„Próchno” jest tekstem uznawanym za jeden z najważniejszych i jednocześnie najtrudniejszych w polskiej literaturze – rozpoczyna Iwona E. Rusek wprowadzenie do swojego studium o tej powieści Wacława Berenta.
Przełom XIX i XX wieku był unikalnym okresem w dziejach kultury i literatury polskiej i nie tylko polskiej. Stawiano wtedy takie pytania o kondycje człowieka, jej sens, charakter i przeznaczenie, a także o jej tajemnice, jakie nigdy wcześniej nie padały. To dopiero modernizm zmierzył się z nowymi falami ludzkiej jaźni, nigdy dotąd nawet nie przeczuwanymi.
Na polu literackiej prozy nie tylko „Lalka” Bolesława Prusa była „powieścią z wielkich pytań naszej epoki”. Całkowicie nowe kwestie, wynikające z przemian świadomości i tożsamości stawiała także „Pałuba” Karola Irzykowskiego, w innym specyficznie narodowym wymiarze także „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego. To tylko niektóre ze szczytowych dokonań, a poza tym mierzenie się z nowym, można by rzec – nowoczesnym (m.in. po rewelacjach głębinowej psychoanalizy Zygmunta Freuda czy nowoczesnej nauki o strukturze jaźni jednostki Karla Junga, także po ponownym odczytaniu myśli Artura Schopenhauera i rewolucyjnych uderzeniach Friedricha Nietzschego). W tle był modernizm europejski z Augustem Strindbergiem, Henrykiem Ibsenem, Josephem Conradem, Antonim Czechowem i innymi licznymi rewelatorami nowych prawd o człowieku, którymi ta epoka bogato obrodziła, także w innych dziedzinach sztuki i na polu filozofii.
Do wielkich i wyjątkowych dokonań na tym polu poszukiwań należy „Próchno” Berenta (1902). Próżno szukać w prozie europejskiej powieści z równym bogactwem treści i formy podejmującej kluczowe zagadnienia epoki, w tym tak ujęte jak to uczynił Berent – poprzez mit jako środek poznania tajemnic rzeczywistości i świadomego, bogatego uczestnictwa w egzystencji. Mitami posługiwali się inni polscy pisarze tej epoki: Wyspiański, Tadeusz Miciński, Jerzy Żuławski, Stanisław Przybyszewski, liczni poeci i malarze, ale tylko Berent w „Próchnie” podjął próbę artystycznego i intelektualnego ujęcia zagadnienia i roli mitu oraz jego podstawowego narzędzia czyli symbolu. O tym, że stwierdzenie, iż „Próchno” jest „jednym z najtrudniejszych tekstów” nie jest frazesem świadczy bogactwo odczytań sensu tej powieści w piśmiennictwie krytycznoliterackim, które autorka studium przywołuje we wprowadzeniu. Jeden z komentarzy współczesnych Berentowi pochodzi od Marii Komornickiej (słynnej z męskiego wcielenia w postaci Piotra Odmieńca Własta), która w wybujałej stylistyce epoki pisała o „Próchnie” jako o „szatańskim zwierciadle współczesności” i „krwawym świadectwie męczeństwa sztuki i artysty”. Adolf Nowaczyński widział „Próchno” jako o obrazie „płomienia ludzkich pożądań i metafizycznych tęsknot” i o „polifonii duchowej współczesności (w przeciwieństwie do Manfreda Kridla, który w paradoksalnej i trochę zagadkowej ocenie uznał, że Berent opowiedział o „epoce dawno minionej”). Henryk Trzpis widział w powieści „obraz życia współczesnego zbudowany w oparciu o postaci obłąkanych indywiduów”, a Ignacy Matuszewski jako opis „choroby rzeczywistości” i nowoczesnej sztuki jako choroby jej samej i tworzących ją artystów, choroby pochodzącej z „wizji, halucynacji, mroku, nastroju, a nawet upiorów i potworów”. Matuszewski dostrzegał też w „Próchnie” obraz ucieczki artystów od rzeczywistości. W podobnym duchu powieść interpretował Wilhelm Feldman, widząc w niej „dzieje bolesnych ofiar sztuki”. Stanisław Maciszewski określił „Próchno” jako „biblię dekadentyzmu”, ukazującą jak „nietzscheańska wola niszczeje pod wpływem rozmaitych okoliczności, a wytchnienie przynosi jedynie nirwana”. O „Próchnie” pisał też jeden z najprzenikliwszych myślicieli epoki, Stanisław Brzozowski. Pisał o powieści jako o formie „samopoznania duszy współczesnej” i „wywlekania dusz ludzkich”, jak również – odnosząc się do clou swojej filozofii – jako „obraz kultury odartej z pracy”. W ocenie sformułowanej kilka lat później Brzozowski nieco zweryfikował, In minus, swoją poprzednią ocenę odmawiając „Próchnu” waloru „odtwarzania współczesnej duchowości”, ponieważ prawdopodobnie uznał berentowski obraz za odnoszący się do zbyt ekskluzywnej sfery i zbyt ekskluzywnych form bytu, by spełnić rolę syntetycznego pars pro toto. Z kolei Kazimierz Czachowski uznał Berenta jako