Lewicowi wyborcy, przez przewodniczącego Schetynę z Platformerskiego raju właśnie wyganiani, wcale nie muszą się do SLD przytulić.
Wielka radość zapanowała wśród starej lewicy, kiedyś nawet parlamentarnej, na wieść o najnowszej deklaracji ideowej nowego przewodniczącego Platformy Obywatelskiej Grzegorza Schetyny.
Otóż ta, ciepło multi ideowa przez ostatnie lata, formacja polityczna, teraz powrócić ma do swych szlachetnych „korzeni”. Przekształcić się z dotychczasowej grupy trzymającej kiedyś władzę w kulturalną, europejską chrześcijańską demokrację.
Plan ma spore szanse na realizację, bo przecież w Parlamencie Europejskim deputowani z PO już siedzą między eurochadekami, toteż nie muszą daleko biegać, aby jakąkolwiek chadecką idejkę skopiować.
Radość na lewicy wielka zapanowała. Nie dlatego, że lewica ucieszyła się na wieść, że Platforma, skutecznie i pragmatycznie mknąca do władzy, niczym ćma do żarówki, nabierze teraz opozycyjnego sznytu i ideowej ogłady. I zacznie chadeckimi wartościami gadać, a nie tylko patrzeć na sondażowe słupki i pod nie swą politykę kroić.
Lewica uradowała się, bo pan przewodniczący Schetyna zapowiedział, że ostatecznie oczyści Platformę z obcych jej aktywistów o lewicowym skrzywieniu, a wartościom lewicowo – liberalnym, zwłaszcza w sferze obyczajowej, powie swe fundamentalne „Paszoł won!”.
Taki zwrot ideowy niezwykle pojemnej Platformy sprawić może, że dotychczasowi lewicowi Wyborcy głosujący w ostatnim dziesięcioleciu na lewicowo podobnych kandydatów z PO, ockną się wreszcie i przerzucą swe głosy na starą, ale przecież jeszcze jarą, SLD – wską szkapę.
Znowu będzie jak w raju. Chłop śpi, a żytko samo mu rośnie.
Nie podzielam tej radosnej radości, też jako stara lewica, kiedyś też parlamentarna. Wyborcy to niestety nie mienie pożydowskie. Nie da się ich, ot tak przejąć, bo teraz stoją sobie, jakby zostali porzuceni.
Lewicowi wyborcy, przez przewodniczącego Schetynę z Platformerskiego raju właśnie wyganiani, wcale nie muszą się do SLD przytulić. Zwłaszcza ci reprezentując w kwestiach obyczajowych liberalno – lewicowe poglądy.
Od kilku lat regularnie słyszę w krajowych mediach, zwykle z ust liberalnych, opiniotwórczych publicystów, jak choćby Dominika Wielowieyska i Jacek Żakowski, że wyborcy SLD i terenowi działacze tej partii mają bardzo konserwatywne poglądy w kwestiach obyczajowych. Nie są masowymi zwolennikami związków partnerskich, prawa kobiet do aborcji, czy nawet usunięcia nauki religii ze szkół.
Dowodem na to mają być „badania socjologiczne” przeprowadzone wśród wyborców i aktywu SLD. Jakie badania, kiedy były przeprowadzone i przez kogo? – tego już nie wiadomo, bo tego wyżej wymienieni, oraz inni powtarzający takie opinie, nie precyzują.
Za to takie podawane publiczne wyniki często bezkrytycznie przyjmują liderzy starej lewicy. Zwykle milcząco zgadzając się z nimi.
W efekcie SLD ma wśród obyczajowych liberałów opinię partii wyborców konserwatywnych obyczajowo. I nie tylko wśród nich.
Taka opinia jest też powszechna w mediach i debatach politycznych. Chociaż praktyka społeczna, jak choćby udana zbiórka obywatelskich podpisów pod projektem ustawy przyznającej kobietom prawo do aborcji, zbiórka wspierana też przez aktywistów SLD, przeczy tezie o „konserwatyzmie obyczajowym” środowisk związanych z SLD.
Dlatego warto podobne projekty, składane kiedyś przez parlamentarzystów SLD, odświeżyć i obywatelami podpisami nadać im znów parlamentarny bieg. Potwierdzą one lewicowość starej, kiedyś parlamentarnej, lewicy.
I zmuszą obecną parlamentarną opozycję do jednoznacznego opowiedzenia się za wolnością w sferach obyczajowych.
Zaś stara, kiedyś parlamentarna lewica powinna się rychło solidnie przebadać.
Wiem, że takie okresowe badania są kosztowne. Trudno będzie je zrefundować. Ale kolejne wybory zbliżają się i bez aktualnego świadectwa zdrowia ideowego trudno będzie się SLD o względy Wyborców ubiegać.
Bo lewicowy wyborca kapryśny jest.
Nie uwierzy na słowo, że to tylko zwykły pryszcz.