Polska dramatycznie nie radzi sobie z wykorzystaniem unijnych środków. Jako europoseł, któremu szczególnie leżą na sercu kwestie finansów europejskich i polskiej gospodarki, wielokrotnie zwracałem uwagę na problem bardzo słabego wykorzystania przez nasz kraj środków unijnych z perspektywy finansowej 2014–2020.
Problem narasta. Przychody na rachunku płatniczym Polski spadły niemalże do zera! Sytuacja naprawdę jest bardzo poważna, ponieważ płatności z funduszy europejskich przeznaczone na inwestycje praktycznie ustały. Dzieje się tak dlatego, że pomimo upływu ponad 1/3 siedmioletniego okresu obecnych ram finansowych, jak dotąd Polska zdołała zainwestować zaledwie kilka procent środków z Polityki Spójności, dostępnych już od 1 stycznia 2014 r. Obrazowo mówiąc, w rok inwestujemy tyle, ile powinniśmy inwestować w miesiąc. Na szczeblu samorządowym wykorzystanie środków unijnych również wynosi zaledwie od 2 do 6 proc.
Kto za to odpowiada? Prawda jest taka, że zarówno poprzedni rząd koalicji PO-PSL, który nie pozostawił po sobie żadnych gotowych projektów, jak i rząd obecny, który takich projektów nie przygotował. Całkowitego zastoju w inwestowaniu środków unijnych nie można tłumaczyć cyklem perspektyw finansowych. W przypadku perspektywy 2007–2013 napływ środków rozpoczął się już po dwóch latach jej trwania, tj. na początku 2009 r. Dziś powinniśmy być bardziej doświadczeni i skuteczni w pozyskiwaniu tych pieniędzy. Niestety, jest dokładnie odwrotnie. Kończy się już trzeci rok perspektywy finansowej 2014–2020, a napływu środków unijnych jak nie było, tak nie ma. I w praktyce jeszcze przez najbliższy rok nie będzie! Przecież, by unijne pieniądze pozyskać, trzeba zdobyć akceptację projektu, rozpisać przetarg i przeprowadzić całą procedurę.
Czym ten zastój grozi? Przede wszystkim, trzeba brać pod uwagę, że wiele polskich firm zbudowano (lub rozbudowano) podczas realizacji inwestycji z poprzedniej perspektywy finansowej. Odwlekanie inwestycji w ramach obecnej perspektywy może mieć dla tych firm katastrofalne skutki. Bez inwestycji płynność polskich firm, budujących drogi czy koleje, jest zagrożona. Banki mogą wypowiedzieć udzielone im kredyty. To samo dotyczy wielu firm produkujących na rzecz polskiego przemysłu: m.in. fabryk i mniejszych kooperantów. Istnieje realna groźba doprowadzenia do śmierci polskiego przemysłu działającego na rzecz inwestycji transportowych. Zwłaszcza na kolei. Jeżeli inwestycje rozpoczną się dopiero w 2019 r., to do tego czasu polskie firmy mogą już dawno zbankrutować, a państwowe zamówienia zostaną udzielone firmom zagranicznym, pozbawionym rodzimej konkurencji.
Jednocześnie pozwalam sobie wyrazić wątpliwość, czy wysiłek finansowy rzeczywiście wkładany jest w tzw. „repolonizację gospodarki”. Weźmy na przykład kwestię odkupienie banku Pekao z rąk włoskich, co ma podobno kosztować 12 mld zł. Można wyobrazić sobie lepsze zainwestowanie tych pieniędzy. Przeznaczenie 12 mld zł na inwestycje w ramach Polityki Spójności pozwoliłby na sfinansowanie inwestycji o wartości 12 mld, ale euro! Środki te zostałyby wówczas wykorzystane na rozbudowę infrastruktury w Polsce, tworzenie tutaj miejsc pracy i rozwój rodzimych firm. A nie na ratowanie włoskich banków! A przecież tak to właśnie wygląda. Rząd PiS chce odkupić od włoskiego Unicredit bank, który sam sprzedał 17 lat temu – działając wówczas jako AWS – za kilkukrotnie niższą cenę! Czy ktokolwiek – poza członkami rządu – jest w stanie wytłumaczyć, jaki to miałoby mieć sens? Wielkie słowa o odpowiedzialnym rozwoju polskiego przemysłu okazują się dziś jedynie frazesami.
Co więcej, polski rząd wyraźnie nie przejawia chęci, aby na poważnie wnioskować o środki z Europejskiego Funduszu na rzecz Inwestycji Strategicznych (EFSI). Fundusz ten ma na celu uruchomienie inwestycji o wartości 500 mld euro, zaś – jak dotąd – mówi się o pozyskaniu przez Polskę zaledwie 1,5 mld euro. Wykorzystanie ich na poziomie zaledwie nikłego ułamka procenta trudno nazwać inaczej, jak pozorowaniem działania.
Aktualnie trwa rewizja perspektywy finansowej, co oznacza, że władze Unii Europejskiej dokonują przeglądu wydatkowania środków unijnych w poszczególnych krajach członkowskich. W wyniku nieudolnego ich inwestowania, Polska może stracić ogromne pieniądze.
Przyznanie nam tych unijnych środków przez Komisję Europejską poprzedni rząd ogłosił wielkim zwycięstwem Polski. Ich utrata byłaby wielką polską przegraną. I to wszystko pomimo dobrze wynegocjowanego traktatu akcesyjnego z 2003 roku. Ostrzegam, że UE będzie teraz szukać oszczędności, gdzie tylko się da.