Jak się czuje normalny człowiek (jeśli taki jest w tym gronie), który bierze udział w szaleństwach PiS? W mętnych, męczących miesięcznicach, słuchając wystąpień Macierewicza, wrzasków posłanki Pawłowicz, krętactw Waszczykowskiego, ponurej nudy Błaszczaka, pokrzykiwania prezydenta Dudy, a wszystko to podlane chamstwem. Jak się czują ich podwładni, urzędnicy, którym zamieniono szefów na dyletantów, i którzy w dodatku muszą zachowywać powagę i udawać, że wszystko jest normalne? A my, słuchając bredni smoleńskich z dodatkiem ekshumacji, uzasadnień Ziobry, wyjaśnień pani Szydło, pomysłów jej ministrów? A zwolennicy PiS, czytelnicy ich gazet, widzowie i słuchacze ich mediów, połykający brednie sączone przez „niezależnych” dziennikarzy, pisowskich polityków i znaczną liczbę kleru? To jest jak chocholi sen, pełen kretyńskich majaków, a budząc się mamy wrażenie, że dalej śnimy.
***
Prokuratura wraca do śledztwa w sprawie prof. Grossa. Trzeba zbadać, czy szkalował on naród polski twierdząc, że w czasie wojny Polacy zabili (w Polsce) więcej Żydów niż Niemców. Nie każdemu widać wolno wyrażać swoje poglądy. Wprawdzie historycy zajmujący się tą tematyką potwierdzają tezę Grossa, a poprzednio prokurator stwierdził, że naukowcy mogą mieć swoje opinie, ale teraz w prokuratorach krew się burzy. Mogą sobie różni naukowcy twierdzić, że świat powstał kilka tysięcy lat temu, albo, że Holokaust jest wymysłem, ale to nikogo nie obraża.
Sprawą zajęli się ci sami prokuratorzy, którzy prowadzili sprawę Blidy i szukali „układu”. Jeżeli więc prof. Gross ma broń, to niech lepiej się nie szarpie z policjantem, gdyby ten go odwiedził, a policjantowi przypominamy, że jak kurtka zabrudziła się od strzału, to nie należy zamieniać jej z kolegą, ale pozwolić zbadać w laboratorium. I gdyby nie daj Boże profesor się zastrzelił, to niech po śmierci nie wstaje i nie usuwa śladów z pistoletu, jak to zrobiła pani Blida, zręcznie wyprowadzając w pole obecnych wtedy w jej domu 34 funkcjonariuszy.
***
Wyśmiewamy awanse dyletantów bez wiedzy i doświadczenia, ale czy tytuły jeszcze coś znaczą? Mamy dyplomowanych prawników demolujących prawo. Mamy medyków postępujących wbrew zasadom medycyny i wygadujących koszmarne głupstwa oraz kierujących się sumieniem, które im nie pozwala pomóc cierpiącej matce, bo Pan Bóg nie uzna dziecka, które umrze przed urodzeniem, a więc bez chrztu, i skaże je na wieczne męki w piekle.
Denerwujący są również dziennikarze. Te infantylne pytania jakie zadają, każą zastanawiać się, czy ludzie ci dorośli do tego zawodu. Pomińmy pogoń za politykami, których pytają gdzieś w biegu, zwykle o jakieś głupstwa. Ale denerwujące są pytania do przestępców prowadzonych przez policję: „Dlaczego pan zabił?”, „Czy pan żałuje tego, co pan zrobił?”.
Kto im wszystkim dał dyplomy i powierzył stanowiska? Przydałaby się pielgrzymka pokutna promotorów prac doktorskich i magisterskich, z prośbą, aby Bóg im wybaczył, że dali dyplomy takim ludziom.
***
Z młodości pamiętam komunikaty o tym, jak Biuro Polityczne PZPR obradowało przed żniwami nad koniecznością zabezpieczenia dostatecznej ilości sznura do snopowiązałek. Poruszano też inne ważkie tematy, np. ubranek dla dzieci, butów, godzin otwarcia punktów sprzedaży alkoholu, zaopatrzenia sklepów przed świętami itd. Kiedy Biuro podjęło decyzje, przekazywano je rządowi do wdrożenia. Teraz nie docierają do nas komunikaty z obrad odpowiednika takiego Biura, być może rządowe agendy mają więcej samodzielności, ale duch zarządzania wszystkim przetrwał w doskonałej formie. Niedawno próbowano narzucić sklepom, które z nich mogą handlować w niedziele, a które nie. Teraz podano, że zespół do spraw regulacji rynku farmaceutycznego, działający pod nadzorem Ministerstwa Zdrowia, ma wprowadzić zmiany: apteki będą musiały być od siebie oddalone o przynajmniej jeden kilometr, żeby nie było konkurencji, a jeden właściciel będzie mógł prowadzić co najwyżej cztery apteki. Wyraźnie rządzącym brak wiary w wolny rynek.
