16 września 2024

loader

Rocznicowa lektura

„Polska Ludowa” – wybitna pozycja na rynku wydawniczym – rozmowa Roberta Walenciaka z Karolem Modzelewskim i Andrzejem Werblanem nastraja do licznych przemyśleń, szczególnie gdy zbliża się dzień 22 lipca.

Na łamach „Trybuny” i „Przeglądu” w kilku odcinkach zaprezentowano szereg fragmentów tej pasjonującej lektury, którą nie tyle się czyta co studiuje, odkrywając często, nawet dla profesjonalistów, mało znane fakty i wydarzenia. Ale nie one stanowią o wadze tej unikatowej rozprawy o minionej epoce.
Tytuł jest nieco zawodny, nie jest to bowiem ani historia polityczna tego okresu, ani też summa czy synteza czasu Polski Ludowej. Rzecz dotyczy mechanizmów władzy i przyczyn podejmowanych decyzji w kontekście politycznych uwarunkowań. Na samym początku tych rozważań Werblan stwierdza, że „Klucz do rozumienia genezy Polski Ludowej, i w dużym stopniu jej późniejszych dziejów nazywa się Realpolitik”. Należy tu koniecznie przywołać prof. Andrzeja Romanowskiego, który uważa, że „ wszelka sensowna dyskusja… musi zacząć się od przyjęcia tezy o historycznej zasłudze polskich komunistów. Bo tylko oni – namiestnicy Stalina – mogli zbudować powojenne państwo polskie”. Drugim walorem omawianego dzieła jest jego wiarygodność, poparta nie tylko profesorskimi tytułami rozmówców, ale przede wszystkim na zupełnie odmiennymi politycznymi życiorysami. Toczący się dyskurs między byłymi czołowymi postaciami PZPR i Solidarności, i dochodzenie do wzajemnie potwierdzonych konkluzji oznacza ponadto, że Polacy o najtrudniejszych sprawach mogą ze sobą rozmawiać rzeczowo. Szkoda, że historycy i publicyści, nie mówiąc już o politykach, tak rzadko spełniają powyższe trzy walory.
A szarzy, zwykli ludzie w poważnej masie są niezmiennie niemal równo podzieleni w opiniach o PRL-u….44% pozytywnie ocenia ten okres w historii naszego kraju, a minimalnie większa grupa (46%) ma do niego stosunek negatywny (badanie CBOS 2014), zaś zmiany po 1989 roku uznaje za korzystne 29%, za niekorzystne 24 %, a 21% twierdzi, że przyniosły one tyle samo korzyści, co strat (Portal Badawczy Ariadna, 2016). I takie właśnie opinie wyrażają Polacy po dwudziestu kilku latach wściekłej kampanii propagandowej dezawuującej miniony PRL, która równa jest tej z ponurych czasów stalinowskich, kiedy o II Rzeczypospolitej można było mówić tylko źle.
I trwa dalej: ostatnio zrobił się raban, bo prof. Marek Chmaj stwierdził, że z punktu widzenia nauki prawa PRL nie był systemem totalitarnym, a „Gazeta Wyborcza” przed wizytą Donalda Trampa znów się na swój pokrętny sposób popisała: „Przez całe lata prezydenci USA przyjeżdżali do Polski i chwalili ją, że była symbolem demokratycznej przemiany”, a jednocześnie w dwóch wydaniach, na zamieszczonych dokumentalnych zdjęciach brak w obecności Nixona, Forda, Cartera i Busha Gierka czy Jaruzelskiego. Polska wg. „GW” za PRL-u nie istniała i tylko nie wiedzieć czemu takie ważne persony ja odwiedzały i kto ich przyjmował. Na odmianę licznie zaniepokojeni wyczynami PiS wokół systemu sądownictwa, z rozczulającą niewiedzą porównują obecne rządy do okresu Polski Ludowej, nie chcąc zrozumieć, że w suwerennej III RP nikt nie każe Kaczyńskiemu dokonywać łamania prawa, poza nim samym.
Nienawiść do Polski Ludowej postsolidarnościowych elit, z których licząca się część ma jej wiele do zawdzięczenia (w niedawno opublikowanym artykule dokonano analizy nazwisk członków obecnej klasy politycznej, z której wynika, że należą one przede wszystkim do potomków chłopów, robotników i, w mniejszym stopniu, zubożałej szlachty) można tłumaczyć na różne sposoby. Najprościej jest przypomnieć, że zawsze nowa władza, potępiając poprzednią i obiecując lepszą przyszłość, budowała w ten sposób swoją pozycję i prawo do radykalnych zmian, a tym, którzy w to nie wierzyli starała się, różnymi sposobami i metodami, powyższe wyperswadować. Nihil novi sub sole jak już starożytni mówili, acz nie byli w stanie, mimo swej mądrości przewidzieć, że ten chór prawicowej nienawiści poprze prawie milcząco i lękliwie polska lewica.
Odpowiadając opozycji demokratycznej, która w następnych latach określiła się jako antykomunistyczna, Mieczysław Rakowski w 2006 roku („Dziś”, nr. 11/06) z sarkazmem i przewrotnością przepraszał za „błędy” PRL wyliczając kilkadziesiąt z nich, które na trwałe i na dobre zmieniły i Polskę i Polaków.
A wracając do przywołanej księgi: „Polska Ludowa wyczerpała swoją historyczną rolę, a jej czas minął. Zapewniła dostosowaną do powojennych realiów geopolitycznych ciągłość bytu państwowego narodu polskiego. obroniła względnie korzystny kształt terytorialny, a także starała się wykorzystać istniejące warunki dla modernizacji struktur społecznych i ekonomicznych. Po 1956 roku uchroniła kraj od wielu ekscesów typowych dla bloku radzieckiego, od kolektywizacji, od ideologicznej ekstrawagancji. Miała też sporo wad, ale na tle otoczenia zapisała się nie najgorzej”.
Do wywodów Modzelewskiego i Werblana pozwalam sobie dodać, że czas Polski Ludowej był jednym z nielicznych w naszych dziejach, w których tragicznych doświadczeń wojny Polacy na szczęście nie zaznali.

PS. Tego lata na obozy wyjedzie nie 900 000 harcerzy jak za Gierka, ale jakieś 30-40 tysięcy. Dzieci z ubogich rodzin zamiast wyjechać na kolonie spędzą lato w mieście. 22 lipca, mimo upałów, będzie dla zdecydowanej większości Polaków normalnym dniem pracy. Na parkingu przed moim blokiem w Warszawie nie ma wolnych miejsc. Mało kto pojechał na urlop. PRL nie wróci, co nie znaczy, że trzeba wymazać z pamięci polskiego społeczeństwa, z naszej historii wszystkie jego zasługi i osiągnięcia. Bo to przecież część naszej najnowszej historii, naszej tożsamości. Tego nie wolno zakłamywać. Wielu moich rówieśników z wyżu demograficznego lat 50-tych na pytanie kiedy będzie lepiej niezmiennie odpowiada: „Lepiej już było”. A młodzież? Młodzież ma się o tym nigdy nie dowiedzieć. (Z Internetu – Piotr Ikonowicz).

trybuna.info

Poprzedni

Teraz pora na Astanę

Następny

Pierwsza porażka Pawła Fajdka