Zanim z końcem 2016 posunęła mnie „dobra zmiana” na „łuku Kurskim” przy ulicy Jana Pawła Woronicza, pracowałem w latach 2010-2016 jako dziennikarz zatrudniony na stanowisku „redaktora odpowiedzialnego”, jak by to dziwnie nie brzmiało, w głównym portalu TVP (nie mylić z portalem politycznym TVP Info) i zajmowałem się Teatrem Telewizji. Przygotowywałem serwisy (wywiady z twórcami) do premier i powtórek spektakli. Podejmuję więc ten temat nieprzypadkowo, nie ad hoc, nie tylko jako dziennikarz i publicysta, który – co zrozumiałe – zajmuje się to tym, to innym tematem.
Zanim jednak wirówka pisowskiej „dobrej zmiany” wymiksowała mnie z Woronicza tuż przed osiągnięciem tzw. wieku ochronnego, przedemerytalnego, co uważam za największą podłość, choć jak widać zajmowałem się w materią – na ogół – apolityczną, jaką jest, czy powinien być, Teatr Telewizji – pracowałem przez kilka lat także pod kierownictwem TVP sprzed „dobrej zmiany”. Korzystając z tego zawodowego usytuowania w gmachu przy Woronicza starałem się poznać m.in. mechanizm sprawiający, że poza niewielką listą najbardziej popularnych i na ogół relatywnie nowych spektakli archiwalnych (często z ciągle niedokończonej tzw. „Złotej Setki”), TVP nie emituje powtórek kapitalnych, niezliczonych przedstawień sprzed lat pięćdziesięciu, czterdziestu, czy trzydziestu, a które pamiętam jako widz. Moje wątpliwości pogłębiły się, gdy zorientowałem się, że archiwum Teatru Telewizji obfituje w nagrania tych wspaniałych przedstawień, że jest to kolosalne bogactwo. Postanowiłem więc sformułować coś w rodzaju indywidualnego, na pół prywatnego, na pół branżowego memorandum. Na adresata wybrałem ówczesnego dyrektora telewizyjnej Dwójki Jerzego Kapuścińskiego, mimo tego, że Teatr TVP był i nadal jest w gestii Jedynki. To jednak Kapuściński był w gronie ówczesnego kierownictwa TVP „panem od kultury”, znanym ponadto z rzeczywistych na tym polu dokonań. A oto treść tego memorandum, które przekazałem do adresata formalnie, był to rok bodaj 2012, „przez sekretariat”, z przyjęciem pieczątki na kopii – treść z pominięciem wstępnej, zwyczajowej formuły grzecznościowej.
„Memorandum in extenso”
„Przez wiele lat byłem też, jak tysiące osób w Polsce, wiernym i namiętnym widzem Teatru Telewizji, unikalnego w skali europejskiej, wspaniałego zjawiska kulturalnego, które miało swój początek pod koniec lat 50-tych, apogeum świetności w latach 60-tych i 70-tych i schyłek, który rozpoczął się w latach 80-tych i ciągnął się aż po pierwsze lata poprzedniej dekady. Wie Pan doskonale, że tylko w naszym kraju istniała tak oryginalna formuła prezentowania zarówno klasyki literackiej polskiej i światowej, jak i dramaturgii i literatury współczesnej. W ramach teatru telewizji powstawało rocznie ponad sto spektakli w ramach sceny poniedziałkowej, piątkowej, w ośrodkach regionalnych TVP (m.in. znakomite: gdański, krakowski, łódzki), teatru sensacji i kilku innych form. Realizacje powierzano najwybitniejszym reżyserom, przy udziale najwybitniejszych polskich aktorów, scenografów, kompozytorów i realizatorów, etc. Do dziś TVP emituje od czasu do czasu archiwalny spektakl „Apollo z Bellac” (1958, nagranie z 1962) Jeana Giraudoux w reżyserii Adama Hanuszkiewicza, z udziałem Kaliny Jędrusik, Jacka Woszczerowicza i samego reżysera. W zasobach TTV znajduje się też n.p. unikalna realizacja „Zawiszy Czarnego” Juliusza Słowackiego z roku 1959, a także „Dziady 63” Adama Mickiewicza w reżyserii A. Hanuszkiewicza i „Kordian” J. Słowackiego w reżyserii Jerzego Antczaka z tego samego roku, czy „Przygodę pana Trapsa” z 1965 roku według noweli Friedricha Durrenmatta „Kraksa”, w reżyserii Konrada Swinarskiego, z obsadą tak wspaniałą, że zapiera dech (z tego grona żyje dziś tylko najmłodsza, Barbara Wrzesińska). A to tylko pojedyncze krople z rozległego oceanu. Lista wybitnych inscenizacji klasyki polskiej i obcej, a także dramaturgii współczesnej znajdujących się w zasobach archiwalnych TTV jest ogromna i obejmuje wiele setek taśm. Z pobieżnej tylko orientacji wnoszę, że ich liczba wchodzi w rząd tysiąca. Wagę dokonań artystycznych TTV doceniono kilkanaście lat temu tworząc tzw. „Złotą Setkę Teatru Telewizji”, w której znalazła się wytypowana część najwybitniejszych dokonań telewizyjnej sceny. Jest to jednak zaledwie niewielki odsetek wartościowych spektakli. Poza setką znalazły się jednak jeszcze co najmniej dwie setki dokonań porównywalnej rangi.
