedzieć o jej ojcu, który w 1954 roku, zaraz po narodzinach Angeli wyjechał wraz z rodziną z rodzinnego Hamburga do nowo powstałej Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Ryzykował sporo, mógł bowiem zostać zadeptany gdyż w przeciwnym kierunku spiesznie zmierzało 3 miliony jego rodaków…
Rodzina Kasnerów osiadła w położonej pod Lipskiem miejscowości Templin, gdzie Angela ukończyła szkołę średnią, by następnie rozpocząć studia w Instytucie Chemii Fizycznej przy Akademii Nauk NRD. Rodzinie powodziło się całkiem nieźle w czym była główna zasługa głowy rodziny, który pracę na posadzie pastora kościoła luterańskiego harmonijnie łączył z dorabianiem w organizacji szeroko znanej w NRD pod nazwą Stasi.
Cieszyć się w niej musiał niebywałym wprost zaufaniem, gdyż obok pozostających w jego dyspozycji dwóch samochodów ( w tym jednego służbowego z kierowcą ! ) posiadał także unikalny przywilej odwiedzania w dowolnej chwili i bez ograniczeń oraz konsultowania tego z przełożonymi, drugiego z państw niemieckich, który to przywilej przeszedł z czasem na Angelę…
Młodość Angeli Dorothy Kasner przebiegała zatem dość beztrosko. Po dostaniu się na oblegany kierunek prestiżowej w NRD uczelni, dzieliła czas na studiowanie ( raczej niewiele ) i podróże do Związku Radzieckiego – w trakcie jednej z nich kilka miesięcy mieszkała w Doniecku, którego to epizodu daremnie szukać w jej dzisiejszej oficjalnej biografii. W trakcie owych wojaży wyszła nawet za mąż – jak przyznała po latach „wyszła za mąż, bo wszyscy się pobierali”. Tej motywacji wystarczyło na krótko i zawarte w 1977 roku małżeństwo zakończyło się rozwodem w 1982 roku.
Nie muszę dodawać, że nie wszystkie pochodzące z głębokiej prowincji córki pastorów dostawały się w NRD na oblegane kierunki studiów, jeździły bez ograniczeń do RFN i rozbijały się służbowo (bez najmniejszego uszczerbku dla niełatwych w końcu studiów!) po Kraju Rad i nie tylko.
Nie wszystkie córki pastorów zostawały także uczelnianymi sekretarzami FDJ (młodszych wiekiem informuję, że był to taki wschodnio – niemiecki odpowiednik Komsomołu) do spraw ideologii i propagandy, a taką właśnie funkcję piastowała w swoim instytucie Akademii Nauk NRD nasza bohaterka.
Trzeba trafu, że w tym czasie przez trzy lata dzieliła ona biuro z niejakim Michaelem Schindhelmem zdemaskowanym później jako agent Stasi. W tym samym budynku mieściło się studio TV NRD i stacjonował elitarny oddział sił specjalnych im. Feliksa Dzierżyńskiego. Zwykłych śmiertelników tam nie wpuszczano.
Zdemaskowany sąsiad naszej bohaterki – dziś dyrektorujący teatrowi w Bazylei – zaczął tymczasem pisać i w swojej pierwszej powieści „Podróż Roberta” opisał dość skrupulatnie nie tylko swoją pracę w Stasi, ale i … swojej sąsiadki z biura ukrytej pod pseudonimem „Erika”, niezwykle wprost przypominającej Angelę Merkel.
Indagowana na tą okoliczność późniejsza pani Kanclerz przyznała, że Stasi próbowała ją wprawdzie zwerbować, ale… ona odmówiła! To zapewne jedyny znany przypadek, gdy Stasi po odmowie podjęcia z nią współpracy, spokojnie akceptowała zajmowanie przez takiego delikwenta stanowiska Sekretarza FDJ ! Ha, ha, ha!
Bardzo mi to przypomina historię pewnego polskiego profesora wyjeżdżającego w latach 60 – tych ubiegłego stulecia na stypendia naukowe do Wielkiej Brytanii, uparcie twierdzącego po objęciu stanowiska premiera, że NIGDY nie miał ŻADNYCH kontaktów ze Służbą Bezpieczeństwa PRL! Ha, ha, ha, ha!
