Tytuł to tylko urywek z „W żółtych płomieniach liści”. Daleka paralela do naszej codzienności. Może i daleka, ale chyba aktualna i złowróżbna w stosunku do bieżącej polityki. Cóż ten rzeczony przewrót ani go widać, ani słychać. Ale pozory mylą – jest gorzej, rzeczony przewrót stał się.
My ogólnie spokojnie czekamy na bliskie wybory, one dają nadzieję na zmiany. Wszak już Demokryt mówił, że każda władza będzie znielubiona. Tak zwana opozycja niemrawo politykuje, kłóci się, dzieli skórkę na niedźwiedziu. A tu cóż, pada słowo – stał się. Jaki przewrót, jaki stał się?
Po prostu nasza klasa polityczna wychowała się na pobożnych mitach, że w polityce są podstawowe zasady. Jeżeli w przeszłości przestrzegano pryncypiów ludowładztwa, to i teraz na pewno też podstawowe pewniki demokracji będą obowiązywały. Zresztą tak niedawno wyszliśmy z nielubianego ustroju realnego socjalizmu, więc ogół przyjmuje, że każda następcza formacja polityczna z założenia będzie i demokratyczna, i liberalna, i po prostu lubiana. Jeżeli jesteśmy antytezą nielubianego i wstrętnego realnego socjalizmu, to każda nowa formacja musi być lepsza.
Święta naiwności, wystarczy tylko przeczytać historię Rzymu. W młodości starszy brat studiował na UW i Sorbonie historię, ja mu podbierałem ciekawe książki. „Rzym”, napisany przez radzieckiego autora, był ciekawy. Lektura obowiązkowa dla każdego domorosłego polityka. W kontekście ustaw o wpływach rosyjskich przyznaję dobrowolnie, że chyba uległem wpływom tego profesora radzieckiego. Cóż jednak wynika z analizy tej biblii starożytności? Wniosek jest jeden, nie ma żadnych reguł przewidywalności, wszystko w polityce jest zależne od osobowości graczy politycznych i bieżącej sytuacji. tekście bliskich wyborów, skąd pewność, że odbędą się one zgodnie z porządkiem starych demokracji? Demokracja tylko pozornie jest stanem trwałym i zgodnym z życzeniem większości. Takie myślenie to niestety tylko pobożne chciejstwo. Opozycjo, dość lenistwa, dość strachu i nieudacznictwa, trzeba się brać do walki o utrzymanie ludowładztwa, tego może niezbyt sprawnego działania, lecz cóż, nikt nic lepszego nie wymyślił.
Całe działania partii opozycyjnych wynikają z przekonania, że demokracja jest dobra ze swojej natury i lud w końcu, końców wybierze demokratów sam z siebie. Takie założenie jest po prostu naiwne. Wielokrotnie ów mityczny lud wybierał dyktatorów lub ich dobrowolnie akceptował. Kim był Piłsudski, dyktatorem, którego naród kochał, kim Hitler, on był wręcz ubóstwiany, kim Franko, kim Salazar, kim Stalin w końcu.
Opozycja ma psi obowiązek walki na argumenty, by przekonać naród, że autorytarna, silna, sprawcza władza jest dobra tylko na początku, gdy zaczynają się takie rządy, i gdy przychodzi do odsunięcia tej władzy, to często zaczyna lać się krew. Przykład krajów afrykańskich – tam po dekolonizacji były i dyktatury, i demokracje. Kryzysy klimatyczne powodowały klęski głodu i u jednych, i u drugich. Kraje demokratyczne miały uznanie międzynarodowe i prosiły o pomoc, ją dostawały, i kryzys przechodził. Kraje dyktatorskie z reguły ukrywały głód, bo dyktator jawiący się jak zbawca nie chciał tracić nimbu wszechmocy, pomocy nie było, i miliony marły. Dziś w Korei Północnej już rozpoczyna się kolejny głód, kto tam pojedzie pomagać? Gdy w Etiopii Cesarz Hailie Selasje zgodził się łaskawie na dostawy ziarna dla umierających milionów, to jako dobry władca zażądał od dostawców opłat celnych, wojsko nie wytrzymało i pognało „dziada”.
