9 grudnia minęła 80 rocznica śmierci Andrzeja Struga, jednej z ikon polskiej lewicy.
Za rok ma stanąć w Warszawie pomnik Ignacego Daszyńskiego, jako lewicowa odpowiedź na istniejące od lat postumenty Piłsudskiego i Dmowskiego. Nie mam nic przeciwko temu, ale bliższą mojemu sercu postacią historycznej lewicy jest Andrzej Strug (właśc. Tadeusz Gałecki – 1871-1937). Umarł rok po Daszyńskim, 9 grudnia 1937, a jego monumentalny pogrzeb zainspirował Władysława Broniewskiego do napisania pięknego wiersza. „Na śmierć Andrzeja Struga”:
***
Nas zrodzili ludzie podziemni
i nad naszą się działy kołyską,
pośród nocy tragicznej i ciemnej,
dzieje jednego pocisku.
Dziewięćset piąty rok
za pazuchę ten pocisk nam wcisnął.
Naszą szkołą była burza i mrok,
szubienice świecące nad Wisłą.
I ponieśliśmy ten pocisk przez życie
w czapce bojowca, w mundurze strzeleckim…
Nas poezja uczyła bić się;
myśmy Jego czytali dzieckiem.
To On nam przekazał pogardę
dla niepełnego zwycięstwa.
On nas słowem szlachetnym i twardym
nauczył męstwa.
On był z tych, co uczyli czynem
w człowieku poznać brata,
bojownikiem, republikaninem
wolnej ojczyzny świata.
Zapożyczymy od niego miary,
mierząc Polskę młota i pługa,
Towarzysze! Głęboko pochylmy sztandary
nad trumną Andrzeja Struga!…
***
Bez księży, bez krzyży, bez dzwonów
Potężny kondukt żałobny Struga przeszedł z mieszkania przy Topolowej (dziś Alei Niepodległości), gdzie jest dziś jego kameralne i zapomniane muzeum, na Powązki Wojskowe. Tam znaleziono dla niego miejsce po odmówieniu mu, jako socjałowi i masonowi, przez rząd i kler katolicki, pochówku w alei zasłużonych na Starych Powązkach. Marek Ruszczyc, autor niewielkiej książeczki „Andrzej Strug” (1962) tak sugestywnie opisał pogrzeb pisarza: „Pogrzeb wyznaczony został na 11 grudnia po południu, ale już od wczesnego ran tego dnia gromadzić się zaczynają przed domem, z którego nastąpić ma wyprowadzenie zwłok, nieprzebrane tłumy. Kobiety, mężczyźni, dzieci, starzy i młodzi, robotnicy z Woli, oficerowie w legionowych mundurach, młodzież akademicka, gimnazjaliści, pisarze, artyści, weterani 1905 roku (…) Morze ludzkich głów falowało (…) Zapadł zmierzch, gdy dźwięki marsza żałobnego Chopina oznajmiły, że pogrzeb się rozpoczął. Od czasu śmierci Stefana Żeromskiego nie oglądała Warszawa takiego pogrzebu. Świadkowie tego dnia wspominają, że w chwili gdy trumna ze zwłokami ukazał się w drzwiach domu, odkryły się wszystkie głowy, zapłonęło tysiące pochodni na trasie, którą przeciągać miał kondukt żałobny. Ktoś z przyjaciół pisarza wypadł na balkon i łamiącym się ze wzruszenia głosem komenderował szwadronem kawalerii, którą przydzielić musiał rząd na pogrzeb Struga – uczestnika walk legionowych, kawalera orderu Virtuti Militari”. (…) I oto zaczął się pogrzeb przedziwny, na którym ramię przy ramieniu kroczyli przyjaciele i wrogowie zmarłego, w którym komuniści ocierali się o wygalonowanych przedstawicieli rządu, na którym nad otwartym grobem grano „Czerwony Sztandar” i „Pierwszą Brygadę”. Szacunkiem darzył go nawet intelektualny guru nacjonalistycznej reakcji, Adolf Nowaczyński.