Jak wiedzą wszyscy byli studenci, najtrudniejsze jest ponoć pierwsze siedem lat na Politechnice, a że wszystko co piękne szybko się kończy to i studia Angeli w końcu dobiegły kresu. W 1986 roku obroniła ona pracę doktorską, zatrudniając się w Akademii Nauk NRD. Tak po prostu!
Naturalnie aby dostać tam posadę musiała przejść sprawdzian wierności zasadom socjalizmu i władzom NRD, który przeprowadził jej kolega Frank Schneider (w Stasi znany jako „Bachman”) pisząc w wystawionej jej laurce, że kwalifikuje się do elity partii rządzącej tyle, że … jej dotychczasowej ojczyźnie do końca istnienia pozostało bardzo niewiele czasu!
Świeżo upieczona doktor nauk postanawia zatem spróbować swych sił w polityce, w wyuczonym zawodzie bowiem – jak twierdził jej pierwszy małżonek – NIGDY nie miała zamiaru pracować!
Jak pisał jej biograf – Gerd Langguth – była ona gotowa zapisać się do absolutnie KAŻDEJ partii poza… CDU! To, że znalazła się właśnie tam trudno określić inaczej jak chichot historii…
Kiedy rozpoczęły się pokojowe protesty przeciwko władzy Ericha Honekera, Angela Merkel nie brała w nich udziału, a 9 listopada 1989 roku gdy padał Mur Berliński spędziła w piwiarni.
Po tym wydarzeniu bycie w opozycji wobec starego reżimu stało się modne, wygodne oraz – co najważniejsze – bezpieczne!
Tym zapewne należy tłumaczyć fakt, że już w grudniu 1989 roku odnajdujemy bohaterkę naszej opowieści w szeregach organizacji „Demokratyczny Przełom” (Demokratischer Aufbruch), gdzie znalazła się z rekomendacji owej organizacji Przewodniczącego, niejakiego Wolfganga Schnura z zawodu adwokata.
Niezłomną dewizą wszystkich służb jest ,by w przypadku gdy nie można zlikwidować będącej w kręgu ich zainteresowań organizacji, wejść w jej skład i w miarę możliwości objąć funkcje w jej ścisłym kierownictwie.
Protektor Angeli także nie znalazł się w „Przełomie Demokratycznym” przypadkowo – wypełniał tam zadania zlecone mu przez wspominaną już Stasi, w której lepiej znany był jako „Torsten” i „dr Ralf Schirmer”.
Nie był bynajmniej nowicjuszem, gdyż jego współpraca rozpoczęła się już w roku 1965 a jednym z jego najbliższych współpracowników był tam … znany nam już Horst Kasner!
W tym stanie rzeczy wybór córki starego druha na współpracownika był dla „Torstena” tyleż naturalny co oczywisty.
Raporty pisane przez papę Kasnera i „dra Ralfa Schirmera” wpływały na biurko niejakiego Klemensa de Maizière – przyjaciołom ze Stasi lepiej znanego jako„Czarny”. Dziwnym zbiegiem okoliczności jego syn, Lothar de Maizière ( nota bene także pracujący w tej samej organizacji ) został ostatnim premierem NRD…
Aktualny minister finansów Niemiec – Wofgang Schauble – usilnie starał się zatuszować ten fragment kariery starszego z de Maizierów, ale ostatecznie w 1992 roku „sprawa się rypła”. W tym momencie „Czarny” zdążył już awansować w partyjnej hierarchii CDU na zastępcę Helmuta Kohla…
Czy można się zatem dziwić, że i Lothar de Maizière nie zapomniał o koleżance i po objęciu stanowiska premiera obdarował ją posadą zastępcy rzecznika swojego rządu?
Tak się składa, że w byłej NRD jeden na 80 mieszkańców był współpracownikiem tajnej policji i przypuszczenie, że tego losu uniknęła osoba pełniąca funkcję sekretarza FDJ jest – delikatnie rzecz ujmując – mało uzasadnione.
Tymczasem w przeprowadzonych w NRD pierwszych demokratycznych wyborach 18.03.1990 roku „Demokratischer Aufbruch” uciułał marne 0,9 proc. ale… zdążył przedtem wejść w koalicję z enerdowskim odpowiednikiem CDU, występującym pod tą samą nazwą i po zjeździe zjednoczeniowym obu partii został przez nią wchłonięty.
