– Ty pedale, nosisz się jak nastolatek. Takich jak ty się likwiduje – takimi słowami znieważony został aktor Krzysztof Pieczyński.
Warszawa. Była dziesiąta rano. Aktor szedł ulicą Marszałkowską na przystanek tramwajowy. Na rogu z Żurawią minął go nieznany mężczyzna. Miał około 40 lat, ubrany był na ciemno. Zaatakował aktora słownie, kiedy mijał go na ulicy. Potem aktor został przez napastnika skopany i uderzony pięścią w twarz. „Broniłem się, ale nie mam wprawy. Mam w końcu 60 lat, nie dam się jednak obrażać. Fala nienawiści jest porażająca – przyznał Pieczyński w rozmowie z dziennikarzem Wirtualnej Polski.
Dodał, że „nie może być tak, że kogoś wyzywa się i bije za poglądy, wygląd czy orientację”. Zgłosiłem sprawę na policji, on zrobił to samo. Nie wiem, jak to się zakończy. Nie wiem, czy tam jest monitoring. Ale ja tej sprawy nie odpuszczę. Nie może być tak, że kogoś wyzywa się i bije za poglądy, wygląd czy orientację. Będą z tym walczył – zadeklarował aktor i aktywista stowarzyszeń laickich. Dodał, że boli go twarz po uderzeniu, ma ranę na twarzy i siniaki na nogach. Według Pieczyńskiego, cała sytuacja ma związek z falą nienawiści, którą zapoczątkował rząd PiS. – Od trzech lat robią, co chcą.
„Pobicie Krzysztofa Pieczyńskiego to skandal. Musimy z takimi zachowaniami walczyć. Jutro poproszę o nadzór Ministerstwa Sprawiedliwości na tą sprawą” – zapowiedział w środę wieczorem Patryk Jaki we wpisie na Twitterze.
Reakcja ministra Jakiego jest właściwa, warto ją upowszechniać. Nawet jeśli jest, jak złośliwie twierdzą publicyści związani z Platformą Obywatelską, jedynie częścią jego kampanii wyborczej, przyszłych wyborów na prezydenta Warszawy.
Ale energiczna reakcja władz na takie incydenty wreszcie być musi, bo nie ma już tygodnia abyśmy nie słyszeli o pobiciach, o aktach przemocy na tle rasowym, politycznym, religijnym w naszym kraj.
Nawet w Warszawie, w stolicy Polaków, którzy ponoć od wieków słyną z tradycyjnej polskiej gościnności powszechnymi stają się pobicia za samo tylko publiczne mówienie innym językiem niż polski. Za wygląd odbiegający od stereotypowego wyglądu „Polaka rasy białej”. Lżeni i bici są nie tylko mężczyźni inaczej od takich Polaków wyglądający, ale też kobiety i bezbronne nieletnie dziewczynki. Chinki, Turczynki, Afrykanki. Dzieje się to często przy biernej postawie innych „Polaków lepszego sortu”. Zastraszonych, lub akceptujących takie zachowania, bo przecież „Polska jest dla Polaków”. Bo „Polacy są u siebie i nie muszą się innym kłaniać”.
O ile mnożące się akty fizycznej przemocy są jeszcze rejestrowane i dyskutowane, to już o wypowiadanej lub pisanej ”mowie nienawiści” rzadko kto wspomina. W negatywnym kontekście. Niestety polskie media, zwłaszcza te komercyjne, te głównego nurtu codziennie żywią się mową nienawiści. Kreują i upowszechniają spory, konflikty, wojenki na słowa. Nie tylko wśród klasy politycznej, także wśród sportowców, popularnych aktorów, wszystkich żyjących z bywania w mediach celebrytów. Może warto by dziennikarze zastanowili się, czy kreując konflikty nie kreują też przyzwolenia społecznego dla ksenofobii i nienawiści społecznej?
Oczywiście nienawistne słowa można jeszcze zignorować, puścić mimo uszów. Bicia i innej przemocy fizycznej ignorować się nie da.
Dlatego warto wreszcie zacząć wyjaśniać dlaczego spory polityczne i światopoglądowe w naszym kraju przeszły w sferę przemocy fizycznej? W akty przemocy, dewastowanie biur poselskich, samochodów politycznych przeciwników?
