8 listopada 2024

loader

Widok z Białej Wieży

Czy festiwal teatralny „Biała wieża” w Brześciu odbija obraz współczesnej Białorusi? Czym stał się przez ponad 20 lat: lustrem, soczewką, oknem na świat, a może po prostu obiecującym spotkaniem?

Kiedy 22 lata temu festiwal odbywał się po raz pierwszy wzięło w nim udział niewiele teatrów. Od tej pory pokazano w Brześciu (i okolicach) ponad 550 spektakli z niemal 60 krajów. Festiwal stał się magnesem przyciągającym artystów, reprezentujących rozmaite kierunki artystycznych poszukiwań i odmienne tradycje teatralne.
„Międzynarodowy Festiwal Teatralny Biała Wieża to forum, na którym można spotkać grupy teatralne z całego świata, a poprzez sztukę teatralną zbadać ich postrzeganie uniwersalnych tematów, pobudzać dialog społeczny, pogłębiać kontakty między ludźmi i większe zrozumienie między kulturami” – tak anonsuje festiwal jego dyrektor, Aleksandr Kozak, na oficjalnej stronie Akademickiego Teatru Dramatycznego im. Leninowskiego Komsomołu Białorusi. Pytany o kryterium doboru spektaklu, odpowiada z uśmiechem: zapraszamy dobre przedstawienia.
To oczywiście kryterium zawodne. Brak wyraźnie sprecyzowanego kierunku estetycznego czy tematycznego siłą rzeczy skazuje festiwal na eklektyzm. Wszystko zatem zależy od smaku selekcjonera – jeśli ma gust dobry, można być spokojnym, a jeśli nie – rezultat może być wątpliwy. Na szczęście Aleksandr Kozak ma dobry gust, toteż znakomita większość spektakli przez niego zaproszonych (a było ich tym razem niemal 30 z 14 krajów) odznaczała się wysokim poziomem.

