Po co ten konflikt klasowy w ogóle jest? Po co ty chcesz doprowadzić do „walki klas”! Przecież to niedobre jest!
To jedno z bardziej naiwnych stwierdzeń, jakie możne wygłosić ktoś stojący wyżej na drabince kapitalistycznego „sukcesu”. Lepiej przecież tych na dole nie „poruszać”, niech oni sobie spokojnie pracują na bogactwo nielicznych, a nie że jakiś lewak przychodzi i ich nawołuje do walki.
Tymczasem konflikt klasowy toczy się niejako automatycznie, ponieważ wynika nie tyle z jakiejś „lewackiej ideologii”, co z realnie istniejących w danym społeczeństwie klasowym rozbieżności interesów.
Przykładowo, kiedy ty idziesz po podwyżkę do szefa, on oczywiście kombinuje jak można by ci tu zapłacić możliwie najmniej, ewentualnie koszt tej podwyżki przerzucić na innych (podatników, klientów). To jest baza konfliktu, który istnieje, nawet jeśli sobie z szefem mówicie po imieniu i pochłaniacie razem owoce w czwartki.
Inny przykład z jakim miałem do czynienia w ostatnim miesiącu. Właściciel podnosi czynsz 80-latkowi, który pochłania temu ostatniemu 90 procent emerytury, a wraz z opłatami 100 procent. Emeryt idzie do sądu i zaskarża podwyżkę. Sąd ma sporo możliwości, żeby ograniczyć skalę podwyżki, ale jako że prawo ma charakter klasowy, zapisano w nim celowo rozmaite furtki i rozwadniacze praw lokatorów. Takim jest pojęcie „godziwego zysku”. Nie wiadomo jaki dokładnie ma być zysk, aby był „godziwy”. Sędzia ustala sobie to z czapy. No więc uznaje, że godny zysk to taki, który w efekcie doprowadzi do eksmisji emeryta i skrócenia jego pobytu na tej planecie, choćby z powodu samego stresu związanego z tą sytuacją. Oczywiście nie jest to zapisane wprost, że taki będzie prawdopodobny efekt, to wszystko jest zasłonięte rozmaitymi pięknymi formułkami. Wszystko, żeby ładnie uzasadnić, dlaczego zysk ma być „godziwy”, a życie lokatora już niekoniecznie. Kto by chciał wydać wyrok: „a teraz, z powodu zbyt niskiej emerytury, skazuję cię na poniewierkę i śmierć?
Smaczku dodaje fakt, że emeryt mieszka w byłym mieszkaniu zakładowym, którego budowę współfinansował przez dziesiątki lat pracy, ale jako że w latach 90. walkę klasową klasa pracująca przegrała, mieszkanie zostało zagarnięte przez szemranego typa za 47 zł za metr kwadratowy w trakcie dzikiej prywatyzacji wszystkiego co dało się sprywatyzować. Szerzej omawiałem to w innych tekstach.
To jest przejaw brutalnego konfliktu klasowego, toczącego się w ramach tzw. rynku mieszkaniowego, który w polskich warunkach pierwotnie powstawał na bazie rozgrabienia majątku wspólnego. Teraz zaś oczywiście właściciel twierdzi, że „sam ciężką pracą” doszedł do „wszystkiego”, a nie że skorzystał z celowo stworzonej furtki prawnej, która umożliwiała tę grabież. Oczywiście z furtki, która istniała relatywnie krótko i z jej istnienia zdawali sobie sprawę nieliczni, ci którzy mieli wiedzieć.
Tak czy owak, generalnie dla konfliktu klasowego drugorzędne jest, czy jest ktoś kto ten konflikt próbuje opisać. Te wszystkie lewaki, związkowcy, socjologi rozmaite (po co w ogóle ta socjologia jest, wszyscy przecież powinni zostać informatykami!) opisują ten konflikt, część w nim uczestniczy bezpośrednio, ale nawet gdyby o nim nikt nie pisał i tak by się toczył. Przybierając rozmaite formy. Np. tzw. wojna chłopska w Niemczech w XVI w. (Revolution des gemeinen Mannes) toczyła się częściowo pod hasłami w rodzaju „wszystko jest wspólne”, wyjętymi z… Nowego Testamentu.
Ludzie dotknięci efektami panowania klas dominujących zawsze sobie znajdą jakieś wyjaśnienie i powód do walki. Tak samo jak klasa dominująca znajdzie sobie uzasadnienie dla „słuszności” swojego panowania. Mogą nawet wziąć je z tej samej książki. Np. feudałowie to uzasadnienie także brali z Biblii, gdzie jakoby hierarchiczny porządek oraz ich prawo do majątku ustanowił sam Bóg. Obecnie Boga zastąpiła „niewidzialna ręka”, ale jako że Adamowi Smithowi chodziło o „niewidzialną rękę Opatrzności” to oznacza to samo.
Tak więc choćbym dzisiaj przestał pisać, całą socjologię pracy zdelegalizowano by, jako „szkodliwą społecznie”, antropologom kulturowym zabroniono by badać, że „były/są takie społeczności które inaczej…”, wszystkich związkowców i lewaków odizolowanoby na stadionach, a następie zrzucono z helikopterów, to i tak za jakiś czas ktoś wyłoni się ktoś, kto zacznie podważać to panowanie najpierw słowem, potem czynem.
Ponieważ tacy jak ja wyłaniają się z tych walk właśnie. Nie spadliśmy z nieba. Dla wszystkich, którym marzy się petryfikacja obecnego porządku mam smutną informację. Już w papirusach z okresu starożytnego Egiptu mamy opisy potężnych walk społecznych i pierwszych strajków. To jest po prostu częścią historii człowieka. Nic więc nie da gardłowanie i próby szantażu. Dopóki istnieje hierarchiczne społeczeństwo oraz panowie i poddani, dopóty będą pojawiać się ludzie, którzy będą zadawać trudne pytania, a potem nawet próbować zrealizować odpowiedź na nie w praktyce.
Generalnie, jakby to ująć, macie przerąbane. Ile byście policji nie zgromadzili, zawsze ostatecznie okaże się jej za mało.
wolnelewo.pl