Skąd niedaleko już do wojny domowej.
Przeciwnicy obecnych rządów za taką eskalację przemocy oskarżają zgodnie elity PiS i ideologię kaczystowską.
To prawda, że kaczystowskie rządy i wpierające je kaczystowskie media z ksenofobii, niechęci do obcych, czasem wręcz nienawiści do nich jak to w przypadku uchodźców muzułmańskich stało się, uczyniły wielką patriotyczną cnotę.
To prawda, że kaczystowska ideologia oparta jest na niechęci, czasem pogardzie, dla wszelkiego niepolskiego. I kreowaniu kultu swojskości.
To prawda, że pomimo słownych potępień do tej pory nie ukarano uczestników Marszu Niepodległości eksponujących tam rasistowskie i faszystowskie hasła oraz symbole wzywające do nienawiści rasowej.
To prawda, że nie ukarano sprawców napaści na pokojową demonstrację KOD po mszy świętej na błoniach klasztoru jasnogórskiego w Częstochowie. Sprawców przybyłych tam na religijną pielgrzymkę polskich kibiców piłki kopanej.
Ale tak krytyczne wobec kaczystowskiej przemocy liberalne, demokratyczne media też mają swoje za uszami. To przecież publicyści „Gazety Wyborczej” i sympatyzujących z nią telewizji i rozgłośni radiowych usprawiedliwiały w latach na przełomie XX i XXI wieku napady Ligii Republikańskiej pod przewodem Mariusza Kamińskiego, dziś prominent PiS i szef CBA, na pochody Pierwszomajowe, zebrania i wiece SLD oraz Ruchu „NIE”.
Usprawiedliwiały napady na wiece Aleksandra Kwaśniewskiego. Obrzucanie jajami prezydenta z lewicy, premiera Millera, ministra oświaty Jerzego J. Wiatra. Usprawiedliwiano napad bojówek związanych z „Gazetą Polską” na dziennikarzy tygodnika „Nie” podczas wiecu wyborczego w Wieruszowie.
Wtedy to „patriotyczna młodzież” z Ligii Republikańskiej i poznańskiej „Naszości” wedle demokratycznych i liberalnych publicystów jedynie dokonywała „patriotycznego odwetu na postkomunistach”.
Teraz wyrośli z Ligii Republikańskiej i „Naszości” kaczyści biją „postkomunę”. Ale tym razem ową „postkomuną” są liderzy polityczni związani z byłą Unią Wolności i z obecną PO, Nowoczesną i PSL. Teraz to parlamentarna opozycja jest „komuną” i „zdradzieckimi mordami”.
Są „zdradzieckimi mordami”, bo kiedyś oni pierwsi w III RP zaczęli dzielić Polaków na tych lepszego sorta, czyli tych ze „zdrowego pnia solidarnościowego” i resztę „Polaczków”, czyli „komuchów”. Tamtych „Polaczków” wtedy można było bić.
Dzisiaj trwa wojna przede wszystkim wewnątrz tamtego „zdrowego pnia solidarnościowego”.
Dziś najlepszym sortem Polaków są kaczyści, a aktualną, pogardzaną przez kaczystowski sort „komuną”, są ich byli polityczni koledzy. Obecnie w PO, w KOD i Nowoczesnej.
W obecnej Polsce rasizm, antysemityzm ksenofobia wyrasta z antykomunizmu. Dopóki będzie w Polsce krzewiony antykomunizm, to jednocześnie krzewione będą też najhaniebniejsze nacjonalistyczne ideologie.
I niestety, jak to zwykle na wojnie bywa, największe ofiary w wojnie PiS – PO, nie są w szeregach walczących politycznych wojsk, tylko wśród cywili.
Ofiarami plemiennej wojny PiS – PO + KOD są często ciemnoskórzy studenci, pracownicy barów z kebabami, nastoletnie Chinki i Turczynki.
I Polacy ateiści.
Czyli ten aktualny, oprócz żyjących jeszcze weteranów pracy z Polski Ludowej, najgorszy sort mieszkający w „dumnej z polskości Polsce”.