19 września 2024

loader

Telewizja pokazała

Jak sprawdzić, czy ktoś na stanowisku dyrektorskim ma odpowiednie kwalifikacje? Wydawałby się, że można przypatrzyć się jego dotychczasowej działalności na zajmowanym stanowisku. Ale dobra zmiana wprowadza nowe metody. Po prostu zwalnia się wszystkich dyrektorów, jak to zrobił ZUS (43 dyrektorów oddziałów), a potem rozpisuje się konkurs na te stanowiska. W konkursie mogą wziąć udział dotychczasowi dyrektorzy. Jeżeli teraz przyjmie się na takie stanowisko kogoś nowego i obiecującego, to nie można będzie powiedzieć, że wyrzuciło się fachowca, żeby wcisnąć znajomka – przecież wygrał konkurs.
Nowym siłom, wspierającym dobrą, zmianę brak pieśni wiodącej. Otóż taka pieśń już powstała ćwierć wieku temu w kabarecie Olgi Lipińskiej:

Oto jej treść:
Polska Dla Polaków
Dla Polaków ma być Polska
Z przybłędami czas się rozstać
Zaraz w kraju się polepszy
Jak im dobrze się dopieprzy.
Na początek pójdą Żydzi
Żyd Ojczyznę nam ohydzi
Żyd wszystkiego ma nad miarę
I obraża nasza wiarę.
A w dodatku, zwłaszcza u nas
Żyd, wiadomo, to komuna.
Dość już brudów, kurna mać.
Daj znak ociec, będziem prać.
Z komunistą rzecz jest prosta
Wiemy po co w kraju został
Liczy teraz na bezkarność
Rozwalił nam Solidarność.
Bo ci wszyscy komuniści
To pedały i cykliści.
Dość już brudów, kurna mać
Daj znak ociec, będziem prać.
Pedał Boga tym obraża
Że nie lubi się rozmnażać
Hiva przywiózł do Ojczyzny
Nie ma prawa być wśród bliźnich
Narodowi krzywdę robi
Obij mordę pedałowi.
Dość już brudów, kurna mać
Daj znak ociec, będziem prać.
Ten cyklista stoi cwany
Lecz my jego plan już znamy
Wepchnął nam się do odnowy
I chce rządzić, jajogłowy.
Poproś kumpli od przewałki
Niech mu stłuką okularki.
Dość już brudów, kurna mać
Daj znak ociec, będziem prać.
Gdy już wróg żaden w kraju nie zostanie
Ojczyznę czystą racz poświęcić Panie.

***

Stańczyk, błazen nadworny kilku królów polskich, udowodnił kiedyś że najwięcej w kraju jest lekarzy. Obwiązał sobie twarz chustą, udając ból zębów, i wysłuchał od każdego napotkanego człowieka rad, jak ma postąpić, aby pozbyć się dolegliwości.
Nie znano wtedy sportów, teraz na pewno okazałoby się, że najwięcej jest specjalistów od sportu. Wysłuchaliśmy ciekawej dyskusji między dziennikarzami, poświęconej ostatniemu meczowi reprezentacji w piłkę nożną. Dyskusja była dociekliwa, z analizą gry poszczególnych zawodników, oceną posunięć trenera i z przewidywaniem dalszych rozgrywek w grupie drużyn walczących o awans do finałów mistrzostw Europy. Nikt nikogo nie pospieszał, każdy mógł wypowiedzieć się swobodnie. Inni rozmówcy, politycy czy fachowi komentatorzy polityczni, nie mają tyle swobody. Wtedy okazuje się, że najważniejszym rozmówcą jest prowadzący dziennikarz, on ma najciekawsze uwagi i musi się z nimi pospieszyć, bo goni czas – wkrótce pojawią się reklamy.

