Okazuje się, że sadomasochistyczne rekolekcje w Toruniu, to nie jest żaden wypadek przy pracy, a głęboka chęć zakuwania się w kajdany tkwi o wiele głębiej w ideologii prawicowej, zwanej, nie wiedzieć czemu, wolnościową.
Oto bowiem na główną scenę polityczną wkroczyło kolejne dziecko Korwina i zdrowego rozsądku, to jest Sławomir Mentzen. Podczas swojego medialnego tournée, w którym okazało się, że ten ponoć niesłychanie merytoryczny Mentzen, nie pamięta nic ze swoich stu ustaw, ostało się w pamięci widzów i słuchaczy tylko jedno. Postulat prawa do „nierozerwalnego związku małżeńskiego”.
W tym momencie na przykład – przyznał Mentzen w wywiadzie – ja chciałbym zawrzeć z moją żoną ślub, który jest nierozerwalny – tak, jak moje małżeństwo kościelne jest z nią nierozerwalne. Nie mam takiej możliwości. Ślub kościelny jest ok, ale chciałbym do tego mieć cywilny, natomiast nie mogę. Chciałbym, żeby państwo dało mi taką możliwość. To jest zwiększenie możliwości wyboru, jest to propozycja wolnościowa.
Przyznam, że czytam to i nie dowierzam. Jak to „chciałbym, żeby państwo dało mi taką możliwość”? Od kiedy to państwo jest od spełniania życzeń, Sławku? Może jeszcze państwo ma ci dać gwiazdkę z nieba o opiece nad słabszymi nie wspominając? Doprawdy, nie wstyd ci, Sławku, tak te obrzydłe państwo prosić? Co to za roszczenia, Sławku? Czy ty czasem nie jesteś jednym z tych roszczeniowców, Sławku?
Tymczasem głupia sprawa, Sławku, ale jako „wolnościowiec” powinieneś wiedzieć, że, uwaga, możesz mieć nierozerwalne małżeństwo bez pomocy tych obrzydliwych urzędasów, sejmów, tej całej bandy czworga na Wiejskiej. Nie chcesz się rozwodzić, Sławku, nie chcesz rozrywać swojego małżeństwa? To po prostu nie bierz rozwodu. Genialne, prawda? I jakie wolnościowe, Sławku! Ot, bez pomocy do państwa, bez całej tej, jak to mówicie, roszczeniowej żebraniny, możesz własnym wolnym wyborem się nie rozwodzić. Dasz wiarę?
A może to nie chodzi o Ciebie, Sławku? Może to chodzi o Twoją żonę. Może chcesz ją wrzucić na taką minę, żeby nie mogła nigdy od Ciebie odejść Sławku. Wiesz, ten, teges, teraz się bardzo kochacie, Sławku, więc pójdzie szantażyk, że skoro kochasz, to co, ze mną się na zawsze nie zwiążesz, żono? Ze mną, ze Sławkiem? A potem, gdy już się dostaniesz do Sejmu, Sławku, i nagle drzwiami i oknami pijani koledzy będą wpadali z koleżankami, przemycanymi w bagażniku służbowych limuzyn, już się nie będziesz musiał martwić, prawda? Już spokój, bo małżeństwo zabezpieczone. Założysz żonie te same chomątko, o którym w piątce Mentzena opowiadałeś w kontekście Żydów i dalej w miasto. Wystarczy, że żona raz się zgodzi i już po niej. Już będzie uwiązana na zawsze. A z nią będą przede wszystkim dzieci, bo to o nie chodzi, prawda, Sławku. Naoglądałeś się przecież, jak twoi prawicowi, katoliccy znajomi rozwodzili się i potem tracili żony i teraz dzieci widują co najwyżej w weekendy. I cyk, masz na to rozwiązanie. Dzieci już ci żona nie zabierze i co najważniejsze, nie będzie ich wychowywał ten obcy facet, z którym ta śmie się związać, po tym jak się z Tobą rozwiodła.
Dobrowolne oddanie się w niewolę – czyż to nie szczyt perwersji, Sławku? Pomysł, że nie możesz swoją wolną wolą, wyjść z jakiegokolwiek związku jest zaiste, prawdziwie wolnościowy. Co dalej, Sławku? Nierozerwalna umowa o pracę? Nierozerwalny najem? Nierozerwalny nakaz mieszkania w danej gminie? Ach, zapomniałem, będzie można rozwiązać „nierozwiązalne” małżeństwo mocą decyzji biskupa. Zaiste, wspaniały wolnościowy postulat, Sławku. Tłumy wolnościowych kuców z workami pieniędzy żebrzących u stóp biskupa o pozwolenie na rozwód z kobietami, które ich zdradzały. Jak to szło? Wojna to pokój, a wolność do niewola, prawda, Sławku?