3 grudnia 2024

loader

Rozpad Ukrainy – studium przypadku

„Dzwoń dzwoneczku”? – Dzwoneczek już dzwoni…

Ukraina świętowała niedawno 25-lecie swej niepodległości. Jedynym prezydentem na tych uroczystościach – oprócz gospodarza – był nasz prezydent Duda. Innych głów państw nie było. Europa dała wyraz swego rzeczywistego stosunku do Ukrainy – państwa korupcji i chaosu. Jej cierpliwość do Ukrainy kurczy się wprost proporcjonalnie do ginących w ukraińskich stepach bezpowrotnie i bez śladu pieniędzy ładowanych w budowę tego państwa. Tzw. porozumienia mińskie, które są uznawane przez wszystkie zaangażowane w sprawę ukraińską strony, nie są realizowane. Przedstawiciele Ukrainy nieodmiennie wskazują palcem na Rosję, jako głównego winowajcę tego stanu rzeczy, głównego wiarołomcę niewywiązującego się z przyjętych zobowiązań. Tymczasem w rzeczywistości wina za impas nie jest bynajmniej rozłożona tak jednoznacznie, jak się u nas ofi cjalnie przedstawia. Co chwilę do opinii publicznej dociera coś, co sprawia, że zapewnienia władz Ukrainy o ich niewinności są tak samo wiarygodne, jak prezydent Poroszenko, z którym Rosji się już nawet gadać nie chce.
Na tym tle Polska jawi się jako jedyne państwo, które stale, od pierwszego dnia, bezkompromisowo i jednoznacznie wspiera Ukrainę w walce z Rosją i z jej własnymi obywatelami, tyle, że rosyjskojęzycznymi. Wynika to z fundamentu obecnej polskiej polityki zagranicznej – antyrosyjskości. Przebywający w tych daniach w Kijowie nasz minister spraw zagranicznych również podkreśla ów antyrosyjski charakter swojej misji. Antyrosyjskość sprawia jednak, że obywatele polscy znają niezupełnie prawdziwy obraz wydarzeń na Ukrainie. Dlatego warto poznać również inne spojrzenie na wydarzenia na naszym, polskim „bliskim wschodzie”. To jest przyczyna, która sprawiła, że zdecydowaliśmy się na przedruk analizy pióra „amerykańskiego analityka wojskowego, który mieszka na Florydzie, autora interesującego bloga” – jak go się przedstawia w Internecie. Znany on jest pod pseudonimem „The Saker”… No, to proszę bardzo – warto rzucić okiem.

(red.)

Tak jak korporacyjne massmedia nie mówią, że Stany Zjednoczone i Rosja znajdują się na kursie kolizyjnym, który może zakończyć się wojną nuklearną, tak nie mówią również, że Ukraina się rozpada.

Przemilczają to, co się faktycznie dzieje. Dzieje się to już od dłuższego czasu, a jest łagodzone ciszą na froncie i politycznym wsparciem Imperium, i dlatego nie przybrało jeszcze katastroficznych rozmiarów (w sensie gwałtownej i dramatycznej zmiany). Oznaki rozpadu są widoczne wszędzie, od cudacznego ataku ukro-nazistowskich sabotażystów na Krymie (który oprócz złapanej bandy obejmował jeszcze dwie grupy, dokonujące rekonesansu ogniem na północnym wschodzie Półwyspu) do niemalże codziennych doniesień o „nieuchronnym”, ale odkładanym ataku Ukro-nazistów na Donbas.
Na froncie politycznym ukraińska Joanna d’Arc, Nadjeżda Sawczenko, jest oskarżana o bycie agentką Putina, bo promuje negocjacje z Doniecką i Ługańską Republiką Ludową, podczas gdy Kijów dla przypodobania się jastrzębiom z NATO chciałby pokazać na nich, „jak się walczy z Rosjanami”. Realia są takie, że strumień pomocy finansowej z Imperium dla Ukrainy prawie zupełnie wysechł, gdy okazało się, że „Ukry” potrafią rozkraść prawie wszystkie pieniądze i nikt nie kupuje już hasła „Ruskie nadchodzą!”. Zapewne ukro-nazisotwski projekt urządzenia Ukrainy wyczerpał już swoją przydatność i nikogo nie obchodzi, co się stanie z samymi Ukraińcami. To duży błąd.