***

Największą obelgą teraz jest nazwanie kogoś komunistą, albo porównanie czyichś działań do tych, jakie miały miejsce w PRL. Gdyby Hitler teraz żył, na pewno zostałby okrzyczany komunistą.
Za czasów PRL prawdziwych komunistów było już niewielu. Było wielu członków PZPR, ale to normalne, że do partii rządzącej zawsze pchało się wielu chętnych, dla profitów jakie to dawało. Przeszłość została opluta i zamazana i dla większości osób, które mają około trzydziestki różnica między okupacją niemiecką, a czasami sprzed 1989 roku jest nieistotna.
Sądzę, że rozprawa z PiS i w jego łonie rozegra się przy udziale podobnych epitetów. Okaże się, że Kaczyński to komuch i zawsze dążył do restauracji „praktycznego socjalizmu” w Polsce, jego współpracownicy, to genetycznie obciążeni potomkowie byłych partyjniaków i bezpieczniaków, a Macierewicz to agent Moskwy.
I tu zapytam jak biskup Wyszyński, którego po pogromie kieleckim poproszono, aby zdementował bzdurne oskarżenia Żydów o mord rytualny: – A jeśli to prawda?!

***

W styczniu br. Donald Trump powiedział: – „Choćbym stanął na Piątej Alei i kogoś zastrzelił, głosów nie stracę”. I faktycznie, zdążył obrazić, często w chamski sposób, amerykańskich wyborców Latynosów, bohatera wojny w Wietnamie, dziennikarzy, wykazał się ignorancją w sprawach państwowych, przyznał się do niepłacenia podatków, a głosów mu wciąż przybywało i poparli go nawet notable partii republikańskiej. Teraz, gdy wybuchł skandal z jego seksistowskimi wypowiedziami sprzed lat, politycy partii republikańskiej zareagowali, odcinając się od Trumpa i cofając poparcie. Ciekawe, czy to będzie miało wpływ na wynik wyborów, bo dotychczas cokolwiek by się działo – różnica między poparciem dla obojga kandydatów wynosiła nie więcej niż kilka procent.
Sytuacja przypomina końcowy fragment filmu „Pół żartem pół serio”, gdzie Jack Lemmon przebrany za kobietę stara się zniechęcić milionera Osgooda do ożenku z nim, wymieniając różne swoje wady, a w końcu przyznając, że jest mężczyzną. Zakochany Osgood odpowiada na to: – Nikt nie jest idealny.

***

Fragment rozmowy w „Newsweeku” z Ewą Woydyłło i Wiktorem Osiatyńskim:
Ewa Woydyłło:
Kościół narzuca państwu naukę wiary, a nie myślenia, i to jest bardzo groźne. Nasza szkoła uczy wiary. Nie próbujemy weryfikować, uczyć się, słuchać innych, tylko mamy głębokie przekonanie. Dlatego tak łatwo nam było zaszczepić do głów „życie poczęte” – zbitkę słowna wymyśloną przez episkopat, której nie ma w żadnym innym języku. Dopóki nie było życia poczętego, aborcja nie miała moralnego zabarwienia. Można ją było oceniać z medycznego punktu widzenia, tego, jaki ma wpływ na zdrowie kobiety, ale poczęcie to było poczęcie, zarodek to był zarodek, życie narodzone było życiem narodzonym. I nagle propagandowy chwyt Kościoła z życiem poczętym dokonał rewolucji w myśleniu. Potrzebny do tego jedynie, by obciążać winą i desygnować potencjalnych zabójców – usuwającą ciążę kobietę i pomagającego jej w tym lekarza – zmienił sferę problemów społecznych w sferę grzechu.
Wiktor Osiatyński:
Zdobyczą Kościoła jest również to, że Trybunał Konstytucyjny w latach 90. przesunął polskie sądownictwo w stronę fundamentalizmu katolickiego. Decyzja Trybunału z 1997 roku, uznająca zarodek za życie podlegające prawu ochrony życia gwarantowanemu przez konstytucję, nie była niczym innym jak prezentem Trybunału na przyjazd papieża do Polski. Proste, wydawałoby się, drobne kroki, ale dokonujące milowych zmian.