***
Bardzo często argumentuje się, że jakaś decyzja nie mogła być błędna czy kanciarska, bo została podjęta za rządów odpowiednich ludzi. Pani Gronkiewicz-Waltz podkreśla, że decyzja o przyznaniu udziałów jej mężowi w reprywatyzowanej kamienicy została podjęta za czasów, kiedy prezydentem Warszawy był Lech Kaczyński, a burmistrzami dzielnicy politycy PiS Błaszczak, Sasin i Zieliński. To uzasadnienie jest typowe dla sporów PiS i PO. Czemu więc te partie nie potępią np. ustawy o likwidacji analfabetyzmu, podjętej w 1949 r. „za koszmarnych czasów komuny”? Przecież w ich „poetyce” wszystko co robiła władza w PRL, to niszczenie narodu. Według tego klucza postępuje Macierewicz, usuwając ze stanowisk dowódców, którzy byli czynni za „komunistycznego reżimu”, albo nie daj boże ukończyli jakiś kurs w Moskwie. Może warto wreszcie mówić o meritum, a nie o swoich podejrzeniach i odczuciach wobec przeciwników politycznych.[…]
***
Głosy dobrej zmiany:
Jan Pietrzak w kabarecie:
– Niesiołowski jest z pierwszego zawodu entomologiem, jest profesorem owadologii. Jego naturalne środowisko ekologiczne to wszy, mendy, gnidy, pluskwy, muchy plujki, żuki gnojniki. I to jest również jego elektorat!
– Hitler nie zdążył Grossa uhonorować, zastąpił go Komorowski.
Wałęsa powiedział: – Kochani, którzy widzicie, że ten układ łamie prawo i wy od nich otrzymujecie stanowiska, zapamiętajcie: to się skończy i wytniemy was, z korzeniami wyrwiemy od sołtysa do ministra. Mało tego, sprawdzimy was dokładnie: co zrobiliście, jak zrobiliście, jak rządziliście. Na to zareagował poseł PiS Dominik Tarczyński: – Bolek mówi przez media do posła na Sejm RP, że wyrwie mnie z korzeniami. Zapraszam Cię na solo, bydlaku!
Poseł PiS, Arkadiusz Czartoryski:
– W czasie II Wojny Światowej, w wyniku masowych gwałtów Niemców, urodziło się wiele dzieci. Ci ludzie byli dobrymi Polakami, wspaniałymi ludźmi, naukowcami. Więc jaka jest to różnica, czy dziecko było poczęte w wyniku gwałtu, czy nie?
Minister Waszczykowski o „czarnym proteście” kobiet przeciw zaostrzaniu przepisów o aborcji:
– No niech się bawią. Jeśli ktoś uważa, że nie ma większych zmartwień.
Ciekawe, czy elektorat dobrej zmiany nie zna tych wypowiedzi, czy też zna, ale mu się podobają.
***
Pasja zmieniania nazw ulic jest chyba jakoś genetycznie przypisana kolejnym władzom. Tak postępowano jeszcze przed wojną, po wojnie swoje ulice otrzymali różni działacze komunistyczni, a po 1989 r. co i raz zmienia się nazwy na cześć prawicowych działaczy czy księży. Pisałem już o zmianie nazwy jednej z najstarszych ulic w Warszawie, Stołecznej, na Popiełuszki, dokonanej wbrew protestom mieszkańców. Przewidując, że PiS dojdzie do władzy, pisałem:
Proponuję, aby nowe władze po prostu do każdej nazwy ulicy dodały na początku słowo „księdza” i nie wymagały, aby umieszczać ten dopisek w dowodach osobistych i adresach firm. To pozwoli uniknąć mitręgi i wydatków, poza oczywiście nowymi tablicami z nazwami ulic. Udałoby się uratować trochę nazw. Niech już będzie ul. Ks. Kubusia Puchatka zamiast jakiegoś „Ognia” czy innego bandyty.
Niestety, każda nowa władza wierzy, że zmiana nazwy wpływa na świadomość mieszkańców. Może gdyby w przypadku Pałacu Kultury imienia Józefa Stalina nadać mu imię Jana Pawła II, to tacy patrioci jak Radosław Sikorski i Jan Pietrzak przestali by bredzić o konieczności zburzenia Pałacu. Takie proste rozwiązanie jakoś nie wpada do głowy zwolennikom burzenia pamiątek przeszłości.
Teraz w Starachowicach dokonano zmiany nazw ulic i jedna z nich (wbrew woli mieszkańców, którzy woleli nazwę Bankowa) otrzymała imię Jadwigi Kaczyńskiej. Pani Jadwiga wsławiła się urodzeniem Jarosława i Lecha.
Kiedy do władzy dojdą pastafarianie, zapewne większość ulic otrzyma nazwy związane z tą religią i Pałac Kultury będzie Pałacem imienia Latającego Potwora Spaghetti. Trudno, za to inne zmiany mogą być korzystne. Martwimy się globalnym ociepleniem, trzęsieniami ziemi itp., tymczasem wykazano (czwarty dogmat religii pastafariańskiej), że zmiany te są spowodowane malejącą liczbą piratów (patrz wykres). Po zmianie władzy ten trend na pewno zostanie odwrócony.