To największe od 25 lat protesty w Rumunii. Ponad 100 tysięcy ludzi w centrum Bukaresztu i dalsze tysiące na ulicach innych rumuńskich miast.
Protesty rozpoczęły się 22 stycznia, zaraz po tym, kiedy rząd przyjął poprawki do kodeksu karnego, które w praktyce oznaczały ułaskawienie wielu skazanych za korupcję urzędników różnego szczebla. Amnestii mieli podlegać ludzie powyżej 60 roku życia, kobiety w ciąży, skazani mający na utrzymaniu małe dzieci i z wyrokami poniżej 5 lat. Początkowo protesty miały pokojowy charakter, ale w nocy ze środy na czwartek (z 1 na 2 lutego) zaczęły się starcia z policją, podczas których, jak na razie, obrażenia odniosły 4 osoby, jak oficjalnie informują media rumuńskie. Prezydent Rumunii Klaus Johannis zwrócił się do kierownictwa MSW, by wyjaśnili, w jaki sposób w tłumie znaleźli się „prowokatorzy”. Widać, że rumuńskie władze w oficjalnych wyjaśnieniach będą próbowały zwalić winę na owych „prowokatorów”, a nie na to, że społeczeństwo ma dość nieudolności władzy w walce z korupcją. Oficjalna wersja mówi więc o winie i prowokacji kiboli z miejscowych klubów „Steaua” Bukareszt i „Dynamo”, którzy mieli wmieszać się w tłum po meczu piłki ręcznej.
Podczas nocnych starć tłum szturmował budynki rządowe, policja używała pałek i gazów łzawiących. W stolicy Rumunii protestuje 100 tysięcy ludzi, a w innych miastach (Cluj Napoka, Timisoara i Sibiu), w sumie około 140 tysięcy. Żądają nie tylko cofnięcia amnestii, ale także dymisji rządu.
To kolejny kraj w tym regionie Europy, któremu mimo otrzymania członkostwa w Unii Europejskiej, nie potrafił doprowadzić do znaczącego podniesienia poziomu życia swoich obywateli.