Każdy uważny widz telewizyjny bez trudu konstatuje, że stare metrykalnie, archiwalne spektakle Teatru Telewizji powtarzane są bardzo rzadko, niemal wyłącznie w TVP Kultura i z rzadka w TVP Polonia. Zauważalne jest przy tym, że nawet te rzadkie powtórki dokonują się zazwyczaj w ramach stałego, wąskiego kręgu tytułów, wśród których dominuje teatralna tzw. „lekka muza” , czyli komedie oraz kameralne spektakle o współczesnej tematyce obyczajowej. Oznacza to, że lwia większość spektakli jest bezużytecznie „uwięziona” w archiwum, jakby ukryta w swoistym sarkofagu, ze szkodą dla świadomości kulturalnej społeczeństwa. Jest to jedyny taki przypadek. Zasoby polskiej produkcji filmowej, łącznie z przedwojenną (choć tu też pozostaje sporo do życzenia) są jednak powtarzane w znacznie szerszym zakresie. Podobnie jest z serialami telewizyjnymi, które także są – częściej czy rzadziej – powtarzane, zarówno w TVP jak i komercyjnych kanałach filmowych takich jak Kino Polska. Opisana wyżej „prohibicja” dotyczy jedynie zasobów Teatru Telewizji.
Dlaczego tak się dzieje?
Przyczyny tego stanu rzeczy są – jak się wydaje – następujące:
1. Przekonanie, że stare spektakle TTV są anachroniczne formalnie i stylistycznie, „trącą myszką”
2. Wzgląd na konieczność płacenia tantiem twórcom w związku z emisją przedstawień
3. Przekonanie, że tzw. target tworzony przez potencjalnych widzów jest zbyt mały, aby warto było emitować powtórki
4. Przekonanie, że nie warto emitować powtórek skoro jednak mimo wszystko ma miejsce produkcja, choć minimalna, nowych spektakli.
5. Wydaje się, że te właśnie przyczyny sprawiają, że setki cennych spektakli nie zostało powtórzonych od dnia swojej premiery czyli w zdecydowanej większości przypadków od kilkudziesięciu lat.
Te argumenty można jednak poddać w wątpliwość:
Ad 1. Formy teatralne starzeją się inaczej niż formy filmowe. Teatr z definicji lepiej niż film toleruje pewną anachroniczność formy. Telewizja publiczna ma za zadanie promowanie nie tylko pozycji współczesnych, lecz także artystycznej tradycji. Wartość artystyczna wielu starych realizacji z naddatkiem wynagrodzi ich odstawanie od współczesnych stylistyk.
Ad.2 Płacenie twórcom tantiem za emisję spektakli z ich udziałem to normalna praktyka. Każdego tygodnia emitowane są dziesiątki filmów i innych archiwalnych produkcji, za które telewizja płaci tantiemy. W związku z tym nie wytrzymuje krytyki argument, że należy unikać płacenia tantiem akurat twórcom spektakli TTV. Ponadto, dla rozłożenia w czasie kosztów, można emisje powtórek „rozrzedzać” w czasie, emitując je n.p. raz w miesiącu.
Ad 3. Publiczność teatru telewizji jest targetem znaczącym liczbowo, zatem z całą pewnością zainteresowana byłaby także, jako publiczność „wyrobiona”, powtórkami wybitnych przedstawień z odległej przeszłości.
Ad 4. Skoro z powodów finansowych produkcja TTV została obecnie ograniczona do minimum, to można ją efektywnie uzupełnić powtórkami. Z całą pewnością koszty tantiem są niższe niż nowa produkcja. Biorąc pod uwagę, że od większości emisji premierowych upłynęło niejednokrotnie kilkadziesiąt lat, powtórki byłyby dla większości widzów de facto premierami, a dla wielu tych, którzy oglądali je przed laty, atrakcyjnym wspomnieniem z młodości.
Jak zaprezentować powtórki?
Gdyby powyższy pomysł polegał jedynie na mechanicznej emisji („saute”) archiwalnych zasobów TTV, jego uzasadnienie było by niewystarczające.
Chodzi o to, by emisję ująć w atrakcyjne ramy telewizyjne, by stare treści podać w atrakcyjnym opakowaniu.
Oto kilka przykładowych propozycji z tego punktu widzenia:
1. Ujęcie emisji w zróżnicowane cykle (do rozważenia byłby „klucz” kryterium cyklów: przeglądy kreacji poszczególnych aktorów, autorów tekstów, reżyserów etc.)
2. Poprzedzenie cyklu atrakcyjnym, krótkim materiałem edukacyjnym poświęconym artystycznej zawartości cyklu przedstawień (mogłyby to być n.p. krótkie wspomnienia uczestników realizacji, podawane choćby lekkiej formie anegdotycznej)
3. Sformułowanie oferty tak, by mogła ona spotkać się z zainteresowaniem środowisk edukacyjnych (w grę wchodzi jakaś forma współpracy z MEN czy MKiS (… ), jako że emisje mogłyby być istotną pomocą w edukacji humanistycznej w szkołach średnich i na wyższych uczelniach, na kierunkach humanistycznych i artystycznych.