Swoją nazwę zawdzięcza festiwal Białej Wieży,

czyli baszcie obronnej w nieodległym od Brześcia Kamieńcu. Wieża została wzniesiona w XIII wieku na polecenie księcia wołyńskiego Włodzimierza Wasilkowicza. Przechodziła rozmaite koleje losy. Burzona, podpalana, odbudowywana, remontowana na zlecenie cara, władz radzieckich i niepodległej Białorusi – przetrwała. Wznosi się ponad trzydzieści metrów nad okolicą jak strażnica, choć dzisiaj nie pełni już funkcji obronnych – dawno przeszła pod opiekuńcze skrzydła muzeum okręgowego. To właśnie u jej stóp w roku 1996 odbył się inauguracyjny spektakl festiwalu, który zgromadził wówczas teatry z sześciu krajów. Potem zrezygnowano z inauguracji pod Wieżą, ale nazwa pozostała. Pozostała też żywa do dzisiaj tradycja spektakli plenerowych – w tym roku na placu Lenina, nieopodal pomnika wodza rewolucji wystąpił m.in. lwowski Teatr Woskresinja ze spektaklem – kolażem piosenek „Pociąg ze Lwowa”. Można było usłyszeć popularne niegdyś piosenki przedwojenne po ukraińsku i po polsku, znalazło się miejsce także dla ogólnopolskiego szlagieru z tamtych lat, czyli „Tanga Milonga” w archiwalnym nagraniu Mieczysława Fogga. To był nostalgiczny spektakl, przyjęty bardzo ciepło – zresztą Polaków tu się lubi, mimo że to Grodno, a nie Brześć jest centrum białoruskiej Polonii. Jednak w Brześciu bardzo wielu Białorusinów uczy się polskiego, nie tylko po to, aby jeździć po zakupy specjalnymi kursami busów „Shoppoing in Poland”. Niektórzy planują studia, a niektórzy i całe życie w sąsiedniej Polsce. Nie ma oficjalnych statystyk, w jakiej to się odbywa skali, ale tutejsza nauczycielka polskiego powiada, że wszyscy jej ubiegłoroczni kursanci (a miała ich 150) wyjechali na stale do Polski. Polska to drzwi do Unii, a Unia otwiera cały świat.
Wielu ludzi demonstruje swoją znajomość polskiego. Można usłyszeć nasz język prawie wszędzie, częściej niż białoruski, którym posługują się tylko „czudaki”. Nietrudno też natknąć się na informacje, gdzie można się zapisać na kursy języka polskiego. Jednak piosenek lwowskich jeszcze plac Lenina nie słyszał. Skąd inąd ile tu roboty miałby niestrudzony IPN, tyle nazw ulic do wymiany, tyle pomników do usunięcia. W Brześciu prawie nikt się tym nazwom nie dziwi ani nie uważa za zmorę przeszłości. Widziałem gości z zagranicy, którzy z upodobaniem robili sobie zdjęcia przy monumentalnym pomniku Lenina. Opowiedziałem o tym miejscowej dziennikarce, która znalazła w tym dobry znak – może to właśnie pamiątki czasów radzieckich okażą się magnesem dla turystów? A już na poważnie dodała, że z historią można się wadzić, ale nie sposób jej zmienić i nie ma powodu do tworzenia nowych białych plam.
Ale nie tylko bulwar Lenina, Marska, Engelsa, Krupskiej czy miła uliczka Komunistyczna przy parku, tonąca w zieleni (jak zresztą niemal cały Brześć) wyczerpują tutejszą fantazję nazewniczą. Miejscowy dworzec autobusowy mieści przy ulicy Mickiewicza (okazałe popiersie naszego wieszcza także łatwo znaleźć), wielu znamienitych twórców literatury i teatru znalazło tu swoje miejsce. Piękna jest aleja Gogola z jego proporcjonalnym biustem. Ciągnie się przez centrum miasta z biegnącą środkiem aleją parkową między dwupasmowymi jezdniami. Przypomina swoim pomysłem krajobrazowym rozmach barcelońskiej La Rambli. Zresztą to parkowe rozwiązanie można zauważyć na wielu innych ulicach. Ta jednak jest wyjątkowa, nie tylko ze względu na sąsiedztwo Teatru Dramatycznego i wznoszonego dość opieszale nowego budynku Teatru Lalek, ale z uwagi na pomysłowe rzeźby ustawione w parkowej alei. Nawiązują one do znanych opowiadań i komedii Gogola. Można tu nawet wsiąść do odlanej z brązu petersburskiej dorożki czy też zrobić zdjęcie pamiątkowe na tle Nosa, bohatera jego sławnej satyrycznej opowieści.
Wyjątkowy charakter spotkania teatralnego w Brześciu polega więc na wkomponowaniu w atmosferę

