Pamiętacie? Anna Zalewska, minister Edukacji Narodowej (w TVN24): O Jedwabnem: Jedwabne to fakt historyczny, w którym doszło do wielu nieporozumień. Wielu historyków przedstawia przebieg tego zdarzenia inaczej, niż przyjęło się w ostatnich latach. Publikacja Jana T. Grossa opiniowana jest przez wielu historyków jako tendencyjna. O Jedwabnem i pogromie kieleckim: Musi starczyć odwagi nauczycielom historii, by dać możliwość dyskusji nt. faktów. Nawet, jeśli będą one kontrowersyjne…
To było miesiąc temu. Krytyka z całego świata, jaka spadła na polską minister edukacji narodowej, Annę Zalewską, spłynęła po niej jak woda po gęsi. – Byłam przedmiotem „mowy nienawiści”, stwierdziła w tych dniach, gdy reporter TVN 24 ponownie zapytał ją o Jedwabne.
Od początku nie miałem złudzeń, kto zacz, owa „pani minister”. Z podobnymi umysłami i osobowościami spotykałem się właściwie przez całe życie. Z tym, że naiwnie wydawało mi się, że sezon na takie indywidua w Polsce minął. Owszem – zaraz po wojnie, gdy wszystko trzeba było ponosić z gruzów, kiedy inteligencja została wybita w powstaniu warszawskim, a jednocześnie w kraju rodził się nowy ustrój, władza, która jakoś to wszystko próbowała ogarnąć, uciekała się z powodów praktycznych i ideologicznych do pomocy ludzi prostych, kompletnie nieprzygotowanych ani w żaden sposób niepredysponowanych do pełnienia ważnych ról politycznych i społecznych. No, ale to były początki. „Dyrektorzy z awansu” powoli odpływali ze stanowisk, na ich miejsce wchodzili z każdym rokiem coraz gęstszą falą absolwenci wyższych uczelni, ludzie wykształceni, potem i wykształceni i bywali w świecie. Polska normalniała i pod tym względem. Tym bardziej, że uszlachetniali ją wielcy intelektualiści przedwojenni, ci, którzy przetrwali wojenną i historyczną pożogę i powojennej Polsce nie odmówili swych talentów i pracy „ku chwale Ojczyzny” – prof. Lorentz, Gieysztor, Szczepański, Markiewicz i setki innych, wspaniałych uczonych reprezentujących wszystkie gałęzie nauki.
Gdy wydawało się, że Polska może już tylko normalnieć, być krajem jak inne kraje europejskiej cywilizacji, znów mamy czas, kiedy ministrem edukacji zostaje ktoś taki, jak obecna gospodyni gmachu przy Al. Szucha. Co z tego, że nominalnie pani ta jest absolwentką Uniwersytetu – w tym przypadku wrocławskiego, skoro jej postawa, słowa i poglądy nie różnią jej od tego prostego robotnika, który 60 lat temu zostawał dyrektorem z awansu. Pani publicznie reprezentuje poglądy rodem z epoki, kiedy narodził się haniebny „zapluty karzeł reakcji”. Niestety – ma pełnię władzy oświatowej, co – trzeba to sobie powiedzieć wprost – jest wielkim zagrożeniem dla systemu nauczania w Polsce. Groźba ponownego wbijania do młodych głów, owego „zaplutego karła reakcji” tylko a rebour, stała się jak najbardziej realna. Już znajduje swoje odbicie w programach nauczania, a szykowane są następne posunięcia.
Oto w tym tygodniu minister Edukacji Narodowej Anna Zalewska i Prezes Instytutu Pamięci Narodowej dr Jarosław Szarek podpisali list intencyjny o współpracy w dziedzinie edukacji. Samo to pierwsze zdanie oficjalnego komunikatu wywołuje ciary na plecach. Szefowie obu instytucji zapowiadają, jakże by inaczej – w poczuciu czuciu odpowiedzialności za kształt świadomości historycznej młodego pokolenia Polaków – ścisłą współpracę przy opracowywaniu podstaw programowych z zakresu najnowszej historii Polski. „W sposób szczególny Instytut Pamięci Narodowej będzie rekomendować historyków specjalistów do pracy przy tworzeniu podstaw programowych z przedmiotu historia oraz wiedza o społeczeństwie”… „Prof.” Cenckiewicz, „uczony”, który odmówił I i II Armii Wojska Polskiego, która przywracała Polsce Ziemie Zachodnie i Północne i zdobywała Berlin, miejsca w panteonie chwały oręża polskiego – będzie miał „wzięcie”, że ho, ho!