Somalia przy granicach Unii Europejskiej

Nie jest możliwe oszacowanie, ile osób mieszka jeszcze na Ukrainie, ale większość ekspertów mówi o populacji 35-40 milionów ludzi. Większość z nich walczy o przetrwanie, a ich przyszłość wygląda niewesoło. Pamiętacie pięć etapów rozpadu systemu społecznego Dmitrija Orłowa?
Oto one:
Etap pierwszy: Upadek finansowy. Wiara, że „sprawy będą się toczyć tak jak zwykle”, zanika.
Etap drugi: Upadek gospodarczy. Wiara, że „rynek dostarczy potrzebnych towarów”, zanika.
Etap trzeci: Upadek polityczny. Wiara, że „rząd pomoże”, zanika.
Etap czwarty: Upadek społeczny. Wiara, że „ludzie pomogą”, zanika.
Etap piąty: Upadek kulturowy. Wiara w ludzkość zanika.
Nawet pobieżne spojrzenie na to, co się dzieje na Ukrainie, wskazuje, że już jakiś czas temu osiągnięto etap piąty. Następny etap to Somalia, wielka Somalia z milionami karabinów wśród cywilnej populacji, z wielkimi obiektami przemysłowymi, zdolnymi wywołać katastrofy rozmiarów Czarnobyla, z własnymi prywatnymi lub pół-oficjalnymi szwadronami śmierci, swobodnie poruszającymi się po kraju i wprowadzającymi swoje porządki za pomocą transporterów opancerzonych i ciężkich karabinów maszynowych. Jeśli więc eurocentryczny Zachód mógł ignorować Somalię w Somalii, to nie może już ignorować Somalii na granicy UE i NATO. Nie ma żadnej naturalnej przeszkody pomiędzy Somalią na Ukrainie a Unią Europejską. Ta nieunikniona katastrofa, jak już się wydarzy, to eksplozja znajdzie sobie najłatwiejszą drogę ujścia energii.
Na wschodzie jest Rosja z jej świetnie działającymi służbami bezpieczeństwa i nowo utworzoną Gwardią Narodową, dużymi wojskami, rozmieszczonymi wokół granic i co najważniejsze – z perfekcyjnym rozumieniem procesów zachodzących właśnie na Ukrainie. Zachód, to w zasadzie Europa Conchity Würst, niezdolna do sformułowania jakiejkolwiek polityki (polecenia przychodzą przecież od Wujka Sama), z wojskiem na parady i defilady, bredząca o „rosyjskim zagrożeniu”, z siłami bezpieczeństwa, które nie dają sobie rady nawet z dzisiejszą falą imigrantów, a co najważniejsze, z klasą rządzącą i społeczeństwem, niezdolnym do zrozumienia tego, co się dzieje na Ukrainie.
Rosja ma jeszcze jedną przewagę. Kontroluje Krym i Noworosję i rozwinęła już umiejętności, potrzebne do obsługi milionów uchodźców. Kiedy zachodni politycy obwiniali Rosję o wszystko i składali absolutnie idiotyczne obietnice Ukraińcom, Rosja przyjęła około półtora miliona uchodźców, wśród których nie tylko odsiewano nazistowskich sabotażystów, ale również rozmieszczono ich mądrze po całym kraju. Służby migracyjne wykonywały dobrą robotę, na przykład umieszczając lekarzy tam, gdzie byli potrzebni (na przykład w Czeczenii).
Jeśli zdarzy się nieuchronna katastrofa, wtedy Europejczycy otrzymają najsilniejszy cios i będą sprowadzeni do parteru w walce z sytuacją. Widząc jak całkowicie niekompetentne i bezmyślne są elity kompradorskie Unii Europejskiej, możemy oczekiwać, że będą wprowadzały dalszy chaos, jak to zwykle czynią, i martwiły się jedynie swoim politycznym wizerunkiem wynikłym z reakcji na katastrofę.
Amerykanie chronieni Oceanem Atlantyckim, jak zwykle, będą dostarczali „przywództwa”, „wsparcia”, ale żadnego dolara na cele ogarnięcia sytuacji. Politycznie zrobią to, co robią w takich przypadkach, ogłoszą zwycięstwo i wyjadą. Sytuacja będzie naprawdę katastrofalna i zachodni politycy będą musieli opuścić swoje wygodne salony: będą musieli polecieć do Moskwy, aby to Rosjanie zajęli się bałaganem.