Wśród trzech delegatów reprezentujących DA na owym Zjeździe odnajdujemy naszą bohaterkę, przedstawianą tam delegatom jako „zaufana osoba Lothara de Maizière”.
Nie zostało mu to zapomniane. Oto jak kilka lat temu na jednym z kolejnych jubileuszy CDU urzędująca Kanclerz mówiła o swoim byłym protektorze i kadrowym współpracowniku Stasi: „Jego politycznym celem było wniesienie w ramy prawa dążenia do wolności i przeprowadzenia pokojowej rewolucji, co stało się fundamentem zjednoczenia Niemiec.” Zaiste, piękna laurka!
We wspomnianej już enerdowskiej CDU działali nie tylko obaj panowie de Maizière ( ojciec i syn) ale i trzeci z protektorów Angeli Merkel (poza znanymi nam już Wolfgangiem Schnurem i Klemensem de Maizière ) Günther Krause . Trzeba trafu, że to on był przewodniczącym zjednoczonych frakcji CDU i DA w ostatnim parlamencie NRD i to właśnie on wraz z Wolfgang Schauble wypracował umowę o zjednoczeniu Niemiec. Nie trzeba chyba dodawać, że był także cenioną postacią reżimu Ericha Honekera.
Kilka dni przed zjednoczeniem Niemiec – 3 października 1990 roku – na naradzie z deputowanymi poświęconej ujawnieniu – bądź nie – opinii publicznej, nazwisk deputowanych współpracujących ze Stasi, Krause zareagował histerycznie wyrzucając z sali wszystkich reporterów i grożąc sądem, zabierając jednemu z nich dyktafon. W efekcie owe wrażliwe dane pozostały tajemnicą.
Parę dni po wspomnianym incydencie Krause był już deputowanym Bundestagu i ministrem bez teki, a następnie ministrem transportu.
Dobra passa trwała do 1993 roku, kiedy to nasz bohater został zmuszony do dymisji za machinacje finansowe w tym prywatyzacje stref wypoczynku na autostradach we wschodnich landach oraz załatwianie sobie i swojej żonie wszelakich ulg w tym pokrywania z budżetu państwa kosztów czynszu swojego mieszkania. Po dymisji Krause pozostał stałym klientem niemieckiego wymiaru sprawiedliwości wielokrotnie występując w roli oskarżonego w procesach o oszustwa, unikanie płacenia podatków, celowe bankructwa i wiele innych. Kilka razy od więzienia ratowało go przedawnienie zarzutów, tym nie mniej w 2002 roku Sąd w Rostocku skazał go na 3 tata i 9 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności.
Na taki wyrok u naszych zachodnich sąsiadów trzeba sobie naprawdę solidnie zapracować! Ale i tym razem po przeszło 5 latach procesowania, Güntherowi Krause udało się po raz kolejny uciec spod topora! W marcu 2009 roku zalicza zresztą kolejny wyrok – tym razem 14 miesięcy w zawieszeniu.
Rok później w Schverinie, CDU Meklemburgii – Pomorza Przedniego świętowała jubileusz, w którym udział wzięła Angela Merkel, wówczas już urzędujący Kanclerz i … nasz bohater, oboje w charakterze byłych Przewodniczących partii (Krause w 1993 roku „przekazał pałeczkę” przewodniczącego Angeli Merkel ) . Oboje wystąpili z przemówieniami. Oto fragment wystąpienia Pani Kanclerz: „…w centrum naszej polityki widzimy człowieka (Günther Krause ) ze wszystkimi jego zaletami, wadami i błędami…” Dalej jest już bez zbędnego owijania w bawełnę o starym przyjacielu i protektorze: „Jestem mu nadal wdzięczna za to, że pomógł mi wygrać wybory w swoim okręgu i uzyskać mandat do Bundestagu.” W dalszej części 40 minutowego wystąpienia szefowa rządu 6 razy (!) nazywa aferzystę „drogim Güntherem” . Z amerykańska daje się to z grubsza przetłumaczyć na: s….syn, ale NASZ s…syn!