Dworek szlachecki – kolebka socjalisty
Nie mogę sobie odmówić akcentu osobistego. Czysty przypadek sprawił, że przez 13 lat (1980-1993) mieszkałem w tzw. dworku Struga w Lublinie. Był to drewniany, klasyczny dworek szlachecki z gankiem, tarasem i kolumienkami, oplątany winoroślą, położony na terenie folwarku Konstantynówka, pośród bujnych ogrodów, łąk i lasków, na obrzeżach miasta, zakupiony w 1880 roku przez ojca przyszłego pisarza, zamożnego kupca Władysława Gałeckiego, który dorobił się na sklepie kolonialnym przy lubelskim Krakowskim Przedmieściu. Rodzina mieszkała w kamienicy obok i tu się Tadeusz urodził 28 listopada 1871, co upamiętnia tablica wmurowana w fasadę.
Socjalista, legionista, ułan Beliny, mason
Życie Tadeusza Gałeckiego – Andrzeja Struga było rozpołowione na dwa nurty: działalność czynną, polityczną, społeczną i żołnierską oraz na pracę pisarską. Już jako młody Tadeusz, uczeń lubelskiego gimnazjum zaangażował się w konspiracyjną działalność antycarską, którą kontynuował podczas dwuletnich studiów w Instytucie Rolnym i Leśnym w Puławach, co po raz kolejny zwróciło na niego uwagę władz rosyjskich jako na osobnika potencjalnie niebezpiecznego, „irredentystę”, „socjała”. Skończyło się to dla niego osadzeniem w warszawskiej Cytadeli w latach 1885-1897, z której wyekspediowano go na trzy lata zsyłki do Archangielska, skąd wrócił do kraju na początku roku 1901 i natychmiast w Warszawie powrócił do konspiracyjnej działalności. W międzyczasie zdecydował się na sprzedanie dworku w lubelskiej Konstantynówce, a sporą część uzyskanych pieniędzy przeznaczył na robotę polityczną Polskiej Partii Socjalistycznej, po czym przeniósł się do Krakowa. Tam podjął studia filozoficzne na „Jagiellonce” i wszedł w kontakty z tamtejszym środowiskiem ruchu socjalistycznego, w którym działali m.in. Józef Piłsudski czy Ignacy Daszyński. Jako galicyjski działacz PPS przyjął pseudonim „August, acz nie był to jego jedyny pseudonim. Pełny udział w środowisku PPS oznaczał wejście w wir sporów wewnątrzpartyjnych, które zaczęły się już na kilka lat przed wybuchem rewolucji 1905 roku. Osią sporu była kwestia niepodległościowa. Część PPS-owców, z Piłsudskim i Walerym Sławkiem na czele stawiała akcent na tej kwestii, część optowała za koncentracją na kwestii społecznej. „Towarzysz August”, choć pozostawał pod wrażeniem silnej osobowości Piłsudskiego, przychylił się ku lewemu skrzydłu tego sporu. Ta plątanina konfliktów wywoływała w nim konfuzje i konflikty sumienia, a wybór między opcją niepodległościową a socjalną był dla niego bardzo niekomfortowy, bo bliskie mu były obie te idee. O tym, jak bardzo ideologicznie skomplikowana była sytuacja w ruchu socjalistycznym pokazała w 1904 rroku konferencja partyjna w Zakopanem, które, tak jak Tatry i Podhale, stało się jednym z jego ulubionych miejsc. Konferencja ta, w której wziął udział, odsłoniła kompletne rozbicie ruchu, a wiele mówiła o tym obecność na nim ludzi tak odległych od siebie ideowo, jak Piłsudski i Julian Marchlewski. Gdy w 1905 roku Gałecki wrócił do Warszawy, ta ogarnięta już była wrzeniem rewolucyjnym. I to ono właśnie ostatecznie przyspieszyło zarysowany