***

Poprzednia ekipa zdecydowała, że Polska zakupi we francuskiej firmie Airbus Helicopters 50 wyspecjalizowanych helikopterów wielozadaniowych dla wojska, za 13 mld zł (w zasadzie 10,8 mld zł, ale strona polska doliczyła VAT). Wymóg dodatkowy: producent zrealizuje umowę offsetową na taką samą sumę jak koszt helikopterów. Francuzi wygrali przetarg (inne firmy nie spełniały wymagań), mieli wybudować w Polsce zakład produkcyjny, zapewnić miejsca pracy kilku tysiącom ludzi itp. Wartość oferowanego offsetu przekraczała wymaganą.
Parę dni temu polski rząd oznajmił, że zrywa ostatecznie negocjacje, bo Airbus nie spełnia ich wymagań. Teraz pani premier zapewniła, że polscy żołnierze będą bezpieczni, bo będą latać na znanych im, bo używanych już przez nich w przeszłości, helikopterach amerykańskich, a bezpieczeństwo żołnierzy jest najważniejsze. (Poprzedni rząd nie dbał o bezpieczeństwo żołnierzy?).
Nic nie wiadomo o ofercie amerykańskiej. Zapewne są to helikoptery z podstawowym wyposażeniem (na bardziej skomplikowane zgodę musi jeszcze wydać rząd amerykański). Nie ma mowy o żadnym offsecie. A zakłady, gdzie miały być produkowane francuskie Caracale, będą mogły naprawiać amerykańskie helikoptery. (Żeby nie było nam żal: wszystkie takie zakłady w Polsce nie należą do Polski, ale do zagranicznych producentów).
Trzeba, przyznać że rząd polski zerwał negocjacje z wdziękiem, bo znienacka i bezczelnie. Byłoby jeszcze fajniej gdyby podał przyczyny. Czy nie stać nas na offset (wymagałby od strony polskiej nakładów finansowych, na które może brak pieniędzy)? Czy chcemy zrobić dobrze Amerykanom (w zamian za co? Umówiono się z nimi po cichu?)? Wdzięku dodaje też ostatnie oświadczenie strony rządowej: otóż strona polska nie zerwała negocjacji z Airbusem tylko je zawiesiła.

***

Ale Historia, dodatek do Gazety Wyborczej, przytacza ciekawe relacje zdarzeń mniej i bardziej odległych. W ostatnim numerze artykuł o brytyjskich obozach koncentracyjnych w Kenii.
Dziesiątki tysięcy Kenijczyków bito, głodzono, kastrowano, gwałcono, rażono prądem, wieszano, palono żywcem, strzelano do nich jak do zajęcy. Takimi metodami władze brytyjskie próbowały zdusić bunt „dzikusów” Mau Mau. Zaczęło się to w 1952 r., siedem lat po Holokauście i hekatombie drugiej wojny światowej. (…) Wiosną 1954 r. w ramach operacji „Anvil”, na ulicach, w domach i miejscach pracy aresztowanych zostało 50 tys. członków plemienia Kikuju. Trafiali do obozów przejściowych ogrodzonych drutem kolczastym, skąd mniej podejrzani (zwykle kobiety i dzieci) byli kierowani do rezerwatów. Mężczyźni lądowali w obozach koncentracyjnych. (…) Brytyjski gubernator postanowił stworzyć w całej Kenii obozy pracy, gdzie aresztowani stanowiliby tanią siłę roboczą. Miało to pomóc w rozwijaniu rolnictwa i rozwiązać problem rosnącej liczby więźniów, których nie dało się już wcisnąć do przepełnionych rezerwatów.
Natura ludzka jest wredna i w sprzyjających okolicznościach ludzie zachowują się jak bestie. Nie można tego przypisać jednemu narodowi.

graczcaracale

{loadposition social}
{loadposition zobacz_takze}

 

trybuna.info

Poprzedni

Wszystko na barkach Lewego

Następny

Kompromitacja Stelmetu