ilustr

Rosjanie nie nadchodzą (znowu)

Nigdy nie przestanę powtarzać, że Rosja jest o wiele słabsza niż to się wydaje. Ma olbrzymie terytorium i siły zbrojne zapewne najlepsze na ziemi, ale boryka się z niskim zaludnieniem i kłopotami gospodarczymi. Faktycznie perspektywy na przyszłość Rosji są bardzo zachęcające, ale na dzisiaj Rosja nie ma środków na rzeczywiste uratowanie Ukrainy.
Nawet Krym jest dla Rosji dużym wyzwaniem. Po 25 latach totalnego zaniedbania Krym wymaga całkowitej odbudowy infrastruktury. Kreml zasilił miliardami rubli kilka wielkich projektów modernizacyjnych, włączając w to bardzo drogi, ale dzisiaj niezbędny most przez Cieśninę Kerczeńską i będzie kontynuował odbudowę Krymu mimo wielkich kosztów z tym związanych. Na końcu Krym stanie się bardzo bogaty z powodu swojego potencjału turystycznego, rozbudowy Floty Czarnomorskiej i swojego strategicznego położenia. W najbliższej dającej się przewidzieć przyszłości Krym będzie jednak dla Rosji dużym ciężarem, z którym będzie się musiała zmagać.
Sytuacja w Donbasie jest jeszcze gorsza. Jeśli Krym był zaniedbany, to Donbas został prawie całkowicie zniszczony. Obecnie to Rosja wypłaca emerytury, bo Ukro-naziści je ukradli, naruszając tym samym umowy mińskie. Rosja jest osamotniona w dostarczaniu noworosyjskim republikom ludowym pomocy humanitarnej, obsługi programów medycznych, administracyjnych i militarnych. Noworosjanie dokonali zadziwiających rzeczy, odbudowując Donieck i kilka innych miast, lecz tereny leżące w zasięgu artylerii Ukro-nazistów są ciągle w ruinie, a gospodarka jest w stanie uśpienia. Nie będzie żadnej zmiany, póki nie nastanie tam prawdziwy pokój.
Oczywistym się staje, że niezależnie od tego, kto będzie rządził na Kremlu i niezależnie od skali poświęcenia samych Rosjan, Rosja nie ma zasobów potrzebnych na uratowanie Ukrainy. To się po prostu nie zdarzy. Ponadto sondaże wskazują, że większość Rosjan kategorycznie opowiada się przeciwko pełnej reintegracji Ukrainy z Rosją. Czy można ich za to winić? – Rosjanie wiedzą przecież, że na Ukrainie panuje nieopisany chaos, ale również całe pokolenie Ukraińców zostało poddane śmiertelnemu praniu mózgów, zainfekowanych nienawiścią do wszystkiego co rosyjskie. Szczerze mówiąc, Rosja nie lubi żadnych nazistów, nawet, jeśli są Słowianami, czy nawet, jeśli są tym samym narodem, co sami Rosjanie.
Nawet, jeśli jutro Petro Poroszenko ze swoim gangiem podejmie decyzję o zaproszeniu Rosjan do naprawy tego chaosu, Rosjanie odmówią (tyle pozostanie po rozpaczliwych ostrzeżeniach o rosyjskiej inwazji!). Wielu Ukraińców oszukuje się, wierząc, że „przyjadą Rosjanie i to naprawią”, ale to tylko marzenie. Rosjanie nie przyjdą. Co najwyżej Rosjanie pomogą Donieckiej i Ługańskiej Republice Ludowej odebrać swoje terytoria wraz z Mariupolem. To tyle. Nawet, jeśli jakimś cudem noworosyjskie czołgi znajdą się w Kijowie, nie sądzę, aby zabawiły tam długo, bo Kreml rozumie, iż jeśli przejmie Ukrainę, to będzie musiał ją naprawić. Ostatecznie Rosja będzie musiała przejąć Donbas jako część państwa, bo nie ma mowy, aby Donbas powrócił jeszcze do Ukrainy. Nawet to zajmie sporo czasu. W tym czasie Rosja będzie zaabsorbowana reintegracją gospodarczą Donbasu i Krymu, i nie będzie niezdolna do przejęcia nowych terytoriów.