od dawna podział PPS. Opcja lewicowa, społeczna zwyciężyła, a usunięta z niej grupa Piłsudskiego i Sławka utworzyła PPS – Frakcję Rewolucyjną, która stała się bazą kadrową dla działalności legendarnej Organizacji Bojowej PPS, owych „ludzi podziemnych”, bojowców, którzy podjęli walkę z caratem z pistoletem i bombą w dłoni, co zjednało im miano „terrorystów”. Gałecki całymi latami wahał się między PPS-Frakcją Rewolucyjną a PPS-Lewicą, miał rozdarte serce, bo bliski mu był duch niepodległościowej walki zbrojnej i radykalny duch społeczny tej drugiej. Oba skrzydła PPS chętnie się do niego przyznawały. Jednak po 1918 roku przystał nie do PPS-Lewicy, lecz do PPS, która była bezpośrednią spadkobierczynią Frakcji Rewolucyjnej. Podobnie było z Piłsudskim – ten fascynował go bohaterską legendą ale i odpychał dyktatorskimi skłonnościami. Po maju 1926 Strug ostatecznie odwrócił się od Piłsudskiego, a po Brześciu podjął walkę z jego obozem Sanacji.
W 1907 „August” ponownie wpadł w łapy Ochrany i zagroziła mu kolejna zsyłka, którą szczęśliwie, dzięki protekcji, udało się zamienić na przymusowy wyjazd za granicę. Gałecki wybrał Paryż. Kochał to miasto, a kultura francuska była mu zawsze bardzo bliska. Tam, już pod pseudonimem Andrzej Strug zdecydował się poświęcić pracy pisarskiej. Tam też napisał serię o „ludziach podziemnych”, działaczach pepeesowskiej konspiracji niepodległościowej i społecznej: „Ludzi podziemnych” (1908), „Ze wspomnień starego sympatyka” (1909), „W twardej służbie” (1910), a także „Dzieje jednego pocisku” (1910) uznane za jedno z jego najwybitniejszych dzieł przez samego Bolesława Prusa. Powieści te nie były jednostronna apologią bohaterów, lecz także krytyką wynaturzeń moralnych ruchu rewolucyjnego i „neurozy porewolucyjnej”. Atmosfera samotnej walki i heroicznych zmagań ich bohaterów z losem miały w sobie coś bliskiego prozie Josepha Conrada, tym bardzie że marynistyczna „Wyspa zapomnienia” (1921) jakby wprost nawiązywała do prozy twórcy „Lorda Jima”. Podsumowaniem, z akcentami rozczarowania walkami wewnątrzpartyjnymi, tej tematyki była powieść „Portret” (1912). Z kolei powieść „Ojcowie nasi” (1911) była typowym dla jego pokolenia i formacji hołdem dla Powstania Styczniowego, acz dalekim od monumentalnej idealizacji grottgerowskiej i silnymi akcentami krytyki społecznej. Po powrocie z trzyletniego pobytu w Paryżu, w roku 1910 Strug powrócił do Królestwa Polskiego i przyłączył się do działalności Piłsudskiego i jego Związku Strzeleckiego. Serce społeczne trzymało go po stronie lewicy PPS, ale serce patriotyczne kierowało w stronę piłsudczyków. To właśnie sprawiło, że wraz z wybuchem wojny 1914 roku wstąpił do utworzonego na bazie I Brygady Legionów oddziału ułanów Władysława Beliny i wziął udział w walkach z Rosjanami na terenie Galicji, między innymi w słynnych bitwach nad Styrem i Stochodem. Ze służby, u schyłku 1916 roku, odszedł odznaczony krzyżem Virtuti Militari. Do Warszawy wrócił w roku 1917 i zaangażował się w działalność Polskiej Organizacji Wojskowej. Był coraz bardziej sceptyczny w stosunku do Piłsudskiego z powodu jego aliansów ze społeczna prawicą, ale nadal chciał wierzyć