Kiedy PiS rządzi, to wakacji politycznych nie ma. Nawet, jeśli pan Naczelnik Kaczyński zaszyje się. W leśnych zastępach, jeszcze nie skalanych siekierą Szyszki. Bo w metropoliach, a zwłaszcza w nekropoliach, sprzeczności ideologiczno-plemienne narastają w miarę postępów budowy kaczyzmu.
Walka trwa na froncie historyczno-ideologicznym. Przodują przodownicy pracy z IPN, wysoko pion trzyma jego pion prokuratorski. Najłatwiej walczy mu się z umarłymi przeciwnikami politycznymi. Wtedy nawet prawdziwy generał nie jest już im straszny. Nawet generał Wojciech Jaruzelski.
Generała Jaruzelskiego oszołomieni władzą kaczyści chcą pozbawić domu. „Willą” zwanego na potrzeby otumanienia „ciemnego ludu” PiS-owskiego. Domu znacznie skromniejszego niż żoliborski dom pana Naczelnika.
Władcy IV RP traktują bowiem dom zmarłego generała jak okupacyjni szmalcownicy mienie pożydowskie. W tym przypadku nie ma mowy o sakralizowanym przez polskich katolików „świętym prawie własności”. Uzasadnieniem pośmiertnej grabieży „mienia postkomunistycznego” ma być bolszewickie „grab zagrabione”.
Ponieważ taka grabież budzi powszechne oburzenie społeczne, to w bój ruszyli publicyści „Dobrej Zmiany”. Zwanej już przez lud polski „Dojną Zmianą”. Piotr Gontarczyk postanowił splugawić w prorządowym tygodniku „Sieci Prawdy” postać generała Wojciecha Jaruzelskiego. W obszernym donosie „Jak Jaruzelski z bandami walczył i władzę ludową utrwalał” przypomina, że „Za bohaterskie zasługi w „zwalczaniu bandytyzmu” w grudniu 1946 roku Jaruzelski otrzymał Krzyż Walecznych”. Już to godne ma być powszechnej infamii.
I wylicza Gontarczyk owych „bandytów” z którymi ówczesny porucznik Wojciech Jaruzelski walczył. Bo to ma generała w opinii publicznej okrutnie zhańbić.
A owi „bandyci” to przede wszystkim partyzanci Ukraińskiej Powstańczej Armii. I jeszcze gloryfikowani przez obecnie rządzących, tak zwani „żołnierze wyklęci”. Czyli grupy, nieliczne zresztą, polskich partyzantów, którzy nie podporządkowali się swemu dowództwu, czyli Armii Krajowej. I wbrew otrzymanym rozkazom dalej walczyli przeciwko rządowi uznanemu przez zwycięskie mocarstwa: USA, Wielką Brytanię i ZSRR. Naiwnie licząc, że dojdzie do III wojny światowej. Najlepiej z użyciem broni atomowej, bo przecież Kraków nie został w czasie II wojny światowej zniszczony.
Ale prawdą jest, co też z artykułu Gontarczyka wynika, że to nie Jaruzelski walczył z tymi „bandami”, tylko owe „bandy” walczyły z legalną władzą i wojskiem. Wojna Jaruzelskiego z tymi „bandami”, podobnie jak i z partyzantką UPA, była wtedy wojną obronną.
Gontarzyk uczciwie przyznaje, że porucznik Jaruzelski najwięcej czasu poświęcał walce z oddziałami UPA, bo te rzeczywiście były większym zagrożeniem dla państwa polskiego niż reklamowani dzisiaj „żołnierze wyklęci”.
Przypomina też jeden z największych sukcesów UPA – zdobycie w maju 1946 roku polskiego Hrubieszowa. Banderowcy dokonali tego w sojuszu z „żołnierzami wyklętymi”.
Dlatego warto to braterstwo broni oddziałów banderowskich i „band” „żołnierzy wyklętych” polskiej młodzieży przypominać.
Nawet zadawać pytanie:
Dlaczego jeszcze pan prezydent Duda, pan minister Macierewicz i pan Naczelnik Kaczyński nie odsłonili pomnika ku chwale swych bohaterów, ku chwale tego, jakże wspaniałego, „antykomunistycznego” braterstwa broni?
Byłby to też legalny pomnik gloryfikujący bohaterów UPA walczących o wolną Ukrainę na polskich ziemiach. Na pewno władze ukraińskie wdzięczne byłyby za to panu Naczelnikowi Kaczyńskiemu i polskiemu IPN.
Lech Wałęsa jeszcze żyje, ale bojowi grabarze z IPN traktują go już jak zdechlaka. Nie boją się plugawić legendy pierwszej „Solidarności”. Ograbiać z resztek autorytetu jedynego w historii polskiego laureata pokojowej Nagrody Nobla. Tak samo, jak nie cofają się przed wyrzuceniem z kanonu lektur szkolnych dorobku innego laureata Nagrody Nobla, Czesława Milosza. Bo on nie należał do piewców „żołnierzy wyklętych”. I banderowców również.
Kto nie maszeruje z nami, to jest przeciwko nam. Taki przekaz płynie z Kwatery Głównej pana Naczelnika. I wszelkich pionów IPN.
Lech Wałęsa, którego kiedyś generał Jaruzelski kazał uwięzić w rządowym ośrodku wypoczynkowym, sprzeciwia się publicznie rządom kaczystów. Dlatego dostał od nich wyrok politycznej i obywatelskiej śmierci. Jeszcze za życia swego. Bo stary jest i schorowany.
A ludzi starych i schorowanych kaczyści szczególnie plugawią, ograbiają z należnych im emerytur i ludzkiej godności.
Gdyby generał Jaruzelski żył, na pewno stanąłby w obronie hańbionego teraz Lecha Wałęsy przez ludzi, którzy zrobili swe kariery dzięki jego działalności, a nawet dzięki jego rekomendacjom.
Stanąłby w obronie, bo prawdziwy żołnierz ma prawdziwy honor.
A ten nakazuje szanować swego przeciwnika.
Zwłaszcza tego pokonanego.