autora „Próchna” jako „bezkompromisowego rewelatora indywidualnej prawdy człowieka zmagającego się z otaczającym go światem”. Julian Krzyżanowski uznał powieść za „monografię fin de siecle’u, ukazującą serie postaw artystów wobec życia i jego zagadnień” i za „powieść urbanistyczną” czyli ukazującą zjawiska duchowe i społeczne w aspekcie specyficznego, nowego ludzkiego środowiska, jakim było nowoczesne, rodzące się w XIX wieku miasto i tworzonego przez niego nowego wtedy, wcześniej w tej formie nieznanego zjawiska – indywidualizmu oraz jego wynaturzeń. Marta Wyka-Hussakowska uznaje „Próchno” za „świadectwo epoki” i wzorcowy obraz procesów zachodzących w świecie artystycznym i w materii sztuki na przełomie XIX i XX wieku. Włodzimierz Maciąg widział w powieści obraz „społecznych i kulturowych przełomów dotyczących wolności oraz mocy i niemocy twórczej”, choć mocno krytykował „niechęć do prostoty” i „skłonności ornamentacyjne” Berenta, które jego zdaniem zamącają treść obrazu. Autor jednej z monografii pisarza, Władysław Studencki odczytywał „Próchno” zawężająco jako obraz „dekadentyzmu, pesymizmu narkomańskiego i nihilistycznego buddyzmu” będącego imperatywem ku śmierci i przeciw instynktowi życia. Podobnie zawężająco widział sens powieści Tomasz Weiss widząc w niej „obraz kryzysu” bohemy artystycznej, z wszystkimi jej chorobami, w tym zjawisku upodabniania życia do sztuki służącemu niejednokrotnie uzasadnianiu zła, a także Hanna Gosk, dla której „Próchno” to obraz „stylów zachowań charakterystycznych dla epoki „decadence”, które funkcjonować zaczęły jako kody literackie”. Małgorzata Okulicz – Kozaryn skoncentrowała się na kluczowym jej zdaniem w „Próchnie” „motywie księgi”, obecnym w szeregu wątków. Uczyniwszy ten przegląd ocen „Próchna” autorka studium obiecuje w swej analizie zerwać z dotychczas stosowanymi liniami interpretacyjnymi i „ściśle podążać za tekstem”. Jako swój cel deklaruje osiągnięcie tego, co postulował sam Berent w liście do Miriama-Przesmyckiego, podejście do „Próchna” „ad meritum jako utworu sztuki”. I tu wprowadza autorka postać Artura Schopenhauera, jego definicję sztuki, jako „przekaźnika uchwyconej idei, która stanowi prawdziwe i jedyne źródło każdego dzieła”. Podstawowym przedmiotem filozofii Schopenhauera jest „życie człowieka rozpięte między pożądaniem a poznaniem, a autorka widzi „Próchno” jako powieść wpisującą się w tę antynomię.. Dla Ryszarda Przybylskiego „Próchno”, to „osąd przybyszewszczyzny” i obraz „sporu Nietzschego z Wagnerem”. Alina Brodzka widziała w powieści formę zwrócenia uwagi na „paradoksy kultury, w której odbywa się niszczycielski proces osobowości jej wyznawców i w której dochodzi do rozkładu tego, co w jednostkach najcenniejsze, tj. sił twórczych i umiejętności”. Marian Zaczyński postrzega „Próchno” jako „diagnozę człowieka przełomu wieków, pozbawionego integralności”, a dla Teresy Walas powieść stanowi „sąd nad modernistycznym estetyzmem” czyli tym samym powieść jednocześnie modernistyczna i antymodernistyczna. Najbardziej chyba syntetyczną i obrazową definicję „Próchna” sformułował Kazimierz Wyka, określając ja jako „bulion modernizmu i równocześnie analityczną ekspertyzę jego skutków, przeprowadzoną na szeregu dobrze wyodrębnionych postaci”. Odrębnością wyróżnia się ocena Izabelli Kaluty, która widzi w powieści obraz wybuchu findesieclowego erotyzmu i mizoginizmu” jako skutków poszukiwania „nowego mitu”, czyli „czasu kobiety”. Skutków, dodajmy, paradoksalnych. Swój pogląd uzasadnia krytyczka w oparciu o analizę występujących w powieści postaci kobiecych poprzez mity związane z kobietami (mit Edypa, sfinksa, o Salome i Kirke, mit femme fatale). Wojciech Gutowski dostrzegł w „Próchnie” przede wszystkim studium rozkładu i „mistycyzmu estetycznego, w którym duch jest ekspresją gnicia zakorzenionego w ciele. „W ten sposób sztuka staje się wyrazem zła, zniszczenia i zatracenia w bagnistych otchłaniach pożądania, zupełnie podobnie jak miasto – nowy Babilon – żerowiska, które zyskuje oblicze odrażającej fauny”. Agata Zalewska widzi w „Próchnie” „różne wizerunki modernistycznego artysty, boleśnie odczuwającego degradację wartości” i buntującemu się przeciw zwycięstwu pospolitości życia. Mieczysław Jankowiak zwrócił uwagę na ironię zawartą w „Próchnie” za pomocą której dokonał krytyki „meta systemu kultury modernistycznej”.