Ilustr2

 

Główny problem

Rosjanie nie mogą sobie na to pozwolić, nic nie mogą zrobić Europejczycy, a Amerykanie uciekli. Co wtedy? – Im bardziej beznadziejna sytuacja nastanie na Ukrainie, tym bardziej oczywista stanie się potrzeba interwencji międzynarodowej. Gdy Rosjanie jednoznacznie powiedzą Europejczykom „zapomnijcie o inwazji”, Europejczycy będą musieli się zwrócić do swoich amerykańskich suwerenów i zagrozić, że jeśli nic nie zrobią, to w Europie nastanie zmiana reżimów. Wtedy Wujek Sam będzie musiał otworzyć portfel i przekazać prawdziwe pieniądze (zakładając, że dolar będzie jeszcze wtedy stabilną walutą). Nawet wtedy nie widzę jednak darczyńców chętnych do zasponsorowania projektu Ukraina.
W kategoriach czysto politycznych najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem jest neutralna ukraińska (kon-)federacja. Rozumiecie: nikt nie wygrał, nikt nie przegrał, pozostajemy przyjaciółmi. Wygląda ładnie, ale nie dotyka istoty problemu Ukrainy: to jest całkowicie sztuczny kraj i po prostu jest za duży. Dodajcie do tego poziom korupcji i doświadczenia w rozkradaniu pieniędzy, o którym Somalijczycy mogą tylko marzyć i macie już kraj, który może przyjąć dowolnie wielką pomoc zagraniczną i nadal pozostać w ruinie. Poza tym realia są takie, że ludzie żyjący w zachodniej Ukrainie są zupełnie inni niż ludzie z południa, czy ze wschodu, nawet, jeśli z równania usunie się banderowców – nazistów, to ciągle nie ma czegoś takiego jak „naród ukraiński” jako wspólny projekt.

Małe jest piękne

Alternatywnie wyobraźmy sobie jednorodną Ukrainę, ulegającą rozpadowi na kilka mniejszych państewek, pod nadzorem międzynarodowym i z udziałem sił międzynarodowych, jeśli jest taka potrzeba. Od razu powstaje kwestia neutralności, nawet, jeśli zachodnia Ukraina dołączy do NATO, to Rosja się nie przejmie. To również rozwiąże problem językowy, każdy region będzie mógł wybrać swój język lub kilka języków oficjalnych, ponieważ nowe państwa będą bardziej homogeniczne, będzie mniej problemów z wybraniem drugiego języka oficjalnego dla małej mniejszości (mniejszości większych rozmiarów są uznawane zwykle za zagrożenie, nie dotyczy to niewielkich grup).
Rozpad Ukrainy na kilka niepodległych państw ułatwi zawieranie porozumień międzynarodowych z sąsiadami bez oglądania się na porozumienia zawierane przez ludzi żyjących sto kilometrów dalej, którzy chcą zawrzeć zupełnie inne porozumienia z ich sąsiadami. Poza tym małe państwa łatwiej poddają się integracji z Unią Europejską, czy z Euroazjatycką Unią Gospodarczą.
Rozpad Ukrainy przyniesie korzyści również z punktu widzenia potrzeby zachowania pokoju i porządku. Przykładowo, jak nie wierzę, że Rosjanie chcieliby zająć większość Ukrainy, nawet część na wschód od Dniepru, to wierzę, że chcieliby oni tam wysłać siły pokojowe dla utrzymania spokoju i porządku, o ile oczywiście operacja ta zyskałaby akceptację Rady Bezpieczeństwa ONZ i wsparcie innych głównych graczy. Również NATO może w końcu znaleźć dla siebie pożyteczne zajęcie, wykonując podobne zadania na zachód od Dniepru (ponieważ to NATO uzbroiło nazistów, to uczciwym wydaje się przekazanie im zadania rozbrojenia zbójów).

