18 listopada 2024

loader

(Przed)wyborcze gierki

fot. Facebook / Radosław Sikorski, Rafał Trzaskowski

Hej, już za rok matura. A nie, to nie ta piosenka, choć matura 2025 może przypaść w terminie wyborów prezydenta (albo odwrotnie). Niby wszystko już o tych wyborach wiadomo, ale gierki publiczne i niepubliczne się toczą.

W PiS miały być prawybory, ale prezes zarządził casting. Kandydat ma być wysoki jak Kaczyński, szczery jak Morawiecki, oblatany w świecie jak Waszczykowski, wykształcony jak Jaki i praworządny jak Ziobro. No i powinien jednak mieć żonę, najlepiej z Ordo Iuris.

W KO zarządzono znienacka coś jakby (pra)wybory. Niby było wiadomo, że kandydatem ma być Trzaskowski, o ile oczywiście uzyska nominację partii Donalda… Tuska. Choć kto wie, czy o poparcie innego Donalda też się Trzaskowski nie postarał. Publicyści polityczni uprzejmie donieśli, że prezydent Warszawy poprzez, na przykład, Campus Polska ma dobre kontakty z czołówką partii herbacianej – w przeciwieństwie do Sikorskiego, który woli tradycyjnych amerykańskich republikanów, a oni w nowej administracji amerykańskiego Donalda nie będą mieli do powiedzenia nic poza zdawkowym „jak leci?”.

Publikowane sondaże sugerują, że Trzaskowski miałby większe szanse na zwycięstwo nad dowolnym kandydatem PiS niż Sikorski, ale nie wiadomo, jak się ułożą preferencje członków KO, którzy dowiedzieli się nagle, że powinni wziąć udział w plebiscytowym głosowaniu.

Trudno powiedzieć, czemu ten plebiscyt zarządzono i czemu ma on służyć, skoro od ponad roku, a może nawet od poprzednich wyborów, za naturalnego kandydata KO/PO uchodził prezydent Warszawy. Niektórzy publicyści uważają, że samo wewnętrzne głosowanie to już sukces Sikorskiego. Pytanie, które należałoby sobie zadać, po co jemu i KO taki sukces.

To oczywiste, że w KO nie obywają się prawybory na wzór amerykański. Istotą tamtych jest prezentacja kandydatów i faktyczne dokonywanie selekcji w kolejnych stanach. Analogiczny proces w Polsce musiałby trwać co najmniej 3–4 miesiące, podczas których kandydaci prezentowaliby swoje pomysły i umiejętności na kolejnych konwencjach wojewódzkich. To miałoby jakiś sens.

A jaki sens ma głosowanie zarządzone przez KO? Można snuć domysły. Na przykład takie, że wyniki głosowania nie wskażą wyraźnej przewagi żadnego z kandydatów i premier/przewodniczący osobiście wybierze najlepszego kandydata: siebie. Wtedy przynajmniej to głosowanie byłoby sensowne, to znaczy dowiedzielibyśmy się, po co je zarządzono.

Na razie kandydat Sikorski wysłał list proszalny do uprawnionych do głosowania w KO. Trzaskowski powinien w odpowiedzi wysłać publikowany przez „Gazetę Wyborczą” sondaż, z którego wynika, że tylko on jest kandydatem wybieralnym.

W innych ugrupowaniach też mnożą się problemy. Jasna sytuacja jest jedynie w partii Hołowni, która decyzją Hołowni zdecydowała o wyborze kandydata Hołowni. Który to Hołownia będzie kandydatem niezależnym – niezależnym nawet od partii Hołowni. Ze wszystkimi konsekwencjami tego wyboru.

PSL kombinuje w sprawie kandydata jak koń pod górę. Wygląda to tak, jakby za drobną opłatą chciano poprzeć jakiegoś kandydata, ale pod warunkiem, że opłata będzie wniesiona z góry.

Sondaże wskazują, że popularność politycznego małżeństwa Trzeciej Drogi niemal dorównuje popularności Polski 2050 po rozwodzie z PSL. Wiemy, że wyniki sondażowe PSL są zwykle niedoszacowane, a wyniki Polski 2050 przeszacowane, ale nie aż tak po amerykańsku. Niemniej wartość polityczna i koalicyjna PSL kierowanego przez dwojga nazwisk prezesa przyjmuje postać krzywej zdążającej do zera.

Na lewicy ustalono, że kandydować będzie kobieta, ale nie ustalono jeszcze, która. W sumie do wzięcia jest Kamala, choć jej związki z lewicą są podobne do tych z Polską.

Ostatni sondaż partyjny przynosi (nie)oczekiwaną zamianę miejsc pomiędzy PiS i KO. To pierwszy taki sygnał od wyborów. Gdyby to miał być początek tendencji, nie wróżyłoby to najlepiej ani rządzącej koalicji, ani kandydatom partii koalicyjnych na prezydenta.

W sondażu Pollsteru dla „Super Expresu” PiS uzyskało wynik 34,3%. To więcej niż w październikowym badaniu, w którym zdobyło 31,40%. KO przebiło październikowy wynik o prawie 0,4% (32,32%), ale starczyło to jedynie do zajęcia drugiego miejsca. Na trzecim stabilnie już na razie lokuje się Konfederacja (13,51%). Trzecia Droga jest równie stabilnie czwarta, choć z coraz gorszym wynikiem (7,68%). Lewica bez Razem osiągnęła wynik niespełna 2%, gorszy niż razem z Razem, a samo Razem zdobyło 1,5%.

Generalnie, gdyby wybory miały się odbywać teraz, rząd Donalda Tuska musiałby zwijać manatki. Niemal w rok od utworzenia poziom rozczarowania rządem przekroczył już magiczną granicę cierpliwości wyborców.

Czy jest szansa, by rządzący wyciągnęli z tego jakieś wnioski? Jeśli chodzi o PSL, to raczej nie. Jeśli chodzi o Polskę (2050), to Hołownia raczy wiedzieć. Na lewicy będzie stabilnie aż do kongresu. Cała nadzieja (i rozczarowanie) w Donaldzie. Tusku.

Opublikowana w „Krytyce Politycznej” diagnoza sytuacji społecznej autorstwa Sadury i Sierakowskiego może sugerować, że powrót koalicji rządzącej do stanu sondażowych przewag nad PiS i Konfederacją może być trudny lub nawet niemożliwy. Niemożliwy dlatego, że nasi politycy cechują się dużą bezwładnością w reakcjach na rzeczywistość społeczną.

Oczywiście, poważna dyskusja o roli prezydenta i o tym, jakie cele będą sobie stawiać kandydaci, jeszcze się nie rozpoczęła i obawiam się, że przed wyborami nie zdąży się rozpocząć.

https://aristoskr.wordpress.com/

Adam Jaśkow

Poprzedni

Nowe porty czy cła