Ciekawe było także wystąpienie zrehabilitowanego przez Kanclerza Federalnego kryminalisty, w którym poinformował on zebranych, jak to pod JEGO dyktando Angela Merkel pisała prośbę o wstąpienie NRD w skład RFN, czyniąc to na osobistej maszynie do pisania wieloletniego szefa Stasi, niejakiego Mielke, co poniekąd uznać można za gest symboliczny. Skromnie nie wspomniał przy tym, że właściciel owej maszyny był niegdyś przełożonym zarówno dyktującego jak i – z ogromną dozą prawdopodobieństwa – piszącej ów historyczny wniosek.
Zauważmy mimochodem, że fakt iż „drogi Günther” zamiast w pudle wylądował ostatecznie na stanowisku dyrektora Pruskiej Akademii Rozwoju nie ma zapewne nic wspólnego z opisanymi wyżej uniesieniami jego byłej protegowanej ani tym bardziej z wiszącą na ścianie jego gabinetu w Akademii fotografią Pani Kanclerz kordialnie ściskającej mu prawicę, lecz jest naturalnie efektem całkowitej niezależności sądownictwa u naszych sąsiadów zza Odry…
Z kronikarskiego obowiązku dodam, że w kolejnych rządach Angeli Merkel natkniemy się także na nazwisko Thomasa de Maizière, prywatnie – jak by się kto pytał – kuzyna młodszego z wymienionych wcześniej dobrodziejów przyszłej szefowej rządu…
Wróćmy jednak do dalszego rozwoju kariery naszej bohaterki. W przededniu zjednoczenia wyjednała sobie ona audiencję u ówczesnego Kanclerza Helmuta Kohla. Stary Kanclerz zobaczył w niej młodą, lojalną, posłuszną i obowiązkową współpracownicę, która na dodatek swoją osobą wypełniała w przyszłym nowym rządzie federalnym Zjednoczonych Niemiec trzy obowiązkowe kwoty: jako kobieta, młodzież i przedstawicielka wschodnich landów.
Jak każdy człowiek władzy Helmut Kohl starał się otaczać ludźmi, których uważał za nieszkodliwych dla siebie – nie był pierwszym ani zapewne ostatnim, który w swojej ocenie srodze się pomylił… Czyż należy się zatem dziwić, że to właśnie miła, posłuszna, obowiązkowa i „lojalna” Angela zadała ostatni cios swemu protektorowi pisząc ( jako Sekretarz Generalny CDU ! ) wymierzony w niego artykuł do „FAZ”, który stał się ostatnim gwoździem do politycznej trumny Helmuta Kohla, pogrążonego w tym czasie w skandalu „anonimowych dotacji” i czarnej kasy CDU?!
Razem z nim „padł” także przygotowywany na jego następcę Wolfgang Schauble i oto 20 kwietnia 2000 roku córka prowincjonalnego pastora zostaje wybrana Przewodniczącą CDU,22 listopada – dzięki „drogiemu Günther owi” deputowaną do Bundestagu a w ślad za tym kandydatką CDU na Kanclerza. Dalszy ciąg tej historii znamy.
Po objęciu funkcji Kanclerza Angela Merkel zaczęła alergicznie reagować na przypominanie o jej domniemanej agenturalnej przeszłości. Przekonali się o tym na własnej skórze dziennikarze telewizji WDR, pracujący nad filmem o niemieckim uczonym, fizyku, Robercie Havemannie będącym jednym z najbardziej znanych dysydentów NRD, starym komuniście, na którego w III Rzeszy wydano wyrok śmierci za jego działalność w antyfaszystowskich organizacjach podziemnych.
Robert Havemann od 1976 roku żył w NRD w areszcie domowym i pod całodobową inwigilacją. Dostęp do uczonego był ściśle ograniczony, mogli go odwiedzać jedynie ci, których zaakceptowała Stasi, za to do operacyjnej „pracy” z nim zaangażowano rekordową liczbę 200 (!!)tajnych agentów. Wśród „pracujących ” był między innymi znany nam już Frank Schneider – ten od charakterystyki Merkel .