w szczerość jego poglądów socjalistycznych. Jego wejście do rządu lubelskiego premiera Daszyńskiego w listopadzie 1918 roku, który został szybko „spacyfikowany” przez Piłsudskiego, spowodowało ostateczne zerwanie z obozem Komendanta. Wrócił do działalności pisarskiej i znów wydał dwie powieści poświęcone żołnierzom Wielkiej Wojny, legionistom, „Odznakę za wierną służbę” (1920) oraz „Mogiłę nieznanego żołnierza” (1922). Lata dwudzieste spędził głównie na pracy pisarskiej i dopiero zaostrzenie sytuacji politycznej wokół walki obozu sanacyjnego z opozycją i „sprawa brzeska” oraz brutalne represje wobec przeciwników sprawiły, że wprawiony przez lata w działalności społecznej Strug znowu zwrócił się ku pracy politycznej, w szeregach opozycji antysanacyjnej. W 1928 roku został senatorem z listy PPS i był m.in. świadkiem wojskowej pacyfikacji Sejmu przez piłsudczyków. Zeznając jako świadek w procesie brzeskim powiedział, że sam „powinien znaleźć się na ławie oskarżonych”, a nieco później napisał, że dawni „ludzie podziemni” uwięzili dawnych towarzyszy walki, innych „ludzi podziemnych”. Apogeum intensywnej i rozległej opozycyjnej działalności Struga było utworzenie przez niego w 1934 roku Ligi Praw Człowieka i Obywatela, w której działał do końca swoich dni. Był publicystą pism socjalistycznych, lewicowych, m.in. „Robotnika”. Działał też w Polskiej Akademii Literatury. Jeszcze w Paryżu związał się z ruchem masońskim i już po powrocie do kraju stał się „ojcem założycielem” jego nowej polskiej generacji. Niektórzy uważali, że pod wpływem masońskich (wolnomularskich) wątków z „Popiołów” uwielbianego przez siebie Stefana Żeromskiego, towarzysza lat paryskich. W latach dwudziestych objął funkcję Wielkiego Mistrza Wielkiej Loży Narodowej Polski.
Pisarz niesłusznie zapomniany
Gdy Andrzej Strug, bo już pod tym literackim pseudonimem był głównie znany, spłacił już trybut pisarski swoim towarzyszom broni, „ludziom podziemnym”, zajął się bliską mu problematyką społeczną, krytyką systemu kapitalistycznego, władzy pieniądza, wyzysku klasowego, którym to kwestiom poświęcone były takie powieści jak „Pieniądz” (1913-1921), „Miliardy” (1933, wyd. 1938) czy „Fortuna kasjera Śpiewankiewicza” (1928), napisane w poetyce tyleż oskarżycielskiej, co groteskowej. „Pokolenie Marka Świdy” (1925) było krytycznym, naznaczonym rozczarowaniem portretem społeczeństwa polskiego w pierwszych latach niepodległości i wyrazem straconych złudzeń, ale przyćmiła je sława „Przedwiośnia”, z którym łączyła je wspólna idea rozrachunku z początkiem niepodległości. Satyrą na przywary społeczeństwa, ze światem polityki na czele, a przy okazji na kult „góralszczyzny”, był „Zakopanoptikon, czyli kronika 49 deszczowych dni w Zakopanem” (1912), „Chimera” (1918) – jeszcze jednym rozrachunkiem z czasami działalności niepodległościowej, pepeesowskiej i z rolą Piłsudskiego, a „Wielki dzień czyli kronika niedoszłych wydarzeń” (1926), której publikacja zbiegła się z przewrotem majowym – rozgrywającą się w zakopiańskiej scenerii powieścią polityczną z kluczem (Dziadosz – Piłsudski, Moch – Dmowski, Witalis Bebech – Witkacy), ostrą satyrą na obóz