8 listopada 2024

loader

To nie jest kraj dla młodych ludzi

fot. pexels

Mikołaj Pawlak, Rzecznik Praw Dziecka, wezwany do odpowiedzi po śmierci ośmiolatka z Częstochowy powiedział, że system nie zawiódł, ale zawiedli ludzie. Zastanawiam się, kto wobec tego tworzy ten system. Maszyny? Zombie? Bo ktoś przecież musi.

Daleki jestem od tego, żeby za śmierć malucha z Częstochowy dymisjonować kogo się da, z RPDz na czele. To typowe zagranie pod publikę, czysta polityka, szkoda że na tyle cyniczna, bo obliczona na zysk po stracie i to tak tragicznej. Niczemu Mikołaj Pawlak nie winien. No, chyba że miał sygnały na temat tej, konkretnej sprawy i nie zareagował, ale na to dowodów brak. A jak nie winien on, to kto? W takich wypadkach znalezienie kozła ofiarnego jest w polityce arcyważne. Bo faktycznego sprawcę ujęto i niebawem otrzyma, surowy zapewne, wyrok. Życia chłopcu to nie wróci, podobnie jak wielu, nawet nie chcę myśleć jak wielu, innym, maltretowanym, głodzonym i bitym na śmierć dzieciom w polskich domach. Ale to za mało. Trzeba krwi. Chemicznej kastracji. Albo nawet kastracji rzeczywistej, najlepiej tępą żyletką z bezpośrednią transmisją w prajmtajmie.

Gen zła

Było tak, kiedy utopiono bezimiennego chłopczyka w Wiśle; kiedy matka małej Madzi szukała w internecie sposobów uśmiercenia noworodka, będzie tak i teraz. I nie będzie to, niestety, ten ostatni raz. Bo ludzie, w przeciwieństwie do zwierząt, mają w sobie, dla zwierząt obcy, gen, który pozwala im pastwić się nad własnym potomstwem i nad własnym gatunkiem, od samego zarania świata. Ani ten, ani poprzedni rząd tego nie zmieni i nie zmienił. Ale każdy inny rząd, bo w siłę tego nieco powątpiewam, powinien potrafić zminimalizować podobne przypadki bestialstwa człowieka wobec drugiego, zwłaszcza bezbronnego dziecka, które znikąd nie ma pomocy ani nie potrafi się samo obronić. 

Kto zawinił?

Napisałem, że Mikołaj Pawlak nie jest w tej sprawie winny. No to może sąd, który nie dopatrzył się w małym Kamilu oznak przemocy domowej. Zapewne. Może opieka środowiskowa, która w porę nie reagowała. Pewnie też. Może policja, która nie potrafiła skutecznie odizolować sadysty. Bez wątpienia. Może w końcu szkoła, która choć monitowała, nie zapobiegła tragedii. Zapewne. Czym są te wszystkie instytucje, jak nie system właśnie, którego Mikołaj Pawlak broni. Bo przecież on nie zawiódł. Tak, Szanowni Państwo, system jest byle jaki, niedofinansowany i dziurawy, a jego najgorszą składową, podobnie jak w każdym innym systemie, jest rozmycie odpowiedzialności. 

My niewinni, to tamci. Ale myśmy postępowali zgodnie z procedurami, to ci z góry. Mamy dokumenty, u nas w papierach jest w porządku, piszcie do powiatu. Znacie to Państwo skądś? Tak działa niemal każdy, administracyjny system w Polsce, w którym obywatel próżno może szukać porady i zmiłowania, a który chroni swoje własne trybiki. Wrzucenie do systemu, z dnia na dzień, zasady personalnej odpowiedzialności za podejmowane decyzje wcale go nie wyprostuje ani nie uzdrowi, co jedynie rozwali do reszty rachityczną skorupę, która trzyma się siła własnego bezwładu i sieci powiązań rodzinno-towarzysko-partyjnych. 

System ów, jak każdy jemu podobny, uzdrowią jedynie większe pieniądze. Bo, wbrew temu co mówi Rzecznik Praw Dziecka, ludzie którzy ów system tworzą, bywają zawodni. Ale kiedy ludzi jest więcej i mają mniej na głowie, szansa na popełnienie rażących zaniedbań też się pomniejsza. Tym samym wzrasta szansa na ratunek dla kolejnego dziecka. Tej prostej arytmetyki nie da się zaklajstrować ani przeskoczyć.

Budować system

Żeby zminimalizować ryzyko podobnych tragedii, trzeba dołożyć do systemu dodatkowych pracowników. I to takich, którzy będą dobrze uposażeni, bo ich praca będzie wiązała się z dużą odpowiedzialnością i ryzykiem, a za pół darmo nikt pracować nie zechce. Ludzi przeszkolonych, tak merytorycznie jak i psychologicznie i…fizycznie. Nie paniusie na obcasach, tylko ludzi, którzy pójdą do żulii albo lumperki gnieżdżącej się zapluskwionej izbie, i wyrwą im z rąk niedożywione i posiniaczone pacholęta. Tak, dobrze Państwo przeczytali. Jeśli trzeba, to wyrwą. Trzeba sądów, które nie będą się bały orzekać odebrania bądź ograniczenia praw. Urzędników, którzy nie będą zastraszani mitem o „Świętej Rodzinie”, do której nie należy się wtrącać, a wychowanie progenitury zostawić pijakom i degeneratom, których jedyną formą rodzicielskiej miłości była prokreacja parę lat wcześniej.

Wreszcie, trzeba przepisów, twardych i z mocą żelaza egzekwowanych, w myśl których, po najmniejszych nawet sygnałach, że dzieciom w jakiejś rodzinie może się dziać krzywda, opieka społeczna będzie wkraczać prewencyjnie i, tak jak w znienawidzonej i zlaicyzowanej Skandynawii, odbierać maluchy, do czasu aż tatuś z mamusią się nie naprostują albo nie wyprostują swoich spraw. Brutalne? Zapewne. Ale przypomnijcie sobie, jak wyglądało ciało zmaltretowanego chłopca z Częstochowy, po ośmioletnim pobycie we wzorowej, polskiej, katolickiej rodzinie, w której ojciec jest tak samo ważny jak i matka, a jak matka gdzieś wyjedzie, to nawet ważniejszy! Wolę być tym bezdusznym urzędnikiem albo ministrem, który dopuści u nas podobne jak w Szwecji czy Norwegii rozwiązania, niż tym, przez którego miałkość i brak zdecydowania, dzieciom w tym kraju ich najbliżsi będą gotować los gorszy niż prosiętom w rzeźni. 

Jarek Ważny

Poprzedni

Pakistan. Aresztowanie byłego premiera wywołało protesty

Następny

Trump winny napaści seksualnej