otwartego na artystów

miasta, w którym życie nie toczy się zbyt szybko (mniej samochodów, ale za to więcej czystego powietrza niż za nieodległą granicą), różnorodności współczesnego teatru: od klasycznego dramatu, przez nowoczesny dramat eksperymentalny, występy teatrów lalkowych, przedstawienia uliczne czy teatry taneczne, spektakle ansamblowe i monodramy. Można tu znaleźć niemal wszystko, od bujnego teatru etnicznego po ascetyczny teatr minimalistyczny. W ciągu minionych dwudziestu lat festiwal brzeski malował teatralne widoki na świat.
Jak co roku i tym razem Biała Wieża okazała się panoramą białoruskiego teatru, bez taryfy ulgowej konfrontowaną z wybitnymi osiągnięciami wielu teatrów. Najwyższy poziom wyśrubował Kama Ginkes, który przywiózł do Brześcia swój sławny spektakl „Skrzypce Rotszylda” z Teatru Młodego Widza w Moskwie. To trzecia część jego trylogii opartej na opowiadaniach Czechowa („Dama z pieskiem”, „Czarny mnich” i „Skrzypce Rotszylda”) , która ukazuje wewnętrzną burzę namiętności, zmagania człowieka z samym sobą, poszukującego sensu życia i własnej drogi. Spektakl, wcześniej nagradzany i pokazywany w Polsce na festiwalu Kontakt w Toruniu, grany już od 15 lat, zachował wielką siłę oddziaływania, niezwykłą dyscyplinę i precyzję wykonania. Wzbudził powszechny podziw – stąd dyplom za najlepszy spektakl i doskonałość.
Wśród wyróżnionych teatrów znalazł się Cloud Theatre z Wrocławia za stworzenie nowego języka teatralnego w spektaklu „Krótka historia wszechświata” w reżyserii i opracowaniu muzycznym Teo Dumskiego. Spektakl, w którym niemal idealnie współpracuje technologia (grafika, muzyka, projekcje wideo) i praca aktorów, wykonujących rozmaite ewolucje na podłodze, w wyodrębnionym fragmencie sceny znalazł entuzjastów w młodej brzeskiej widowni i wśród krytyków, którzy dostrzegli w nim nie tylko nowy język teatralny, ale zarazem głębokie przesłanie humanistyczne. Przedstawienie tak pod każdym względem inne niż spektakl Ginkesa ukazało odmienność dróg, ale wspólnotę celów teatrów należących do innej tradycji i innej linii estetycznej.
Za zespołowe osiągnięcie aktorskie wyróżniono spektakl „Spektrum” wg Sławomira Mrożka (reż. Andro Znukidze) Teatru Dramatycznego z Batumi. Warto dodać, że reżyser nasycił sztukę Mrożka („Karol”) oryginalnymi pieśniami gruzińskimi, nadając przedstawieniu wyraźnie własne piętno, nie tracąc jego przesłania – przestrogi przed ślepą siłą dążącą do konfrontacji z wrogiem, kimkolwiek by on nie był. To kolejny polski akcent, który znalazł w Brześciu wyraźną akceptację. Podobnie się stało z węgierskim spektaklem „Iwona, księżniczka Burgunda” Witolda Gombrowicza w inscenizacji ukraińskiego reżysera, Jarosława Fedoryszyna, opowieści o uwięzieniu w formie, od której nie ucieczki. Mocną stroną festiwalu były monodramy. Prawdziwy zachwyt wzbudziła Birute May (Litwa), uznana za najlepszą aktorkę („Anioły Dostojewskiego”).

Z tą wysoko zawieszoną poprzeczką

dialogował teatr białoruski.
Szerokie echo wywołał spektakl „Opium” z niezależnego mińskiego teatru „Miniatura”, który odsłonił codzienną walkę o byt, prowadzącą do straceńczych decyzji – główny bohater zaciąga się jako najemnik do oddziałów na Ukrainie. Siłą tego przedstawienia jest uniwersalny wymiar fabuły, wpisanej w nierealistyczną inscenizację – jej symboliczna wymowa kieruje w stronę egzystencjalnej refleksji i poczucia kruchości ludzkiego życia. Połączenie dokumentalnego, bez mała reporterskiego tekstu z symboliką spektaklu (dekorację budują rozmaitej wielkości skrzynki wypełnione ziemią) czyni z niego unikatowe zdarzenie. W inną stronę idzie Iwan Kirczuk, który w brzeskim teatrze przygotował spektakl oparty na białoruskim folklorze „Moja droga”. To był jedyny spektakl grany po białorusku, bo złożony głównie z gawęd i pieśni ludowych. Nie była to jednak żadna „cepelia”, ale błyskotliwie skomponowana całość – wszystkie bowiem pieśni i opowieści wtopione zostały w kosmiczne koło natury, kalendarz rolniczy, następstwo pór roku. Ta naturalna dramatyzacja, ukazała miejscowy folklor w nieznanym świetle, a pokaz bogactwa instrumentów muzycznych (co najmniej dwadzieścia rodzajów okaryn) dowiódł jak wspaniałe skarby kryje rodzima kultura.
Te i inne, bo było ich więcej, widoki z Białej Wieży pokazują Białoruś jako kraj pełen zaskoczeń, poszukujący dla siebie nowych środków wyrazu, łaknący dialogu z innymi i przyjazny przybyszom.

trybuna.info

Poprzedni

Trzynasty rok z aferą korupcyjną

Następny

Wypominki (17, 18)