endecki, prawicowo-nacjonalistyczny z ostatnimi akcentami sympatii do Piłsudskiego. Powrócił też Strug do dramatycznej epoki Wielkiej Wojny (1914-1918) pisząc znakomity artystycznie, obszerny, trzytomowy fresk powieściowy „Żółty Krzyż” (1933), w którym dynamicznie, z silnym zastosowaniem poetyki ekspresjonizmu i częściowo w konwencji powieści szpiegowskiej odmalował teatr wojny – i na polach bitewnych i z pozycji gabinetów polityków oraz generalicji – przy czym wyjątkowo nie z perspektywy polskiej, ale z punktu widzenia dwóch głównych antagonistów tej wojny, Francji i Niemiec. Pacyfistyczna, skrajnie krytyczna w stosunku do koszmaru i bezsensu wojny wymowa tej powieści była w tamtej epoce, zwłaszcza w Polsce, na wskroś nowoczesna. Podobną wymowę miała jego wcześniejsza powieść „Klucz otchłani” (1929). Dopiero w PRL, w 1968 roku ukazała się jego niedokończona satyra polityczna na rządy Sanacji, „W Nienadybach byczo jest”. Prekursorska w tamtej epoce była też jego otwarta, przyjazna postawa w stosunku do Żydów, za co otrzymał honorowe członkostwo Klubu Prometeusz. Na pewien czas zainteresował się też kinem, wziął udział w kilku realizacjach, inne planował, pisał scenariusze, ale skrajny komercjalizm polskiej kinematografii tamtych czasów szybko go odstręczył. W latach dwudziestych stał się pisarzem uznanym, czołowym, a tematyka i stylistyka jego prozy sprawiała, że uznawano go za spadkobiercę Żeromskiego w polskiej literaturze. To właśnie skądinąd stylistyka, wyraźnie nasycona elementami kwiecistymi języka młodopolskiego spowodowała, że gdy moda na nią przeminęła i stała się przedmiotem krytyki a nawet drwiny, także Andrzej Strug został po latach zepchnięty jako pisarz na pobocze głównego nurtu. Jest to jednak w dużym stopniu ocena nietrafna. „Kwiatki młodopolskie” występowały tylko w jego wczesnej prozie. Później nabrała ona cech realistycznych, często reportażowych, faktograficznych, a jego ostra satyra, pełna akcentów groteskowych, farsowych, purnonsensowych, brzmi dziś nader nowocześnie. Mimo to, jako pisarz, Andrzej Strug także w ostatnich dziesięcioleciach istnieje słabo, właściwie nie istnieje dziś wcale. Po 1956 roku ukazała się co prawda edycja jego dzieł zebranych, a później wydawano okazjonalnie niektóre poszczególne tytuły (n.p. „Dzieje jednego pocisku”, „Pokolenie Marka Świdy”, „Karierę kasjera Śpiewankiewicza” czy „Żółty Krzyż”, a także dwutomowy zbiór opowiadań), ale nie jest pisarzem mającym swoją stałą publiczność, szerzej obecnym w obiegu czytelniczym, choć ukazują się coraz częściej naukowe prace o nim. Podobnie jest ze słabo inspiracyjną siłą jego prozy. W 1969 roku w Teatrze Telewizji wyemitowano „Sprawę Evy Evard” opartą na wybranym wątku z obszernego, trzytomowego fresku „Żółty krzyż”, swoistą transpozycję historii Maty Hari, w doborowej obsadzie, z Anną Seniuk w roli tytułowej, a w 1981 roku na ekranach kin pojawił się film Agnieszki Holland „Gorączka”, według „Dziejów jednego pocisku” i na tym koniec. A szkoda, bo w pięknej i polifonicznej prozie Andrzeja Struga jest ogromny, cokolwiek romantyczny potencjał pisarski, a niektórzy nazywali niektóre jego utwory „gotowymi scenariuszami”.