Kierownik IPN, pan Szarek z całą mocą podkreśla, że ważnym celem porozumienia z Ministerstwem Edukacji jest włączenie się uznanych badaczy dziejów najnowszych Polski – pracowników IPN w proces powstawania podstaw programowych z przedmiotu historia oraz wiedza o społeczeństwie… Niezorientowanym wyjaśniamy, że w świecie prawdziwych historyków, uczonych z prawdziwym dorobkiem naukowym, określenie „historyk IPN” jest określeniem prześmiewczym i pejoratywnym jednocześnie. Ilustruje ono stosunek świata prawdziwej nauki do świata naukowego ze znaczkiem IPN. Warto dodać, że podczas konferencji prasowej po podpisaniu porozumienia oboje państwo – pani minister i pan prezes, znów zostali zapytani o Jedwabne i odpowiedzieli podobnie, jak za pierwszym razem. Jedynie kierowniczka ministerstwa edukacji dodała, że była przez miesiąc „przedmiotem mowy nienawiści”
Wszystko to rokuje jak najgorzej dla młodzieży i dla jej stanu wiedzy historycznej. Polska historia, jak żadna zresztą, nie jest jednobarwna. Ma swoje blaski, ale ma i cienie. Kto młodzieży opowie o cieniach, kto pokaże, jak było naprawdę?
Nauczyciele czują, co się święci, do czego będą za chwilę przymuszeni, a często już są przymuszani. 1 sierpnia wystąpili otwarcie, z podniesioną przyłbicą. Po wypowiedziach m.in. minister edukacji i szefa IPN dotyczących wydarzeń w Jedwabnem i Kielcach Wystosowali list otwarty:
„My, nauczyciele, wykonujący zawód zaufania społecznego, jesteśmy głęboko poruszeni i zaniepokojeni publicznymi wystąpieniami wysokiej rangi urzędników państwowych o wojennych i powojennych wydarzeniach z historii Polski”…
Pytani dziś o swoje intencje, dodają, że chodzi o to, czy będą musieli mówić np. o tragedii smoleńskiej, jako o zamachu, czy jako o katastrofie komunikacyjnej, czy będą mogli tłumaczyć, że obrady okrągłego stołu były początkiem demokratycznych przemian w Polsce, czy będą musieli przekonywać, że był to spisek starych elit z nowymi?… List podpisało już ok. 1700 osób.
Miesiąc temu, nieco prześmiewczo proponowałem na łamach Trybuny:
Przychodzi czas, kiedy nauczycielstwo polskie winno znów stanąć na wysokości zadania! Dopóki można to w szkole, a jak już nie będzie można, to po domach – uczcie młodzież prawdziwej historii Polski, miast biografii Kaczyńskiego dajcie młodzieży poznać smak polskiej literatury. Twórzcie tajne komplety!
Po miesiącu mój apel podchwyciła Katarzyna Kądziela, publicystka, działaczka feministyczna, społeczniczka:
„Do moich koleżanek i kolegów z czasów studiów historycznych na UW z wyłączeniem rzecz jasna Jana [Marii} Jackowskiego. Drogie i drodzy, czas zacząć podziemne nauczanie historii. Wiem, że część z Was jest już na dobrze zasłużonej emeryturze. Wy jeszcze uczyliście przed dobra zmianą. Niestety Wasi następcy muszą uczyć historii zgodnie z wytycznymi IPN i ministerstwa kierowanego przez niedouczoną, za to wierną prezesowi pańcię. Mamy dług wobec dzieci i młodzieży. W latach studenckich przyjaźniliśmy się z obecnym senatorem Jackowskim, a bywało także z innymi podobnymi mu »historykami«. Czas ten dług spłacić. Organizujmy się i organizujmy tajne nauczanie historii. Inaczej będzie jak w Pile i gorzej niż w Pile. (O Pile – czytaj artykuł pt. Dekomunizacja po pilsku)