Uwzględniając wszystkie aspekty „Prócha” ujęte przez cytowanych krytyków, można by sformułować jeszcze jeden: w swojej powieści Berent pokazał zjawisko kulturowe, psychologiczne, antropologiczne, które dziś jest niemal banalne, ale które wtedy, na przełomie wieków XIX i XX pojawiło się po raz pierwszy w dziejach kultury: sztuka i artyści przestały być usługowym elementem społeczeństwa, właściwie rzemiosłem, choćby najwyższego lotu (w końcu wielcy mistrzowie malarstwa, od średniowiecza do połowy XIX wieku byli traktowani jedynie jako wysoko wykwalifikowani wyrobnicy, podobnie kompozytorzy czy pisarze i poeci) a wyemancypowały się do poziomu i roli samoistnego fenomenu egzystencjalnego aspirującego do rangi szczytów ludzkiej duchowości.
Kończąc przegląd definicji i ocen „Próchna” Iwona E. Rusek autorka obiecuje iść w egzegezie powieści „za Schopenhauerem”. Co więcej, poświęca jego filozofii cały rozdział („Filozofia Artura Schopenhauera, czyli rzecz o pragnieniu”). W jego konkluzji stwierdza, że filozof „ukazał świat z jednej strony jako rzecz samą w sobie, z drugiej jako przedstawienie. W tym ostatnim króluje niepodzielnie wola: wieczne, niezaspokojone w swym pragnieniu chcenie”. W kolejnym rozdziale wskazuje na kategorie schopenhauerowskie występujące w „Próchnie”, a więc „głód wrażeń”, „przedstawienie”, „wolę” w deklaracjach i postawach bohaterów powieści. Tak wyposażonych, prowadzi nas autorka tropem trzech głównych postaci: Władysława Borowskiego, Karola Jelsky’ego i Henryka Hertensteina. To artyści, a przy tym ludzie żyjący (zwłaszcza aktor Borowski) w świecie swoich pożądań opartych na wyobrażeniach („świat jako przedstawienie”), w izolacji od tzw. realnego życia, w „królestwie abstrakcyjnej formy”, w swoim „teatrze myśli”, w sztuce jako „szatańskim zwierciadłem życia” na które składają się wspomnienia, marzenia, pragnienia, tęsknoty”, sztuce, która staje się zdominowanym abstrakcyjnymi wyobrażeniami stanem umysłu, który rzeczywistość zastępuje jej odbiciem”. Jest to także szczególnie intensywna, zagęszczona forma samotności duchowej, gdyż jak napisał Schopenhauer, „każdy tkwi w swej samotności jak we własnej skórze i bezpośrednio tylko w niej żyje; dlatego z zewnątrz nie można mu pomóc”, bo „świat, w którym każdy człowiek żyje, zależy przede wszystkim od sposobu, w jaki go pojmuje”. Szczególnie reprezentatywna postacią jest tu Borowski, „którego jedyna życiowa aktywność realizowała się w sferze abstrakcyjnych rojeń. Ich obecność wzmagała potrzebę doznawania coraz silniejszych trucizn, które sprawiały, że nieustannie ścierał się i zużywał, by ostatecznie zacząć próchnieć”. Te trucizny, to „niespokojne myśli, które nie przynoszą oparcia, a jedynie cierpienie ni doświadczenie próchnienia życia”. Na zakończenie swoich analiz autorka wraca do listu Berenta do Miriama-Przesmyckiego, któremu pisarz wykłada sens tytułu swej powieści i sama konkluduje to następująco: „Odcięci od poznania i działania bohaterowie podlegają fizycznej i emocjonalnej degradacji. Dlatego zamiast żyć – trwają w świecie wyobraźni i nielitościwie czujnej myśli (…) Ich jedynym przeznaczeniem jest próchno”.
Iwona E. Rusek – „Pragnienie-symbol-mit. Studium o „Próchnie” Wacława Berenta, wyd. Uniwersytet Warszawski, Wydział Filozofii i Socjologii, Warszawa 2013, str.215, ISBN 978-83-87963-70-5.