Więc na co czeka opozycja, chyba na to, by władza sama obmierzyła ludziom i by ci głosowali na liberalną demokrację. Gdzie jest praca polityczna elit? Ano nie ma tej pracy. Czas, by w końcu ktoś z opozycji powiedział o co idzie ta aktualna gra polityczna. Taka praca ideowa jest konieczna. Co to jest podział władzy, po co są potrzebne wolne sądy, po co jest potrzebna wolność osobista kobiet? To nie państwo ma orzekać, czy zygota to naprawdę już człowiek. Może czas sprawdzać wysokiej rangi polityków dążących do najwyższych stanowisk, czy nie mają cech psychotycznych.
Wszyscy podziwiamy Napoleona Bonaparte, lecz cóż, on gdy nawet zdobył Moskwę, to siedział tam czekając na zimę, ta przyszła i go prawie zabiła. Po co Aleksander Wielki pchał się do Indii, Afganistanu? Buntowała się jego armia, parł naprzód bez możliwości ustanowienia tam władztwa. Nam mężczyznom imponują takie bojowe typy, lecz naród to kobiety, dzieci, starsi – po co im takie przywództwo?
Popatrzmy na scenę polityczną, ilu jest nawiedzonych działaczy. Może jednak czas na badania profilaktyczne. Pytanie à rebours, czy rzeczony na początku „Przewrót stał się”? Ano wszystko na to wskazuje. Wraca refren z piosenki Skaldów, „Gęsi kroczą ku mnie w ostatnim sennym kontredansie”. Czy my, jako społeczeństwo, jesteśmy może w tym nastroju i nie widzimy, że już wszystko jest pozamiatane?
Wybory będą, oczywiście tak. Ale czy władztwo będzie przekazane i komu? Zdrajcom, agentom wpływu, antypolakom, ateistom, a może LGBT? Gdy naród nie zaprotestuje, to nie ma siły, by zmiany się dokonały. Naród jest syty i zadowolony, nawet pieniędzy z Brukseli nam nie potrzeba, więc suweren nie zrobi nic, jest zadowolony.
Gdy wiele lat temu odbywały się spokojne wybory na Białorusi, wysyłano tam obserwatorów, by patrzyli, czy jest to proces demokratyczny. Chciało się płakać nad tą naiwnością bogatego Zachodu. Tam wybory odbyły się lata wcześniej. Urabianie opinii przez telewizję, gazety, kupowanie popularnych ludzi przez reżim powodowało, że naprawdę ludzie wcześniej już sami widzieli, że nikogo poważnego oprócz Łukaszenki naprawdę nie ma. Tak więc co można było stwierdzić w dniu wyborów? Ano to, co teraz u nas się szykuje. To nie ten dzień jest kluczowy, lecz te setki dni urabiania opinii decydują.
My, tak zwana inteligencja, oceniamy, że propaganda rządowa jest prymitywna i nieudolna. Tak jest, ale ta propaganda jest kierowana do tak zwanych mas ludowych. One nie mają czasu na bzdurne dywagacje o wyższości liberalnej wolnej gospodarki i swobodnej konkurencji. Te masy często aprobują kłamstwo polityczne, bo to masowe kłamanie działa na ich korzyść.
Twierdzenie posła Brudzińskiego, „Komuniści i złodzieje”, ma się nijak do Jaruzelskiego, Kiszczaka, Gierka, Gomółki. Przecież to byli ideowcy, państwowcy, którzy osobiście niczego nie ukradli. Kierowali słabo udolnym ekonomicznie państwem, a takie określenie do nich przylgnęło. Dopiero teraz do prawdziwych pieniędzy i wpływów przyssały się dziesiątki tysięcy bezideowych działaczy.
Czy po tych i takich wyborach ta nowa klasa pozwoli się odsunąć? Na pewno nie. Musiałby przyjść głód i nędza. Gdy znów czytamy historię, to prawda jest smutna. Nawet bieda i opresje nie wystarczą do przemian. Gdy umierał krwawy tyran Stalin, ludzie doznawali zawałów, płakali.
Tak więc jeszcze raz, gdy opozycja nie weźmie się do pracy ideologicznej, to marne nadzieje, że cichy przewrót, który już stał się, da się odwrócić. En Avant Marchons, Marchons. Marsylianka.