Problemy, zastrzeżenia, ryzyka

Oczywiście taki plan, jak każdy rozpad kraju, ma wady i kreuje tyle niebezpieczeństw, co możliwości. Po pierwsze, rozbiór kraju nie wiadomo jak sztucznego, tworzy więcej sztucznych granic, chociażby tymczasowo. To zwiększa ryzyko użycia przemocy. Ale spójrzmy na realia: z Ukrainy już odpadły trzy części: Banderastan, Noworosja i Krym, a wojna domowa już wybuchła. Dzisiejsza pozostałość z Ukrainy już tonie w przemocy i dobrze wiadomo, że nie ma co liczyć na szybką poprawę. Musimy więc porównać porównywalne z nieporównywalnym, obecną złą sytuację z idealną. Ci, którzy dzisiaj sprzeciwiają się rozbiorowi Ukrainy, powinni byli zadziałać w 2014 roku i nie wspierać zamachu stanu, który musiał zakończyć się wojną domową. Ukraina się rozpadła i teraz można tylko próbować ocalić jej poszczególne części.
Poza tym musimy pamiętać, że Ukraina jest całkowicie sztucznym krajem z granicami stworzonymi przez Władimira Lenina i Józefa Stalina (o czym Ukro-naziści jakoś nie pamiętają). Nie rozmawiamy o rozbiorze Japonii czy Francji. Poza tym nie rozumiem, dlaczego jedne kraje są pierwszymi kandydatami do rozpadu (na przykład Jugosławia), a granice innych, również dziedzictwo II wojny światowej, mają być święte.
Znajdą się tacy, którzy uznają mnie za „agenta Putina” ze względu na sugestię o rozpadzie Ukrainy. Inni powiedzą, że jestem agentem CIA /Mossadu za propozycję przekazania pożytecznego zadania dla NATO na terytoriach na zachód od Dniepru. Takie argumenty ad hominem, to część dyskusji i przyzwyczaiłem się je ignorować. Dla odparcia takich zarzutów mogę tylko powiedzieć, że podczas, gdy winą za obecną sytuację w 100 proc. obciążam Imperium Anglo-syjonistyczne, to teraz Ukraina stała się wspólnym problemem, który szybko przekształci się we wspólne zagrożenie i wymaga wspólnego rozwiązania.
Nie widzę nikogo zdolnego do przywrócenia prawa i porządku na wschód od Dniepru oprócz Rosji. Podobnie, ponieważ Rosja nie zgodzi się na przejęcie całej Ukrainy, nie widzę żadnych wojsk oprócz NATO, które mogłyby przywrócić prawo i porządek na zachód od Dniepru (przy okazji: Dniepru używam jako przykładowej granicy, w rzeczywistości podział powinien być uzgodniony pomiędzy zainteresowanymi stronami).
Czy pomysł kontrolowanego podziału Ukrainy jest tak zły? – Tak, jest zły. Ale nie widzę lepszego. A wy?

trybuna.info

Poprzedni

Mocni bezlitośnie biją słabszych

Następny

Polski bokser stracił pas