Przeglądający fotografie osób odwiedzających Havemanna dziennikarze, natknęli się niespodziewanie na… prześlicznej urody fotkę aktualnej Pani Kanclerz! Aby sprawę wyjaśnić zwrócono się do niej z prośbą o komentarz. Reakcja była szokująca: żadnych komentarzy i zakaz pod groźbą procesu sądowego pokazywania w filmie jej fotografii z powołaniem się na… prawo do prywatności!
Ostatecznie fotografię w filmie pokazano z zamazaną twarzą a nieprawomyślni dziennikarze jeszcze dwukrotnie byli wzywani do Urzędu Kanclerskiego „na dywanik” , gdzie Kanclerz wyjaśniła im dobitnie co wolno a czego nie wolno pokazywać w demokratycznym państwie.
Niewiele to dało, gdyż w sąsiedniej Szwajcarii kilka tamtejszych gazet opublikowało rzeczoną fotografię w oryginale wraz z komentarzem mówiącym, że owe wizyty odbywały się na zlecenie Stasi…
Prawda o przeszłości Angeli Merkel leży zapewne ukryta wśród 15 tysięcy worków wypełniających piwnice Instytutu Gaucka zawierających tajne dokumenty Stasi skrupulatnie przepuszczone uprzednio przez niszczarki. Obliczono, że odtworzenie tych dokumentów zajęło by 30 osobom pracującym 24 godziny na dobę około… 800 lat! To naturalnie w wariancie optymistycznym, gdyż nie wiadomo, czy paseczki papieru stanowiące zawartość rzeczonych worków, nie zostały przed zapakowaniem solidnie wymieszane…
Zresztą nikt za Odrą nie poszukuje z wypiekami na twarzy śladów byłych agentów, pracujących dla enerdowskiej bezpieki prawie 30 lat temu o ile nie popełnili oni przestępstw. Ten rozdział historii Niemiec uważa się za zamknięty i zajmują się nim historycy, nie zaś politycy wspomagani przez będącą na ich usługach „policję historyczną”. Każdy, kto zawnioskował by tam obniżenie emerytur funkcjonariuszom Stasi czy jakichkolwiek innych służb byłej NRD zostałby w trybie pilnym (i jak przypuszczam przymusowym!) skierowany na leczenie do specjalistycznej placówki, która od dawna powinna gościć co najmniej jednego ministra naszego obecnego rządu.
Przeszłość Pani Kanclerz nie jest tajemnicą dla jej Rodaków i bynajmniej nie przeszkodzi im zapewne w obdarzeniu jej po raz kolejny zaufaniem i powierzeniem na kolejne cztery lata sterów nawy państwowej. Bo nawet jeżeli – jak wiele na to wskazuje – przed trzydziestu laty współpracowała TO CO Z TEGO ?!
A jak te same problemy rozwiązywane są nad Wisłą?
Obserwując prowadzone obecnie „polowanie z nagonką” na Lecha Wałęsę, czy też uchwalanie przez postsolidarnościowy obóz zwycięzców haniebnych i podłych ustaw pozbawiających emerytur byłych funkcjonariuszy legalnych służb, legalnego, uznawanego przez wszystkie kraje świata państwa, na myśl przychodzi fraza z pewnej znanej reklamy: opisane problemy są niby po obu stronach Odry prawie jednakowe ( bo niby jaka jest istotna różnica pomiędzy TW „Bolkiem” a TW „Eriką”?) ale jednak owo PRAWIE czyni wielką różnicę.
To pewnie po części efekt różnicy w kulturze politycznej obu narodów oraz instynktu państwowego pozwalającego bezbłędnie odróżniać działania będące w interesie Państwa od żałosnej „bieżączki” mającej na celu monopolizację władzy w rękach konkretnej „grupy trzymającej władzę”.
Pragnę też w tym miejscu wyprowadzić z błędu wszystkich z niewłaściwym numerem PESEL uważających, że owo rozgrywające się codziennie na naszych oczach pandemonium ICH nie dotyczy. Nie miejcie złudzeń – dzisiaj ONI jutro WY !
Patrząc na wszystkie opisane podłości popełniane codziennie przez rządzących dziś Polską trudno nie wspomnieć takiej oto myśli autorstwa Otto von Bismarcka: „Rewolucje zaczynają idealiści, przeprowadzają romantycy a ich płodami delektują się niegodziwcy!”
Prorok jaki, czy co ?!