Wydaje się, że suma argumentów „za” odmrożeniem zasobów TTV zdecydowanie przewyższa sumę jakichkolwiek argumentów „przeciw”. Chodzi przecież o część kulturalnego dziedzictwa narodowego do którego krzewienia telewizja publiczna zobowiązana jest przepisem o misji edukacyjnej.
Premiera, której nikt nie pamięta
Jak się nietrudno domyśleć, odpowiedzi na moje „memorandum” się nie doczekałem. Ponieważ jednak jest ono, mimo upływu ponad pięciu lat, w zasadzie – dziś może zmieniłbym w nim niektóre drobne szczegóły – całkowicie aktualne, postanowiłem skierować je pod adresem obecnego kierownictwa TVP. Po pierwsze, deklaruje ono przywiązanie do kulturowej, edukacyjnej misji telewizji publicznej. Po drugie, gołym okiem widać, że dumne zapowiedzi pana Mateusza Matyszkowicza, obecnego dyrektora TVP1, że dopiął Odrodzenia Teatru Telewizji, są wyraźnie i to zdecydowanie, mówiąc najdelikatniej, na wyrost, więc może lepiej od razu przyznać się, że bez obfitego sięgania po archiwa się nie obejdzie. Po trzecie, większość wspaniałych spektakli, które tworzą zasób archiwalny TTV nigdy nie doczekała się powtórki po premierze. Zauważyłem nawet, że zachował się zapis przedstawienia, którego, mimo prestiżowego tekstu, wybitnego reżysera i doborowej obsady nikt nie pamięta, poza żyjącymi twórcami (m.in. Anna Seniuk, Andrzejem Sewerynem czy Tadeuszem Borowskim). Mam na myśli premierę klasycystyczno-romantycznej tragedii Wiktora Hugo „Ruy Blas”, która została wyemitowana w poniedziałek, w Nowy Rok 1 stycznia 1973 roku. Długo zastanawiałem się skąd bierze się owa powszechna amnezja w odniesieniu do wybitnego spektaklu, w którym fenomenalną kreację stworzył – w roli Don Salluste de Bazana – wielki Marek Walczewski. I wreszcie po latach męki z tym natrętnym pytaniem w tyle głowy zawołałem: „Eureka!”. Przecież to był dzień posylwestrowy i cała Polska, także artystyczna, leczyła się z kaca. Ja oglądałem to przedstawienie i to uważnie, jasno, w zachwyceniu. Powód był prozaiczny: od młodości nie cierpiałem i nie cierpię nocy sylwestrowej, więc kładę się wtedy spać jak każdej nocy, czasem po wypiciu pół kieliszka szampana, żeby jednak całkiem nie oderwać się od Narodu.
De facto to byłyby premiery
Noworoczny „Ruy Blas” to jednak nie wyjątek. Takich spektakli są liczne setki. Po 40 plus czy 50 plus latach od premiery, będącej do tego pierwszą i ostatnią emisją danego przedstawienia, wyemitowanie spektaklu ponownie będzie – de facto – jego premierą. Znacząca część widzów, którzy tamte premiery oglądali, często, a może na ogół, już nie żyje albo ich nie pamięta. Takich dinozaurów z pamięcią słonia (do tego tematu) jak piszący te słowa, pozostała w najlepszym razie garstka. O młodym pokoleniu widzów TTV nawet nie wspomnę, bo ich wtedy nie było nawet w pomyśle,
Apel do dyrektora Jedynki TVP
Jeśli więc, Panie Dyrektorze Matyszkowicz i Panie Prezesie Kurski pokazaliby Panowie po 44 latach, powtórkę tamtej premiery, to byłaby to tak naprawdę prawdziwa premiera przedstawienia, którego nikt nie pamięta. Dotyczy to także setek innych premier, których także, również z wyłożonych wyżej powodów, nikt już po tylu latach nie pamięta. Tylko niech Pan z kolei pamięta, żeby w razi czego znów nie dać tej powtórki w Nowy Rok, w Mieczysława. Kac i zmęczenie pokonają ją jak wtedy.
Krzysztof Lubczyński – dziennikarz, publicysta, autor m.in. czterech zbiorów wywiadów z wybitnymi osobistościami ze świata teatru, filmu, teatru, literatury i polityki, w tym z co najmniej kilkoma postaciami historycznymi („Rapsodia życia i teatru”, „Mieszanka firmowa”, „Bigos polski”, „Koktajl wyborowy”, 2005-2013), edycji „Paryż. Przewodnik literacko-historyczny” (Paryż 1997), a także współautor m.in. dwóch książek poświęconych polskiemu kinu: „Filmowcy” (Wyd. Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2006), autorskiej historii polskiego kina widzianego oczyma jego twórców, a także „Oko szeroko otwarte” (SFP 2009), monografii Studia Filmowego „Oko”.